W ubiegłym roku o 100 proc. wzrosła liczba osób, które z przysługującego im wypoczynku skorzystały dopiero po interwencji inspekcji pracy.
W ubiegłym roku o 100 proc. wzrosła liczba osób, które z przysługującego im wypoczynku skorzystały dopiero po interwencji inspekcji pracy.
W 2017 r. Państwowa Inspekcja Pracy wyegzekwowała zaległy wypoczynek dla 22,3 tys. osób. Dzięki jej kontrolom płatne wolne dostało więc o 11,3 tys. więcej zatrudnionych niż rok wcześniej. To zaskakujące dane, bo wcześniej – po wydłużeniu czasu na oddawanie zaległego wypoczynku – wyraźnie zmniejszyła się liczba naruszeń prawa w tym zakresie.
– Wpływ na to ma m.in. sytuacja na rynku. Brakuje rąk do pracy, a niektóre branże latem potrzebują większej liczby pracowników. To utrudnia udzielanie urlopów – podkreśla Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.
Wielu pracowników z własnej woli nie wykorzystuje pełnego wymiaru wypoczynku w danym roku kalendarzowym. To przyczynia się do powstawania w firmach zaległości urlopowych, które trudno później wyeliminować. Winne są też przepisy – nie dają one pracodawcy jednoznacznego prawa do wysyłania pracowników na wakacje.
Naruszenia terminu na udzielenie zaległego urlopu były zdecydowanie częstsze przed 2012 r. Wówczas taki wypoczynek należało wykorzystać do końca marca następnego roku kalendarzowego.
– Firmy miały więc tylko trzy miesiące na wysłanie zatrudnionych na urlop, a jednocześnie sami podwładni nie byli zainteresowani wakacjami np. w styczniu lub lutym – podkreśla Małgorzata Lorenc z firmy Lorenc Doradztwo Kadrowe.
/>
Dlatego, począwszy od 2012 r., termin na wykorzystanie wolnych dni wydłużono do końca września następnego roku kalendarzowego (dzięki temu zgodnie z prawem taki urlop można było wykorzystywać w okresie letnim). Efekt był znaczący. W 2011 r. po interwencji PIP urlop dostało aż 47 tys. osób, a w 2012 r. trzeba było go egzekwować już tylko wobec 7 tys. zatrudnionych (siedmiokrotny spadek). Rok później sytuacja była jeszcze lepsza (po interwencji PIP urlop dostało 6 tys. osób), ale począwszy od 2014 r., liczba przypadków egzekwowania wypoczynku zaczęła rosnąć. Ten wzrost zbiegł się w czasie ze zmianami na rynku pracy. Od 2014 r. gwałtownie zaczęła spadać stopa bezrobocia (z 13,9 proc. w styczniu 2014 r. do 6,6 proc. w grudniu 2017 r.). Firmy coraz częściej sygnalizują brak rąk do pracy.
– A to może przyczynić się do opóźnień w terminie udzielania wypoczynku, zwłaszcza jeśli firmy mają sezonowe, zwiększone zapotrzebowanie na pracę – tłumaczy Andrzej Radzikowski.
Zmienia się też model pracy.
– Z jej charakteru czasem wynika to, że sami zatrudnieni nie są przyzwyczajeni do wykorzystywania wolnego. Dotyczy to np. osób wykonujących pracę zdalną albo w zadaniowym systemie czasu pracy, a przede wszystkim menedżerów – tłumaczy prof. Monika Gładoch, radca prawny z kancelarii M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy, ekspert Pracodawców RP.
W wielu przypadkach to sami zatrudnieni nie są zainteresowani wykorzystywaniem zaległego wypoczynku.
– Niektórzy kumulują urlop po to, aby w przyszłości – w razie potrzeby – móc skorzystać z dłuższej przerwy od pracy. Inni czują tak dużą odpowiedzialność i emocjonalny związek z wykonywanymi obowiązkami, że przedkładają je ponad własny odpoczynek – wskazuje Andrzej Radzikowski.
– Istotne znaczenie ma też mentalność. Terminy zawarte w przepisach często traktujemy jedynie jako wskazówkę, a nie wymóg – dodaje wiceprzewodniczący OPZZ.
Skala naruszeń ujawnionych przez PIP prowokuje jednak pytanie o ewentualną zmianę przepisów, która uskuteczniłaby udzielanie urlopów. Propozycje w tym zakresie znalazły się w projekcie nowego kodeksu pracy przygotowanego przez komisję kodyfikacyjną. Zakłada on m.in., że co do zasady urlopu udziela się w okresie między 1 stycznia roku kalendarzowego, w którym pracownik nabył do niego prawo, a 31 stycznia kolejnego roku kalendarzowego (ze ściśle określonymi wyjątkami). W przeciwnym razie prawo do takiego wypoczynku wygasa, a pracownikowi przysługuje zadośćuczynienie w wysokości dwukrotności wynagrodzenia urlopowego, jakie otrzymałby, gdyby udzielono mu wolnego. Zatrudniony miałby wskazywać termin skorzystania z urlopu we wniosku kierowanym do firmy. Jeżeli pracodawca nie mógłby go uwzględnić (lub zatrudniony nie przedstawiłby takiego pisma), samodzielnie określiłby plan urlopów pracownika, ale musiałby go przedstawić zatrudnionemu z co najmniej 60-dniowym uprzedzeniem (przed terminem rozpoczęcia tak zaplanowanego wolnego).
Rząd wskazał już, że projekt ten nie zostanie uchwalony, ale rozważane jest przyjęcie nowelizacji obecnego kodeksu pracy w oparciu o propozycje komisji. Pracodawcy i związki zawodowe do końca lipca mają przedstawić te rozwiązania zawarte w projekcie, które ich zdaniem warto wdrożyć.
– Te dotyczące urlopów wywołują zbyt wiele obaw. Przekształcanie prawa do urlopu w zadośćuczynienie pieniężne może doprowadzić do przypadków handlowania wypoczynkiem. Osoby mające niskie stawki mogłyby w praktyce zrzekać się wolnego po to, aby później dostać rekompensatę. A ustawodawcy powinno zależeć na zagwarantowaniu wypoczynku i bezpieczeństwa pracownikom – uważa Andrzej Radzikowski.
– Tego typu rozwiązania budziłyby sprzeciw ze strony zatrudnionych. Prostszym i efektywniejszym rozwiązaniem byłoby doprecyzowanie obecnych przepisów – uważa prof. Monika Gładoch.
Jej zdaniem wystarczy wskazać, że zaległy urlop wykorzystuje się na wezwanie pracodawcy (w praktyce tak jest w okresie wypowiedzenia umowy).
– W ten sposób przepisy jasno określałyby, że to pracodawca ponosi odpowiedzialność za przypadki nieudzielania zaległego wolnego w terminie. Miał bowiem możliwość wysłania pracownika na wypoczynek, ale z niej nie skorzystał – podsumowuje prof. Gładoch.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama