Jestem zaskoczony, że w Polsce ten odsetek samozatrudnionych jest aż tak wysoki - przyznał wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Jyrki Katainen, przebywający dziś z wizytą w Warszawie. Jego zdaniem to może być częściowo efekt zmuszania pracowników do takiej formy działalności przez pracodawców. Polityk ocenił także m.in. aktualny stan Unii Europejskiej oraz zagrożenia, z jakimi szykująca się do eurowyborów Wspólnota musi się teraz zmierzyć.

Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że Polska zajmuje wysokie, trzecie miejsce w całej UE pod kątem liczby osób samozatrudnionych. W naszym kraju odsetek samozatrudnionych wśród wszystkich zatrudnionych wyniósł 18 proc. Przed nami jest tylko Grecja (30 proc.) i Włochy (22 proc.)

Dane te na spotkaniu z dziennikarzami kilku redakcji - w tym DGP i Forsal.pl - skomentował wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej (KE) Jyrki Katainen. - Jeśli jakaś osoba jest dobrowolnie przedsiębiorcą, to jest to pozytywne zjawisko. Ale może być też tak, że niektóre zawody są „outsourcowane”. A więc pracownik jest wypychany poza firmę, ale wciąż wykonuje tę samą pracę jako zewnętrzny przedsiębiorca. W takich sytuacjach ludzie są raczej zmuszani do samozatrudnienia. A to już niekoniecznie jest pozytywne zjawisko, zwłaszcza, gdy pewne zobowiązania przerzucane są z pracodawcy na samozatrudnionego pracownika. Jestem zaskoczony, że w Polsce ten odsetek samozatrudnionych jest aż tak wysoki - ocenił.

Wiceszef KE nie odniósł się jednak w sposób konkretny do pomysłu naszego rządu, by weryfikować, które osoby z jednoosobową działalnością gospodarczą i płacące 19-proc. podatek dochodowy, są tak naprawdę samozatrudnionymi. Do niedawna ta koncepcja funkcjonowała jako „test przedsiębiorcy” - choć zapowiedziano wycofanie się z tego pomysłu (oprotestował go resort przedsiębiorczości i technologii), to jednak możliwe, że tego rodzaju weryfikacja będzie od 2020 roku możliwa dzięki zmianie definicji przychodów z biznesu w ustawie o PIT. - Nie znam szczegółów tych propozycji. Każdy powinien płacić podatki w zależności od wykonywanej pracy i uzyskiwanych dochodów. Z punktu widzenia rynku pracy, ważne jest, by różne praktyki tego dobrze funkcjonującego rynku nie zniszczyły - stwierdził.

Wiceszef KE pytany o to, w jakim stanie aktualnie jest Unia Europejska, nakreślił trzy główne wątki. Pierwszy to postępująca integracja w różnych obszarach. Jego zdaniem widać to np. w zakresie unii kapitałowej, polityki względem wyrobów plastikowych czy gospodarki o obiegu zamkniętym. - Unia w ciągu dwóch lat zintegruje się jeszcze bardziej, gdy państwa członkowskie wdrożą przyjęte regulacje i dyrektywy - ocenił Jyrki Katainen.

Drugi wątek to wyzwania zewnętrzne. Tu jednym tchem wskazał na politykę Donalda Trumpa, a także rządów Chin i Rosji. - Po raz pierwszy w historii amerykański i rosyjski prezydent podziela ten sam pogląd w stosunku do Europy, zgodnie z którym im bardziej będzie podzielona, tym lepiej - diagnozuje wiceszef KE.

Nie ulega jednak wątpliwości, że największym zagrożeniem w tej chwili jest polityka Kremla. - Wszyscy wiemy, że Rosja ingerowała wielokrotnie w procesy demokratyczne w państwach członkowskich czy finansuje ekstremistyczne partie, a jej celem jest osłabienie UE - wskazał. Jednocześnie zapewnił, że „jak dotąd” nie odnotowano, by Rosja ingerowała np. w przygotowania do majowych eurowyborów. Wyraźnie jednak sugerował, że z takim zagrożeniem należy się liczyć, z uwagi na dotychczasowe ingerencje Rosji w referenda czy wybory, które miały miejsce w Europie. - Naukowcy zwrócili uwagę, że w kampanii brexitowej powstało 156 tys. rosyjskich kont na Twitterze. W ciągu ostatnich 48 godzin tej kampanii konta te wygenerowały aż 46 tys. tweetów. Jaki miało to ostatecznie wpływ na wyniku referendum brexitowego, nie wiadomo. Ale cel był jasny - ocenił Jyrki Katainen.

Trzecia kwestia to wyzwania wewnętrzne, których jeszcze kilka lat temu nie było. - Niestety mamy dziś państwa członkowskie czy liderów politycznych, którzy są przekonani, że liberalna demokracja to przestarzały koncept. I pod to dyktando zmieniają społeczeństwa, co jest dzisiaj zagrożeniem dla Unii. Jeśli upolitycznia się wymiar sprawiedliwości, ogranicza wolność mediów, a ludzkiej godności nie traktuje się jako fundament, wówczas bardzo trudno myśleć, że Europa może być silna - stwierdza Katainen. Jego zdaniem niektórzy politycy europejscy uznają, że skoro wygrali demokratyczne wybory, to daje im siłę do robienia wszystkiego, co im się tylko podoba. A to stoi w sprzeczności z pewnymi wartościami, na których opiera się demokracja liberalna.

Jyrki Katainen pytany był również o propozycję KE, by wypłatę eurofunduszy dla krajów członkowskich uzależnić od przestrzegania przez nie zasad praworządności. - Żaden podatnik nie powinien płacić swoimi pieniędzmi na kraj, który nie przestrzega zasad praworządności. Nie rozumiem, jak ktokolwiek może być przeciwko tej zasadzie - stwierdził.

Nawet jeśli nikt nie byłby temu przeciwny, kontrowersje budzi to, kto i jak miałby decydować o tym, czy dany kraj przestrzega praworządności lub nie. - Oceny dokonywać będzie Komisja Europejska, która korzystać będzie z zewnętrznych ekspertyz, np. Komisji Weneckiej. Następnie decyzję będzie podejmować Rada UE - powiedział wiceszef KE. - Nigdy wcześniej nie stawaliśmy przed takimi problemami.

Dziś mamy pewne problemy z Polską, Węgrami czy Rumunią. Pamiętajmy, że nie ma pieniędzy unijnych, one pochodzą z podatków mieszkańców. Nikt nie może mieć wrażenia, że jego pieniądze są wykorzystywane przez kraj, który nie przestrzega podstawowych wartości - bronił koncepcji Jyrki Katainen. Sęk w tym, że w Radzie nie ma dziś większości, która potwierdziłaby, że w Polsce nie przestrzega się zasad praworządności.

Czy w takim razie KE nie przekonała innych państw członkowskich i powinna przyznać się do błędu w ocenie? - Myślę, że większość państw podziela tę ocenę, ale zwyczajnie chowa się za Komisją Europejską - przyznał bez ogródek Katainen. Jego zdaniem nowy instrument proponowany przez KE zakończy sytuację, w której takie „milczenie” czy „chowanie się” w sprawach fundamentalnych będzie możliwe.