Choć daleko nam do przodujących w zestawieniu Włochów, odbiegamy również od domykających porównanie Łotyszy. Pierwsi spędzają u jednego pracodawcy średnio 15 lat. U drugich przeciętny czas zatrudnienia w jednym zakładzie wynosi jedynie 8,4 roku.
Wynik naszego kraju świadczy o dużej zachowawczości polskich pracowników. Większość z nas podchodzi do kariery bardzo ostrożnie. Boimy się podejmowania wyzwań, rozczarowania czy stresu związanego ze zmianą. Od zawodowego ryzyka wolimy zawodową stagnację, a w zamian za lojalność oczekujemy jedynie pewności zatrudnienia. Dodatkowo działamy w sprzeczności z rynkową logiką. Pracy szukamy zazwyczaj wtedy, gdy z gospodarką dzieje się źle. Z danych GUS-u wynika, że sprzyjające pracownikowi wskaźniki – wzrost płac oraz spadek bezrobocia – nie skłaniają do zmiany pracy. Paradoksalnie, nasza skłonność do rozglądania się za nową ofertą rośnie wtedy, gdy rynek ulega wyhamowaniu.
Sama zachowawczość nie jest jednak taka zła. W stabilnych, rozwiniętych branżach dłuższy okres zatrudnienia świadczy o zawodowej dojrzałości kandydata, jest odbierany jako czynnik sprzyjający „rozwinięciu skrzydeł” – podszlifowaniu kwalifikacji, rozszerzeniu grona znajomych po fachu czy ugruntowaniu pozycji w branży. Częsta zmiana pracy będzie natomiast „usprawiedliwiona” w przypadku kandydatów młodych, poszukujących własnego miejsca na rynku pracy. Im wyższe stanowisko, tym trudniej umotywować taką chęć. Częste zmiany pracy są bowiem odbierane jako przejaw niewielkiego zaangażowania w życie czy trudności z doprecyzowaniem własnych celów zawodowych.
Równie niekorzystnie może być jednak ocenione zbyt długie przebywanie w jednej firmie, zwłaszcza gdy pracujemy przez cały czas na jednym stanowisku i wykonujemy ten sam zakres obowiązków. Taka „hibernacja” nie przybliża do wyznaczonego celu zawodowego. Może również świadczyć o niewielkiej ambicji, przywiązaniu do rutyny czy ograniczonych kwalifikacjach lub zdolności do adaptacji – podkreśla rynekpracy.pl.