W przedstawionym przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekcie ustawy o zmianie ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw jednym z trzech zasadniczych celów projektowanej zmiany jest umożliwienie orzekania asesorom sądowym w sprawach rodzinnych i opiekuńczych oraz nieletnich. Dla dobra dzieci.
Wyłączenie możliwości orzekania przez asesorów sądowych w sprawach rodzinnych nastąpiło wskutek wejścia w życie ustawy z 11 maja 2017 r. nowelizującej prawo o ustroju sądów powszechnych, uchwalonej przez poprzednią władzę. Bez wątpienia to było również dla dobra małoletnich. Dobro małoletnich to wspaniały slogan, z którym już na dzień dobry trudno dyskutować, bo jak coś ma być dla dobra dzieci, to ogólnie wszyscy jesteśmy na „tak”. Mało kto analizuje, czy rzeczywiście wyjdzie to dzieciom na dobre.
Powody oficjalne i nie całkiem
W odniesieniu do projektu, który ma przywracać asesorom możliwość orzekania w sprawach rodzinnych, na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości możemy m.in. przeczytać następujące uzasadnienie: „w ramach realizacji trzeciego ze wskazanych celów projektowana ustawa zakłada umożliwienie asesorom sądowym wykonywania obowiązków orzeczniczych także we wszystkich kategoriach spraw pozostających w zakresie właściwości wydziałów rodzinnych i nieletnich w sądach rejonowych w celu kadrowego wsparcia tych wydziałów, a ponadto w celu umożliwienia asesorom zdobywania doświadczenia orzeczniczego w obszarze sądownictwa rodzinnego i nieletnich, które w szczególnym stopniu skupione jest na zapewnieniu ochrony prawnej najsłabszym członkom społeczeństwa, tj. np. dzieciom i ich rodzinom, pacjentom szpitali psychiatrycznych, seniorom czy osobom z niepełnosprawnościami. (…) Projektodawca jest przekonany, że proponowane zmiany przyczynią się w znacznym stopniu do zapewnienia bardziej sprawnego funkcjonowania sądownictwa rodzinnego, które powinno być priorytetem z uwagi na szczególny charakter spraw rozpoznawanych przez te sądy”.
Jednak nie łudźmy się, że to jest zasadniczy powód powstania tego projektu. Otóż w projektach ministerialnych ustaw dotyczących tzw. przywracania praworządności postuluje się usunięcie z zawodu, w sposób sprzeczny m.in. z konstytucją czy z opinią Komisji Weneckiej z 14 października 2024 r., prawie 430 sędziów, którzy po 2017 r. przyszli do pracy w sądach z innych zawodów. Chodzi głównie o adwokatów i radców prawnych, choć nie tylko. Jako że po 2017 r. asesorzy nie mogli orzekać w wydziałach rodzinnych, to właśnie głównie byli adwokaci i byli radcowie prawni, którzy zostali sędziami po 2017 r., zostali skierowani do wydziałów rodzinnych.
Ich zniknięcie z tych sądów po ewentualnym wdrożeniu pomysłów ministerstwa dotyczących neosędziów spowoduje olbrzymią lukę kadrową w wielu wydziałach rodzinnych, a w niektórych już teraz sytuacja jest dramatyczna. Żeby nie być gołosłownym – spójrzmy na stolicę. W Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa w Warszawie, w wydziale rodzinnym i nieletnich orzeka 11 sędziów, w tym 5 z innych zawodów (45 proc. orzeczników). Referaty w tym wydziale są olbrzymie, 700–1000 spraw.
W Sądzie Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ w Warszawie w wydziale rodzinnym orzeka dziewięciu sędziów, dwóch z innych zawodów (22 proc. orzeczników). Podobnie jak w sądzie mokotowskim, referaty w sądzie praskim to prawie 1000 spraw (liczba sędziów na Pradze-Północ jest niestety odwrotnie proporcjonalna do tempa zaludniania się Białołęki, czego Ministerstwo Sprawiedliwości nie zauważa od wielu lat i sąd dla Pragi-Północ jest coraz bardziej niewydolny, nie tylko w wydziale rodzinnym). Stąd też pomysł ministerstwa, aby w razie usunięcia tych 430 sędziów z zawodu, żeby zminimalizować szkody, zezwolić asesorom na powrót orzekać w wydziałach rodzinnych i nieletnich.
Doświadczenie znowu mniej ważne
Spójrzmy teraz, jakie było uzasadnienie projektu ustawy z 2017 r., która wyłączyła asesorów od orzekania w sprawach rodzinnych. Wskazano wtedy: „Niemniej jednak asesorzy nie będą mogli: stosować tymczasowego aresztowania w postępowaniu przygotowawczym wobec zatrzymanego przekazanego do dyspozycji sądu wraz z wnioskiem o zastosowanie tymczasowego aresztowania, rozpoznawać zażaleń na postanowienia o odmowie wszczęcia śledztwa lub dochodzenia, na postanowienia o umorzeniu śledztwa lub dochodzenia lub na postanowienia o umorzeniu dochodzenia i wpisaniu sprawy do rejestru przestępstw, a także rozstrzygać spraw z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego. Takie wyłączenie uzasadnia poważny charakter i ranga społeczna tych spraw i konieczność posiadania przy ich rozpoznawaniu doświadczenia życiowego i zawodowego”.
