Nowelizacja ustawy o służbie zagranicznej sprawi, że część urzędników straci posady za pracę w organach bezpieczeństwa PRL. I nie tylko.



Osoby, które do 31 lipca 1990 r. pracowały bądź pełniły służbę albo były współpracownikami organów bezpieczeństwa państwa w rozumieniu ustawy lustracyjnej (ustawy z 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990 oraz treści tych dokumentów, t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1721), będą musiały pożegnać się z pracą. Zdaniem ekipy rządzącej służba zagraniczna w obecnym kształcie jest nie tylko następcą prawnym, ale także bezpośrednim kontynuatorem służby dyplomatyczno-konsularnej, zakorzenionej systemowo jeszcze w czasach PRL. Tak wynika z uzasadnienia rządowego projektu nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej, który został w marcu wniesiony do Sejmu przez grupę posłów (DGP jako pierwszy pisał o tym projekcie). Jednak od tego momentu utknął w sejmowej komisji spraw zagranicznych.
Przyspieszone prace
Nad projektem znów zaczęto pracować po tym, jak Jarosław Kaczyński, prezes PiS, na lipcowej konwencji partii powiedział ministrowi Witoldowi Waszczykowskiemu, że nie dość szybko likwiduje w MSZ „złogi”. – W ostatnich tygodniach trwały intensywne prace nad projektem zmian w służbie zagranicznej. 13 lipca zostało przyjęte sprawozdanie podkomisji – potwierdza Przemysław Czarnecki, wiceprzewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych.
Małgorzata Gosiewska, przewodnicząca sejmowej podkomisji ds. projektu nowelizacji o służbie zagranicznej, przewiduje, że we wrześniu projekt powinien być uchwalony. Jej zdaniem prace nad nim trwały tak długo z powodu „różnego rodzaju nacisków”. Jakich? Tego posłanka nie chce wyjaśnić.
Przykładowe problemy służby zagranicznej (wg rządu) / Dziennik Gazeta Prawna
Krytyczna wobec projektu jest opozycja.
– Służba zagraniczna ma jakąś ciągłość. Wszystkie służby dyplomatyczne na świecie będą wiedzieć, że państwo polskie nie ma zaufania do swoich dyplomatów. Pracownicy przez pół roku nie będą pewni, czy stracą pracę, a przecież są oczami i uszami państwa polskiego. Poza tym osoby, które wiedzą, że zostaną zwolnione, mogą być bardziej podatne na pokusy współpracy z obcym wywiadem – mówi Sławomir Nitras, poseł PO, członek podkomisji.
– W miejsce tych wyrzucanych dyplomatów będą zatrudniani według uznania nowi bez żadnych konkursów i kryteriów w trybie powołania. A to grozi paraliżem naszej dyplomacji – dodaje.
Zarzut niekonstytucyjności
Proponowanym rozwiązaniom sprzeciwiały się nawet organizacje związkowe. Bogdan Biś, zastępca przewodniczącego NSZZ „Solidarność”, w opinii do projektu napisał, że nowelizacja może być niezgodna z konstytucją i prawem międzynarodowym. Zaznaczył, że stwarza ona zagrożenie dla bezpieczeństwa pracy służby zagranicznej. Sprzeciwiał się też przepisom, które zakładają warunkowe wygaszanie stosunku pracy ze wszystkimi jej pracownikami. Nastąpi to w ciągu sześciu miesięcy od wejścia w życie nowelizacji, o ile pracodawca nie zaproponuje nowych warunków zatrudnienia. Podobne rozwiązanie obecna ekipa rządowa zastosowała np. przy tworzeniu Krajowej Administracji Skarbowej i przy okazji reformy sądownictwa.
– Do mojej kancelarii zgłaszają się celnicy, skarbowcy i urzędnicy, którzy w ten sposób stracili pracę. Wprowadzenie takiego mechanizmu sprawi, że można się pozbyć wszystkich pracowników służby zagranicznej, którzy np. byli zatrudnieni przez poprzednią władzę. Niekoniecznie muszą być związani z aparatem służby bezpieczeństwa – mówi dr Stefan Płażek, adwokat, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– W przypadku indywidualnego wypowiedzenia umowy o pracę mogłoby się to kończyć wieloletnimi sporami sądowymi i odszkodowaniami lub przywróceniem do pracy. Dlatego ten mechanizm jest dla rządzących najwygodniejszym rozwiązaniem – wyjaśnia prof. Bogumił Szmulik, radca prawny z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Związkowcy z Solidarności uważają, że przez takie przepisy w nowelizacji o służbie zagranicznej będzie można dokonywać zwolnień grupowych według arbitralnych i uznaniowych kryteriów. A to w efekcie prowadzi do naruszenia konstytucji i obchodzenia kodeksu pracy i przepisów międzynarodowych. Z naszych informacji wynika, że wśród działaczy związkowych jest też wiele osób, którym nie na rękę jest nowelizacja ustawy, bo same stracą wysokie posady w resorcie spraw zagranicznych.
Wstrzymana inicjatywa
Część działaczy związkowych chciała, aby na wzór ustawy o służbie zagranicznej takie same rozwiązania i autolustrację przeprowadzić w całej administracji rządowej i samorządowej.
– Niestety udało mi się przeforsować jedynie uchwałę, że wszyscy działacze związkowi do końca września 2017 r. będą musieli poddać się autolustracji – mówi Robert Barabasz, były już szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”. Jak przyznaje, stanowisko stracił po tym, gdy publicznie na łamach DGP zapowiedział, że będzie się domagał lustracji w całej administracji. Według jego szacunków nawet około 40 tys. pracujących w niej osób może być związanych z organami służb PRL.
Jego następczyni twierdzi, że Solidarność z niczego się nie wycofuje. – Sprawa autolustracji wciąż jest otwarta. Zaczęliśmy od siebie, a to jest duże przedsięwzięcie, bo trzeba wystąpić do IPN i uzyskać odpowiednie zaświadczenie. Jesteśmy gotowi na rozszerzenie lustracji na całą administrację – mówi Lucyna Walczykowska, przewodnicząca Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”.
– Na pewno będą naciski, ale nie zamierzam się ugiąć. Będę w tej sprawie występować do rządu – deklaruje.