Do 2020 roku w Polsce pojawi się 1,7 mln etatów. To pracownicy będą dyktować warunki pracodawcom. Dziś na rynku pracy jest znacznie trudniej, niż wynika to z rejestrowanego bezrobocia. Zgodnie z nim w końcu listopada było ponad 1,9 mln osób bez zajęcia.
Od 2,8 miliona osób bez pracy dziś do nadwyżki ofert zatrudnienia w roku 2020 – tak w skrócie można opisać to, co stanie się na polskim rynku pracy w ciągu 9 lat. Ale zanim z punktu widzenia pracownika zacznie być dobrze, do roku 2015 armia Polaków bez zajęcia będzie się powiększać.
Osoby, które nie poszukują pracy, ale są gotowe do jej podjęcia w krajach Unii Europejskiej
/
DGP
Dziś na rynku pracy jest znacznie trudniej, niż wynika to z rejestrowanego bezrobocia. Zgodnie z nim w końcu listopada było ponad 1,9 mln osób bez zajęcia. Okazuje się jednak, że według najnowszych danych już w ubiegłym roku blisko 2,8 mln zdolnych do pracy Polaków nie miało zajęcia. Ta liczba wynika z pierwszej próby oszacowania przez
GUS niewykorzystanych w pełni zasobów pracy na podstawie badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL). Prawie 1,7 mln to bezrobotni, a dodatkowo ponad 640 tys. to osoby gotowe do podjęcia pracy, które jednak jej nie szukają, ponieważ straciły wiarę w jej znalezienie. Do tego 116 tys. poszukiwało pracy, choć nie było gotowych do jej podjęcia w ciągu dwóch tygodni i jednocześnie 309 tys. pracowało w niepełnym wymiarze czasu, mimo że chciało pracować na pełnym etacie. To w sumie daje blisko trzymilionową rzeszę osób.
Szacunki „DGP” pokazują, że dopiero za 9 lat sytuacja na rynku pracy zmieni się radykalnie. Z danych BAEL wynika bowiem, że w latach 2000 – 2010 przybyło 1,7 mln miejsc pracy. Można oczekiwać, że również w obecnej dekadzie przybędzie tyle etatów. Równocześnie do 2020 r. liczba osób w wieku produkcyjnym, nawet po wydłużeniu
wieku emerytalnego, skurczy się o prawie milion. Ale pozostaną po nich w większości miejsca pracy. Będzie więc ich dodatkowo około 2,7 mln, a więc tyle, ile dziś brakuje. W efekcie miejsc pracy będzie tyle, ile osób w wieku produkcyjnym. A to oznacza, że zacznie nawet brakować pracowników, bo nie wszyscy zdolni do pracy chcą się zatrudniać.
Rocznie powinno powstawać 200 – 250 tys. miejsc pracy netto
Ale zanim tak się stanie, będziemy przeżywać niezwykle trudny okres na rynku pracy. – Do 2015 r. pojawi się na nim 3,5 mln absolwentów wyższych uczelni i różnego typu szkół zawodowych. Będzie to ostatnia fala osób z wyżu demograficznego z lat osiemdziesiątych, które będą chciały zacząć karierę zawodową – mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Dodaje, że niestety w większości trafią do rejestru bezrobotnych albo wyjadą za granicę. – Jeśli nic się nie zmieni, w najbliższej przyszłości przyrost liczby nowych miejsc pracy będzie za mały w stosunku do tych, które są likwidowane, i występującego w tym czasie popytu na pracę – podkreśla Kabaj. Profesor dodaje, że by sytuacja nie się pogarszała, w najbliższych czterech latach powinno powstawać rocznie netto 200 – 250 tys. A jak wynika z danych GUS, w ub.r. przybyło ich netto tylko 153 tys. Po trzech kwartałach br. 163 tys. – Przede wszystkim dlatego, że w Polsce inwestujemy tylko 20 proc. PKB. Aby wykorzystać w pełni zasoby pracy, powinniśmy zwiększyć inwestycje o 5 pkt proc. – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan. Eksperci uważają, że inwestycji tworzących miejsca pracy jest mało również dlatego, że przedsiębiorcy obawiają się pogorszenia koniunktury w związku z perturbacjami finansowymi w
UE. Dlatego ich zyski trafiają na lokaty bankowe, na których zgromadzili do końca listopada prawie 194 mld zł.
Polacy bez pracy i wiary w przyszłość
Aż 643 tys. osób straciło w ubiegłym roku wiarę w znalezienie płatnego zajęcia i dlatego nie poszukiwało pracy, choć było gotowych ją podjąć – wynika z badań
GUS poświęconych niewykorzystanym w pełni potencjalnym zasobom pracy w Polsce. – To efekt trudnej sytuacji na rynku pracy, na którym bardzo mało jest ofert zatrudnienia – ocenia Karolina Sędzimir, ekonomista PKO BP. Ale nie tylko.
Bez wykształcenia
Z badań GUS wynika również, że wśród zniechęconych dominują osoby z niskim poziomem kwalifikacji. Ponad połowę z nich (52 proc.) stanowiły osoby z wykształceniem zasadniczym zawodowym i niższym. Jednocześnie w tej grupie było tylko 10 proc. z dyplomem wyższej uczelni. Ponadto wśród osób nieposzukujących pracy, ale gotowych do jej podjęcia dominowały
kobiety – było ich 358 tysięcy.
Niedopasowani do rynku
– Bierność zawodowa tych osób wynika przede wszystkim z niedopasowania ich kwalifikacji do popytu na pracę występującego na lokalnych rynkach – ocenia Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku. Jego zdaniem osoby te mogły się zniechęcić do poszukiwania pracy również dlatego, że otrzymywały propozycję wynagrodzenia niższą od ich oczekiwań płacowych.
Starsi rozkładają ręce
Zdaniem ekspertów rozczarowanych będzie przybywać, bo zniechęcenie jest często pochodną długości czasu pozostawania na bezrobociu. A wśród bezrobotnych dłużej niż rok pracy szuka ponad połowa – w listopadzie tego roku było ich 965 tys.
Według GUS wśród osób zniechęconych bezskutecznością poszukiwania pracy przeważały osoby pomiędzy 45. a 64. rokiem życia – ich odsetek wynosił 47 proc. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja wśród tych, którzy wprawdzie poszukiwali pracy, ale byli niegotowi do jej podjęcia. W tej grupie aż 56 proc. stanowili ludzie młodzi w wieku do 34 lat.
Kobiety dominują wśród osób zniechęconych długim szukaniem zatrudnienia
Znamienne, że kobiety stanowią większość nie tylko wśród osób zniechęconych, ale także wśród 309 tysięcy niepełnozatrudnionych – było ich 188 tysięcy. Przeważały one również w liczącej 116 tysięcy grupie osób biernych zawodowo poszukujących pracy, ale niegotowych do jej podjęcia w okresie najbliższych dwóch tygodni – było ich 65 tys.
Wszystkie te problemy występują również w wielu innych krajach Unii Europejskiej. Na przykład pod względem liczby osób nieposzukujących pracy, ale gotowych do jej podjęcia zdecydowanie wyprzedzają nas Włochy, Hiszpania i Wielka Brytania. Ale jeśli uwzględni się liczbę osób aktywnych zawodowo, to sytuacja w Wielkiej Brytanii jest znacznie lepsza, bo zniechęceni stanowią 2,7 proc. tej grupy, a u nas 3,6 proc.