Od 3 grudnia 2018 r. zaczną obowiązywać przepisy rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2018/302 zakazujące blokowania geograficznego przez sklepy internetowe. Co to znaczy dla sprzedających i robiących zakupy on-line?
Łukasz Wroński: Od tego momentu każdy klient z EOG (UE + Islandia, Lichtenstein, Norwegia – przyp. red) będzie mógł robić zakupy w każdym sklepie internetowym działającym w UE, na takich samych warunkach handlowych, w tym cenowych jak klient lokalny, tj. z kraju, do którego sklep kieruje swoją ofertę. Dotyczy to zakupu towarów, a także usług świadczonych drogą elektroniczną, takich jak np. hosting, chmura, czy usług oferowanych na miejscu w kraju, w którym przedsiębiorca prowadzi działalność, np. wynajem pokoi hotelowych lub samochodów. Należy przy tym pamiętać, że zasada ta będzie również stosowana do zakupów w sklepach i punktach usługowych stacjonarnych, tj. gdy klient będzie fizycznie obecny w placówce przedsiębiorcy.
Jak dzisiaj wygląda problem z geoblokowaniem?
Łukasz Wroński: Obecnie część sklepów internetowych blokuje lub ogranicza klientom dostęp do swoich stron, czy też automatycznie przekierowuje ich na wersje stron przeznaczone dla danego kraju lub regionu, np. z inną – pod względem produktowym czy cenowym – ofertą. W przypadkach natomiast, gdy sklep pozwala klientowi wejść na swoją stronę, różnicuje warunki płatności za zamówienie, uniemożliwiając często w ten sposób jego skuteczne złożenie. Wszystkie te działania podejmowane są ze względu na to, że klient ma obywatelstwo, miejsce zamieszkania lub prowadzenia działalności gospodarczej w innym państwie UE, niż to, do którego sklep chce sprzedawać swoje produkty lub usługi. Od grudnia 2018 r. tego rodzaju praktyki będą zabronione.
Czy od tej zasady przewidziane zostały jakieś wyjątki?
Łukasz Wroński: Wyjątkiem dopuszczającym blokowanie lub ograniczanie dostępu do strony sklepu oraz automatyczne przekierowanie na inną stronę jest konieczność zapewnienia zgodności z prawem UE lub krajowym, np. w przypadku zakazu sprzedaży alkoholu cudzoziemcom. Sklep będzie musiał wówczas poinformować klienta o wynikających z takich przepisów restrykcjach.
W jaki sposób sklepy mają dostosować się do tych zmian?
Katarzyna Racka: Wdrożenie przepisów o zakazie geoblokowania wymaga zarówno zmian w funkcjonowaniu stron internetowych sklepów, w tym wszelkich wykorzystywanych w nich aplikacji, jak i odpowiednich modyfikacji w dokumentach, zwłaszcza w regulaminach i politykach prywatności sklepów. W szczególności należy zlikwidować blokady i ograniczenia klientom z UE dostępu do stron internetowych sklepów oraz automatyczne przekierowania ich na inne wersje tych stron. Takie przekierowania będą możliwe wyłącznie za wyraźną zgodą klienta, którą w każdej chwili będzie mógł cofnąć i w łatwy sposób wrócić do wersji strony, do której pierwotnie chciał uzyskać dostęp. Co istotne, sklep nie będzie musiał pytać klienta o taką zgodę za każdym razem, jeśli "zachowa" ją, a klient jej nie cofnie. Sklepy powinny przy tym zrobić przegląd, w jaki sposób i w jakim celu pozyskują informacje o fizycznej lokalizacji klienta - może się to odbywać np. na podstawie adresu IP jego urządzenia, wyboru języka na stronie sklepu, adresu podanego do celów dostawy, czy państwa, w którym wydano kartę kredytową klienta lub w którym posiada rachunek płatniczy. Natomiast, w ramach zakazu stosowania zróżnicowanych warunków płatności, sklep nie będzie mógł odmówić przyjęcia płatności od klienta, ze względu na lokalizację rachunku płatniczego, miejsce prowadzenia działalności dostawcy usług płatniczych lub miejsce wydania instrumentu płatniczego w UE. W tym kontekście należy zweryfikować oferowane przez sklep formy płatności, tak by były dostępne i możliwe do zrealizowania dla każdego klienta z UE.
Zakaz geoblokowania nie oznacza jednak, że za ten sam produkt lub usługę zapłacimy taką samą cenę.
Katarzyna Racka: Wprowadzenie zakazu blokowania geograficznego ma wyeliminować automatyczne różnicowanie warunków zakupów on-line, zwłaszcza cen, wobec klientów z różnych państw, np. w sytuacji, gdy dwie osoby, jedna z Polski, druga z Niemiec, chcąc kupić bilet lotniczy na wspólny wyjazd w to samo miejsce, muszą zapłacić różne ceny, w tym nie mogą skorzystać z jednej oferty promocyjnej. Nie oznacza to jednak, że od grudnia ceny za ten sam produkt lub usługę wszędzie będą takie same. Sprzedawcy on-line nadal będą mogli mieć różne wersje swoich stron internetowych, np. językowych lub dla poszczególnych krajów, czy regionów UE, z ofertą handlową, w tym cenami różnymi dla różnych państw UE lub dla określonych grup klientów. Warunkiem jednak jest to, aby wszyscy klienci z UE mieli równy dostęp do każdej wersji sklepu i możliwość dokonania zakupu na warunkach handlowych tam oferowanych.
Jeśli np. klient z Anglii kupi produkt w polskim sklepie internetowym, czy sklep musi dostarczyć mu ten produkt do Anglii?
Katarzyna Racka: Sklepy mają prawo decydować w jaki sposób, kiedy oraz gdzie oferują dostawy. Oznacza to, że polski sklep online, w którym będą mogli robić zakupy klienci ze wszystkich krajów UE, może oferować dostawy wyłącznie na terytorium Polski, zwłaszcza nie ma obowiązku poszerzyć oferty dostaw o inne kraje UE, jak również o inne, dotąd nie oferowane, formy dostaw. Zasadą natomiast będzie, że klient z UE ma mieć możliwość skorzystania ze wszystkich oferowanych przez dany sklep on-line sposobów i miejsc dostaw. We wskazanym przykładzie oznacza to, że klient z Anglii może wybrać dowolny sposób dostawy na terenie Polski, a do miejsca docelowego w Anglii musi zorganizować dostawę we własnym zakresie, w tym na własny koszt i odpowiedzialność.
Część sklepów internetowych obawia się, że po wprowadzeniu zakazu geoblokowania, klienci z krajów, w których ich produkty są droższe niż np. w Polsce, będą kupować duże ich ilości w celu odsprzedaży w swoim kraju. Czy te obawy są słuszne?
Łukasz Wroński: Pewne ryzyko w tym zakresie istnieje, zwłaszcza że klientem, według rozporządzenia o zakazie blokowania geograficznego, jest zarówno konsument, jak i przedsiębiorca, pod warunkiem jednak, że ten ostatni dokonuje zakupu na własny użytek, a nie w celu biznesowym, np. do odsprzedaży. Sklepy internetowe będą więc mogły pod tym względem weryfikować zamówienia klientów, żądając choćby informacji, czy klient jest przedsiębiorcą i czy dokonuje zakupu na własny użytek. Możliwe jest również wprowadzenie limitów, np. ilościowych zamawianych produktów.
W przypadku sklepów internetowych zasady sprzedaży oferowanych przez nie produktów wynikają często z umów dystrybucyjnych z dostawcami. Czy sklepy będą mogły odmawiać sprzedaży klientom spoza określonego kraju UE, powołując się na takie umowy?
Łukasz Wroński: Jeśli w umowie dystrybucyjnej dostawca zobowiązuje przedsiębiorcę prowadzącego sklep, żeby nie sprzedawał jego produktów klientom spoza uzgodnionego obszaru, takie postanowienie może być uznane za porozumienie ograniczające konkurencję. Przykładem jest decyzja Komisji Europejskiej z 24 lipca 2018 r. nakładająca karę pieniężną na japońskiego producenta sprzętu elektronicznego - Pioneer, który od 2011 r. do 2013 r. ograniczał swoim detalicznym dystrybutorom w dwunastu krajach, możliwość sprzedaży transgranicznej, tj. do klientów w innych państwach UE, niż wskazane przez niego. Celem producenta było utrzymanie, ustalonych, różnych cen odsprzedaży jego produktów w różnych krajach. Wobec detalistów, którzy nie stosowali się do ww. ustaleń, Pioneer stosował środki odwetowe, np. blokując ich zamówienia. Ciekawe w tej sprawie jest to, że Komisja wydała ww. decyzję tylko przeciwko producentowi, mimo że mogła to zrobić również przeciwko dystrybutorom biorącym udział w porozumieniu ograniczającym konkurencję. Należy przy tym zwrócić uwagę, że wobec tego rodzaju działań postępowanie antymonopolowe może wszcząć zarówno Komisja Europejska, jak i polski organ ochrony konkurencji – Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Co istotne, odpowiedzialność za stosowanie takich praktyk może ponieść nie tylko przedsiębiorca dopuszczający się takich praktyk, narażając się na karę pieniężną w wysokości do 10 proc. rocznego obrotu, ale również osoby zarządzające, np. członkowie zarządu, czy dyrektorzy handlowi, którym grozi w takich przypadkach do 2 mln. zł.
Czy za blokowanie geograficzne grożą przedsiębiorcom jeszcze jakieś inne sankcje?
Katarzyna Racka: Do grudnia 2018 r. każde państwo członkowskie UE powinno wyznaczyć organ lub organy odpowiedzialne za egzekwowanie omawianego rozporządzenia oraz wprowadzić przepisy określające skuteczne, proporcjonalne i odstraszające środki stosowane w przypadku naruszenia zakazów wynikających z tego rozporządzenia. W praktyce, naruszenie zakazu geoblokowania, w relacji B2B, może narażać przedsiębiorcę np. na odpowiedzialność odszkodowawczą, natomiast w stosunkach przedsiębiorca – konsument może stanowić naruszenie tzw. dyrektywy nakazowej 2009/22/WE. Dyrektywa ta stanowi w Polsce podstawę do sprawowania przez Prezesa UOKiK kontroli przestrzegania przez przedsiębiorców zakazu stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów, jeżeli wywołują one lub mogą wywoływać skutek na terytorium RP. W związku z tym, przeciwko przedsiębiorcy, który naruszy zakaz blokowania geograficznego UOKiK będzie mógł wydać decyzję nakazującą zaniechanie bezprawnej praktyki, nakładającą obowiązek usunięcia jej skutków oraz karę pieniężną do 10 proc. obrotu.