Nie wystarczy udowodnić, że pracownik korzystał z firmowego samochodu do celów prywatnych. Trzeba jeszcze wykazać straty, które pracodawca poniósł, oraz korzyści, które mógłby osiągnąć, gdyby mu tej szkody nie wyrządzono – orzekł Sąd Najwyższy.
Pracodawca zatrudniał pracownika na stanowisku kierowcy. Zgodnie z obowiązującymi w firmie zasadami podwładni mogli wykorzystywać auta tylko do zadań służbowych. W pojazdach zamontowano tachografy. Z porównania karty kierowcy i danych tachografu wynikało, że mężczyzna przejechał ok. 3 tys. km w celach innych niż służbowe. Pracodawca przyjął, że średnia stawka w krajowym transporcie drogowym dla samochodów ciężarowych o ładowalności 18–27 ton wynosi 3,5 zł netto za przejechany kilometr i domagał się od kierowcy zwrotu ponad 10 tys. zł. Ten nie poczuwał się do winy.
Sprawa trafiła do sądu I instancji, który orzekł, że pozwany kierowca w żaden sposób nie obalił dowodów pracodawcy i nie wykazał, aby z samochodu w spornym okresie korzystała jakakolwiek inna osoba. Sąd, biorąc pod uwagę wnioski biegłego, uznał więc roszczenie za usprawiedliwione i nakazał pracownikowi wypłatę na rzecz pracodawcy ponad 10 tys. zł.
Mężczyzna odwołał się do sądu II instancji. Ten wskazał, że przez szkodę należy rozumieć zmniejszenie majątku pracodawcy, które nastąpiło wbrew jego woli. Szkoda może bowiem przybrać różne postaci – polegać np. na zniszczeniu mienia, utracie lub ubytku jego składników, obniżeniu ich wartości lub ich uszkodzeniu, ale także na zwiększeniu zobowiązań pracodawcy. Sąd apelacyjny uznał, że mężczyzna, będąc odpowiedzialny za powierzony mu samochód służbowy i mając pełną świadomość, na jakich zasadach może z niego korzystać, dopuścił do sytuacji, w której dobro pracodawcy zostało naruszone. Oddalił apelację kierowcy, uznając, że bezprawnie korzystał z samochodu.
Pełnomocnik pracownika wniósł skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, który orzekł, że w razie dochodzenia od pracownika odszkodowania na zasadach przewidzianych w ramach art. 114 kodeksu pracy w związku z art. 122 k.p., to na pracodawcy spoczywa ciężar udowodnienia nie tylko szkody i jej wysokości, ale także winy pracownika. Zdaniem SN niezbędne jest przypisanie sprawcy winy umyślnej, a pracownik zobowiązany jest do naprawienia szkody „w pełnej wysokości”. Sąd zaznaczył, że wtedy naprawienie szkody obejmuje nie tylko straty, które poszkodowany poniósł, ale również korzyści, które mógłby osiągnąć, gdyby mu szkody nie wyrządzono. SN uznał, że sąd apelacyjny w tej sprawie nie może się powoływać na art. 122 k.p., który przewiduje, że jeśli pracownik umyślnie wyrządził szkodę, jest obowiązany do jej naprawienia w pełnej wysokości. Powód? Pracodawca nie wykazał miarodajnie pełnej wysokości wyrządzonej szkody. W efekcie SN uchylił zaskarżony wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.