Aż 780 tys. osób jest zagrożonych utratą pracy lub spadkiem dochodów w wyniku epidemii – uważają ekonomiści Centrum Analiz Ekonomicznych.
Aż 780 tys. osób jest zagrożonych utratą pracy lub spadkiem dochodów w wyniku epidemii – uważają ekonomiści Centrum Analiz Ekonomicznych.
Żeby policzyć, jak duża część populacji może stracić na wyciągnięciu gospodarczej wtyczki z gniazdka, CenEA użyła dostępnych danych GUS z wynikami badań budżetów gospodarstw domowych. To, co najbardziej interesowało badaczy, to określenie, jak duża grupa jest zagrożona utratą pracy lub ograniczeniem dochodów w pierwszej fali kryzysu gospodarczego, czym zapewne skończy się obecny lockdown. Żeby do tego dojść, autorzy opracowania sprawdzili, ile osób pracuje, bądź prowadzi działalność w branżach, które są dziś na pierwszej linii frontu: w gastronomii, kulturze i rozrywce, sporcie i rekreacji, a także w zakwaterowaniu i turystyce. CenEA zwraca jednak uwagę na wyraźny spadek obrotów w handlu, co jest również bezpośrednim skutkiem samoizolacji, w swoich analizach uwzględnia także działalność usługową i edukacyjną, w ramach której świadczone są usługi osobiste, czyli takie, które wymagają bezpośredniego kontaktu z klientem.
Pierwszy wniosek: ryzyko utraty dochodów związane z pierwszą falą gospodarczych konsekwencji pandemii dotyczy aż 17,2 proc. gospodarstw domowych w Polsce, przy czym dla 5,2 proc. gospodarstw ryzyko to można określić jako szczególnie wysokie.
− Biorąc pod uwagę wyłącznie gospodarstwa, w których co najmniej jedna osoba jest aktywna zawodowo, te proporcje to odpowiednio 24,7 proc. i 7,4 proc. − piszą autorzy analizy. Za szczególnie narażonych ekonomiści uważają tych, których ochrona prawna na rynku pracy jest słabsza: pracujących na umowach zlecenia, umowach o dzieło czy innych kontraktach nie będących umowami o pracę. W tej grupie znalazły się również wszystkie osoby samozatrudnione prowadzące działalność w wyżej wymienionych działach zarówno w Polsce, jak i za granicą, bez względu na to, czy zatrudniają pracowników, czy nie.
− Według przyjętych kategorii ryzyka dla osób pracujących możemy stwierdzić, że pracowników szczególnie narażonych na negatywne gospodarcze konsekwencje pandemii – tych pracujących w zagrożonych działach gospodarki na umowach innych niż umowa o pracę lub samozatrudnionych − jest ponad 780 tys., z czego 57 proc. stanowią kobiety – napisali ekonomiści CenEA w swoim opracowaniu.
W grupie mniejszego ryzyka są etatowcy. To w sumie 1,9 mln osób, z czego kobiety stanowią 70 proc. Według ekspertów sytuacja zatrudnionych na etacie jest nieco lepsza w obliczu pierwszego uderzenia kryzysu. Ale gdyby obecny stan miał się przedłużać, to i oni mogą być zagrożeni utratą pracy lub zmniejszeniem płac.
Największe ryzyko jest skumulowane tam, gdzie wyłączone dziś branże są najbardziej rozwinięte. To przede wszystkim duże miasta. Wyliczenia wskazują, że np. w miastach z liczbą mieszkańców przekraczającą 500 tys. utratą dochodów jest zagrożone 6,2 proc. wszystkich gospodarstw domowych, a uwzględniając tylko te, w których przynajmniej jedna osoba pracuje, odsetek ten zwiększa się do 8,8 proc. Dla porównania wśród rodzin mieszkających na wsi ok. 4,8 proc. wszystkich gospodarstw jest zagrożonych, wśród tych, w których ktoś pracuje, jest to 6,4 proc. Analiza pokazuje także, że najbardziej może się pogorszyć sytuacja materialna rodzin średnio zamożnych. Gdyby podzielić wszystkie gospodarstwa domowe pod względem dochodu na dziesięć równych grup, od najbiedniejszych do najbogatszych, to największy cios otrzyma grupa szósta i piąta, czyli właśnie średniacy. W grupie szóstej w ok. 8,5 proc. gospodarstw domowych jest ktoś, kto pracuje na śmieciówce w zagrożonej branży. A gdy doliczyć do tego etatowców, to odsetek rośnie aż do 30 proc.
Autorzy opracowania zbadali także, jak ryzyko rozkłada się po gospodarstwach domowych w podziale na ich rodzaje (single, samotni rodzice, małżeństwa bezdzietne, małżeństwa z dziećmi). Biorąc pod uwagę tylko te, w których przynajmniej jedna osoba pracuje, to najbardziej narażeni są rodzice samotnie wychowujący dzieci. Wśród nich aż 31,5 proc. pracuje w działach szczególnie zagrożonych, a 6,6 proc. pracuje na podstawie innych umów niż umowa o pracę lub prowadzi działalność gospodarczą. Trochę lepiej – ale tylko trochę – wygląda to wśród małżeństw w dziećmi, gdzie w 24,2 proc. przypadków ktoś pracuje w którejś z newralgicznych branż, w tym ok. 7,8 jest w grupie wysokiego ryzyka (czyli pracuje na podstawie innych umów niż umowa o pracę). Dla singli i bezdzietnych małżeństw odsetek jest już mniejszy – mniej więcej w co piątym jest ktoś zatrudniony „w strefie zagrożenia”, przy czym na śmieciówkach pracuje 4,5 proc. singli i przynajmniej jedna osoba z 5,6 proc. bezdzietnych małżeństw.
Wnioski? Ekonomiści CenEA uważają, że w obecnej sytuacji to właśnie utrzymanie najbardziej zagrożonych miejsc pracy powinno być nadrzędnym celem.
W grupie mniejszego ryzyka są etatowcy. To 1,9 mln osób
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama