W ostatnim felietonie dla DGP, zatytułowanym „Polska myśl sądownicza” (DGP nr 111/2025), przedstawiłem swoją interpretację sceny przedstawionej na warszawskim pomniku Tysiąclecia Jazdy Polskiej – nadwiślańscy, bohaterscy Słowianie ścigają się w kółko, w awanturniczej karuzeli. Obrazek ten z powodzeniem może posłużyć za ilustrację sprawy wniesionej przez Romana Giertycha do Sądu Najwyższego o stwierdzenie nieważności wyborów prezydenckich.
Wiem, tych kilkadziesiąt tysięcy protestów zostało złożonych nie tyle przez mecenasa, ile przez wyborców, którzy podzielają jego zapatrywania. Jednak z komunikatów posła rozsianych w mediach społecznościowych wynika, że to on właśnie jest głównym inicjatorem tej akcji oraz autorem najczęściej powielanego wzoru pisma. Co więcej, przyjął na siebie ciężar reprezentowania tej części narodu, która – wspierana przez niektórych przedstawicieli nadwiślańskiej myśli sądowniczej i dziennikarskiej – wywodzi, że nie można zaprzysiąc Karola Nawrockiego.
Protest abstrakcyjny, czyli kiedy protest wyborczy nie zostanie rozpatrzony
Warto w tym miejscu przypomnieć kilka istotnych informacji, które, jak się wydaje, nikną w zgiełku boju politycznego, a powinny być wysuwane na pierwszy plan w każdym rzetelnym materiale dotyczącym skargi wyborczej. Otóż protest przeciwko ważności wyborów może być wniesiony w enumeratywnie określonych przypadkach, a mianowicie z powodu:
- dopuszczenia się przestępstwa przeciwko wyborom, mającego wpływ na przebieg głosowania, ustalenie wyników głosowania lub wyniku wyborów;
- naruszenia przepisów dotyczących głosowania, ustalenia wyników głosowania lub wyników wyborów, mającego wpływ na wynik wyborów.
Jeśli protest jest abstrakcyjny, nie zawiera sprecyzowanych, wiarygodnych zarzutów, to powinien być pozostawiony bez rozpoznania. Jeśli nie jest abstrakcyjny, lecz oparty na dopuszczalnych zarzutach ze wskazaniem przez protestującego skonkretyzowanych nieprawidłowości, Sąd Najwyższy może dopuścić dowód z oględzin kart do głosowania w konkretnej komisji wyborczej, w której miało dojść do danych nieprawidłowości. Takie oględziny, zlecane w praktyce sądowi rejonowemu, mają efekt podobny do ponownego przeliczenia głosów. Gdy zgłoszone błędy zostaną potwierdzone, Sąd Najwyższy wyraża opinię o zasadności protestu. Jednocześnie zobowiązany jest wskazać, czy wykryte nieprawidłowości są tego rodzaju, że mogły mieć wpływ na wynik wyborów.
Nie miałem dostępu do akt żadnego protestu opartego na wzorze zaproponowanym przez mec. Giertycha, ale chciałbym zwrócić uwagę na zupełnie abstrakcyjną treść zarzutów, jaka jest w nim zaproponowana. Najbardziej czytelnie wybrzmiewa w akapicie podsumowującym: „PiS oszukał przy powoływaniu komisji i oszukał, wprowadzając nielegalną aplikację, to nie mam podstaw sądzić, że przedstawiciele tej partii uczciwie policzyli głosy. Wręcz przeciwnie. Te dwa fakty świadczą o tym, że mogli je policzyć nieuczciwie”.
Jeśli obywatele namówieni do złożenia protestu nie zmodyfikowali projektu pisma zaproponowanego przez posła KO, to nie dziwię się zbiorczym decyzjom o pozostawieniu protestów bez rozpoznania przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego (IKNiSP SN). Dziwi mnie natomiast, że tak słabą merytorycznie sprawę przedstawia się medialnie jako zupełnie oczywistą, podczas gdy każdy rozsądny prawnik po wstępnej analizie dostępnego materiału powinien powiedzieć, że nie będzie jej można zakończyć sukcesem.
Z prawnego punktu widzenia jest trudne do pojęcia, dlaczego przy braku wiarygodnych dowodów próbuje się narzucić bez jakichkolwiek hamulców narrację o popełnieniu przestępstwa lub wielu przestępstw w związku z wyborami, bezrefleksyjnie szafując wypowiedziami, jak np. (cytuję z portalu X): „To naprawdę był ich schemat”, „Moim zdaniem w I turze też fałszowali. Tylko tym razem na szkodę Mentzena, aby przypadkiem nie dostał się do II tury”, „System pisowskiego fałszerstwa”, „Proponuję suwartom i pisowcom uczcić kolejne dwie komisje, gdzie fałszowali na szkodę Trzaskowskiego”.
Ważność wyborów prezydenckich 2025. Emocje kontra argumenty
Z prawnego punktu widzenia zdziwienie budzi również sposób, w jaki strona popierająca protesty wyraża swoją dezaprobatę dla ich rozpoznania przez IKNiSP SN (ponownie cytuję z portalu X): „To nie sąd, tylko grupa przebierańców”, „To hańba, to coś nigdy nie możemy uznać za sąd”, „Cyrk Manowskiej”, „Pani Manowska narzeka na mnie, że przez te protesty mają dużo pracy. Ależ nic kochani kaczosędziowie nie stoi na przeszkodzie, abyście sobie poszli do domu. Nawet to zdrowsze będzie, bo przecież popełniacie teraz ciąg przestępstw. Tak więc czas do domu”.
Rozumiem argumenty o wadliwości IKNiSP, choć wywód prawny z pewnością nie powinien wybrzmiewać w takich sformułowaniach. Problem jednak w tym, czy ktoś potrafi racjonalnie, opierając się na prawnej lub orzeczniczej podstawie, wykazać, że IKNiSP SN działa w tej sprawie nieprawidłowo, że np. powinna doprowadzić do przeliczenia głosów we wszystkich podanych w protestach komisjach wyborczych. Bo według mojej wiedzy przyjmuje dokładnie taką samą metodologię rozpoznawania protestów, jaka została ukształtowana na długo przed jej ustanowieniem. W tym zakresie proponuję zapoznać się z wywiadem udzielonym przed kilkoma dniami przez SSN Wiesława Kozielewicza (DGP nr 119/2025).
Dla zachowania równowagi uzupełnię, że jest, moim zdaniem, trochę racji w argumentacji wskazującej, że może powinno się wyłączyć od rozpoznawania sprawy ważności wyborów prezydenckich tych sędziów, których status jest kwestionowany przez jedną ze stron sporu politycznego. Paliwa dodaje tu stwierdzenie I prezesa Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej wypowiedziane podczas publicznego wystąpienia: „Czy ja jestem zainteresowana tym, żeby został prezydentem ktoś, kto powie, że ja nie jestem sędzią i 3 tys. sędziów ma iść na bruk?”. Pierwszy prezes Sądu Najwyższego nie rozpoznaje protestów ani nie orzeka w kwestionowanej izbie, ale wydaje się, że powyższe – zaskakujące – sformułowanie oddaje istotę wątpliwości co do bezstronności sędziów orzekających w IKNiSP SN.
Trzeba jednak zaznaczyć, że rozstrzygnięcie sprawy przez sędziego, w stosunku do którego istnieją wątpliwości w zakresie bezstronności, a który nie został wyłączony z tego powodu od jej rozpoznania, nie stanowi rażącego uchybienia procesowego, zaś w szczególności nie prowadzi do nieważności postępowania. Nie mamy i nie będziemy mieli w najbliższym czasie innej izby do orzekania o ważności wyborów niż IKNiSP SN. Ponadto nie można – w mojej ocenie – racjonalnie zarzucić, że jak dotychczas ta izba nieprawidłowo rozpoznaje protesty wniesione przez obywateli, ponieważ robi to zgodnie z utartą praktyką. Z prawnego i praktycznego punktu widzenia cała ta sprawa i niesamowita jazda wokół wyborów wydają się zupełnie bez sensu. Domyślam się, że nie do końca chodzi tu o prawo. ©℗