Doświadczenie życiowe rzeczywiście może być pewnym miarodajnym wyznacznikiem. Prawodawca w wielu aktach prawnych wprowadza cenzus wieku. Żeby zostać prezydentem Polski, trzeba mieć ukończone 35 lat. Dlaczego? Dobrze wyjaśnia to B. Szczurowski w komentarzu do konstytucji: „Niewątpliwie taka regulacja, wzorowana na rozwiązaniach zawartych w Konstytucji USA, i (…) zawarta także w kilku Konstytucjach państw UE, wynika z przyjęcia słusznego stanowiska, iż osoba ubiegająca się o prezydenturę musi legitymować się stosownym doświadczeniem życiowym, większym niż to, które wymagane jest od posłów i senatorów. To pozwala na zapewnienie głowie państwa stosownego autorytetu, wymaganego dla wypełniania powierzonych jej przez Konstytucję zadań”.
A zatem są względy, które przemawiają za tym, aby pełnienie określonych funkcji czy stanowisk było dostępne tylko dla osób, które osiągnęły już pewien wiek i mają doświadczenie zawodowe. Sędzią można w Polsce zostać, mając co najmniej 29 lat, asesorem – zaraz po ukończeniu KSSiP, czyli mając ok. 27 lat. Czy te dwa lata robią aż taką różnicę? Teoretycznie powinny. Choć, jak przewrotnie wskazywał włoski pisarz Giovanni Guareschi, doświadczenie uczy, że doświadczenie niczego nie uczy.
Loteria sądowa
Jednak, moim zdaniem, władza zarówno poprzednia, jak i obecna podchodzą do tematu całkowicie nie od tej strony, co trzeba. Pierwszym grzechem systemowym jest to, że zgłaszając się na konkurs do sądu rejonowego, zgłaszający nie wie, do jakiego wydziału zostanie skierowany. W ten sposób do wydziału karnego może trafić ktoś, kto przez całe życie zajmował się prawem pracy i na odwrót. Podobnie jest z wydziałem rodzinnym. Tymczasem powinny do niego trafiać tylko te osoby, które chcą orzekać w tych sprawach, nie zaś osoby z przypadku (to powinno być zresztą ogólną regułą).
Sędziowie rodzinni powinni być wybierani w miarodajnych konkursach, w których oceniano by wiele różnych aspektów. Powinny zostać jasno określone kryteria i przesłanki wyboru sędziego do wydziału rodzinnego (i nie tylko zresztą) z wykorzystaniem spójnego wzorca kompetencyjnego. Byłoby to oczywiście możliwie pod warunkiem, że z góry wiadomo byłoby, że dany konkurs na stanowisko w sądzie rejonowym odnosi się do wydziału rodzinnego.
Jeżeli chodzi o asesorów sądowych, to do rozważenia jest wprowadzenie specjalizacji w zakresie prawa rodzinnego już na etapie kształcenia np. w KSSiP. Taki model praktykuje się w niektórych krajach. Oczywiście jednym z kryteriów wyboru sędziego do wydziału rodzinnego powinno być już posiadane doświadczenie w sprawach rodzinnych. Ta przesłanka mogłaby być szczególnie pomocna przy ocenie kandydatów z grona adwokatów czy radców prawnych. Częstą praktyką, np. w Wielkiej Brytanii, jest wybieranie do orzekania w sprawach rodzinnych właśnie adwokatów (barrister) z wieloletnim doświadczeniem w tej kategorii spraw. W Szwecji kładzie się duży nacisk na mediacje rodzinne i ugodowe rozwiązywanie sporów.
Mediator na wagę złota
Również na polskim podwórku przy wyborze sędziego rodzinnego powinny mieć znaczenie „dodatkowe punkty” za bycie mediatorem, posiadanie doświadczenia w ugodowym załatwianiu spraw czy odbycie szkoleń z mediacji. Biorąc pod uwagę fakt, jak często właśnie sądy rodzinne kierują strony do mediatorów, posiadanie umiejętności w tym zakresie przez samego sędziego znacznie ułatwiłoby mu pracę oraz mogło się przyczynić do jeszcze szybszego rozpoznania sprawy.
Ponadto szczególnie sędzia rodzinny (choć nie tylko ten sędzia) powinien cechować się umiejętnościami miękkimi, jak wysoka kultura osobista (co nie zawsze jest standardem, jak pokazują niektóre ostatnie przykłady z sądów w Polsce) czy inteligencja emocjonalna. Powinien też mieć podstawową choćby wiedzę z takich dziedzin jak psychologia czy psychiatria. Kandydat na sędziego rodzinnego powinien przechodzić o wiele bardziej pogłębione badania i testy psychologiczne niż teraz, a być może nawet badania takich sędziów powinny być raz na jakiś czas powtarzane.
Do tematu zapewnienia bardziej sprawnego funkcjonowania sądownictwa rodzinnego, które, jak zauważa ministerstwo, powinno być priorytetem z uwagi na szczególny charakter spraw rozpoznawanych przez te sądy, należy więc podejść systemowo i wymyślić, niestety, wiele rzeczy i procedur od początku. Nie ma drogi na skróty. Finalnie nie jest najważniejsze, ile orzecznik ma lat, choć oczywiście doświadczenie życiowe i autorytet nie są bez znaczenia, ale przede wszystkim istotna jest kompleksowa ocena cech, umiejętności i predyspozycji, aby orzekać w sprawach objętych tą dziedziną prawa. Umiejętność logicznego myślenia oraz doskonała znajomość przepisów prawa (oczywiście też niezbędne) nie spowodują, że orzecznik będzie umiał wysłuchać małoletniego lub podejmie właściwe decyzje procesowe co do ustalenia kontaktów rodzica z dzieckiem. ©℗