Przed wzrostem bezrobocia nie ma ucieczki. Efekty zwolnień zobaczymy jednak w urzędach pracy z opóźnieniem
Rząd, chcąc na bieżąco kontrolować stan gospodarki, dysponuje szybkim monitoringiem pokazującym, z jakimi problemami borykają się obecnie przedsiębiorcy i pracownicy. Część wskaźników obserwowana jest z dnia na dzień. Tak jest m.in. ze stopą bezrobocia. Urzędy pracy na bieżąco raportują, ile osób rejestruje się po zasiłek, i przekazują dane rządowi.
– W marcu duża część gospodarki została zamknięta, ale de facto od drugiej połowy miesiąca. Dlatego w statystykach bezrobocia rejestrowanego nie mamy jeszcze gwałtownych zmian – mówi nam osoba z rządu.
W recesję, która przychodzi wraz z epidemią koronawirusa, wchodzimy z jednym z najniższych w historii odsetków osób bez pracy. Jednak najprawdopodobniej bezrobotnych zacznie za chwilę szybko przybywać. Zwykle od marca obserwowaliśmy – razem z ruszaniem prac sezonowych w rolnictwie czy branży budowlanej – obniżanie się liczby osób bez pracy. Teraz tak nie będzie.
Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) zauważa, że proces rejestracji w urzędach pracy jest opóźniony wobec decyzji firm o zwolnieniach. Przy umowach tymczasowych okres wypowiedzenia wynosi dwa tygodnie, przy czasowych miesiąc, a dla etatów na czas nieokreślony – trzy miesiące. Nie można się zarejestrować jako bezrobotny w okresie wypowiedzenia.
– Zanim zobaczymy te zwolnienia w statystykach urzędów pracy, minie trochę czasu. Pierwsze rejestracje będą dotyczyły osób na umowach cywilnoprawnych i samozatrudnionych – podkreśla ekspert PIE.
Polsce nie grozi scenariusz amerykański. W USA w jedynym tylko tygodniu po zasiłek dla bezrobotnych ruszyły ponad 3 mln osób. Tam jednak pracodawca ma dużą łatwość zwalniania i zatrudniania ludzi. W Europie przepisy regulujące pracę są znacznie sztywniejsze.
– Wiele osób rzuca prognozy dwóch– trzech milionów bezrobotnych w Polsce, ale jak się spojrzy na historyczne dane naszej gospodarki w kontekście największych kryzysów, to widać, że te zmiany są rozłożone w czasie właśnie z powodu tego, że większość umów na rynku to umowy o pracę – zwraca uwagę Kubisiak.
Do tego mogą dojść jeszcze czynniki osłabiające falę zwolnień. Część firm skorzysta z postojowego czy dopłat do wynagrodzeń. Będą też takie, które z obawy przed brakiem rąk do pracy po wznowieniu produkcji, zdecydują się chronić je teraz. Tyle że jest wiele branż, w których przychody spadły niemal do zera i nawet jeśli rządowy pakiet antykryzysowy pozwala ograniczyć koszty pracy o 65– 76 proc., to jest to niewielka pociecha.
Wiele firm już zapowiada zwolnienia grupowe. Do Powiatowego Urzędu Pracy w Dąbrowie Górniczej taką informację złożyła spółka Eden Springs, dystrybutor wody źródlanej, który redukuje zatrudnienie nawet o 180 osób. Największy polski producent rowerów Kross też nie czekał na rządowe wsparcie i zapowiedział już zwolnienie 25 proc. załogi. Firma zatrudnia ok. 450 osób. Takich informacji będzie w najbliższych dniach i tygodniach przybywało. Ekonomiści Banku Handlowego przewiduja, że w najbliższych miesiącach stopa bezrobocia może się podwoić i znów być dwucyfrowa.
Ponadto to, co będzie można obserwować w statystykach urzędów pracy, będzie wynikiem wyższym, niż wynikałoby z faktycznego spadku zatrudnienia. Kryzys, jaki niesie epidemia, skłoni zapewne więcej osób biernych zawodowo czy pracujących w szarej strefie, aby się zarejestrować i mieć dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego. Pewnie też osoby wracające do kraju, napotykając na trudności ze znalezieniem pracy, pójdą po zasiłek.
Pracodawcy i pracownicy szykują się na trudne czasy. Takie wnioski można wysnuć choćby z analizy wpisywanych haseł w wyszukiwarkach internetowych. Lista zapytań związanych z utratą pracy jest najwyższa od pięciu lat. Rekordowe wartości w ostatnich dniach marca osiągają zapytania o zasiłek dla bezrobotnych. Jest ich ponad dwukrotnie więcej, niż było pod koniec poprzednich miesięcy, a 30–31 marca nawet trzykrotnie więcej. Trzykrotnie więcej jest także zapytań związanych ze zwolnieniami grupowymi.
Analitycy PIE zauważają, że 4,2 mln pracujących jest w branżach, które są silnie narażone na ekonomiczne konsekwencje zamknięcia gospodarki. Z jednej strony to bankructwa firm i zwolnienia, a z drugiej konieczność opieki nad dziećmi czy ograniczone możliwości pracy zdalnej.
– Ponad połowa miejsc pracy zagrożonych z powodu restrykcji znajduje się w handlu – zauważają eksperci.