Chodzi o projekt zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych, jaki Ministerstwo Sprawiedliwości opublikowało pod koniec marca br. Jego zasadniczym celem ma być odejście od przepisów tzw. ustawy kagańcowej (Dz.U. z 2020 r. poz. 190). I choć z lektury opinii, jakie wpłynęły do projektu, wynika, że kierunek zaproponowanych zmian jest słuszny, to jednocześnie wyraźnie widać, że te rozwiązania nie spełniają oczekiwań środowiska sędziowskiego. Co więcej, wejście w życie niektórych z nich może wywołać wiele negatywnych skutków.
– Ten projekt jest tak zły, że jest duża szansa, że resort sprawiedliwości po prostu się z niego wycofa. Wszystko zależeć będzie oczywiście od decyzji samego ministra sprawiedliwości. Wiem jednak, że usłyszy on taką rekomendację od jednego ze swoich wiceministrów – dowiedzieliśmy się nieoficjalnie w rozmowie z osobą zaangażowaną w prace legislacyjne.
Sprzeczne propozycje
Jednym z zarzutów formułowanych wobec projektu jest to, że zaproponowane w nim rozwiązania w znacznej części pokrywają się z pomysłami zawartymi w projektach przygotowanych przez Komisję Kodyfikacyjną Ustroju Sądownictwa i Prokuratury i co gorsza, są z nimi sprzeczne lub częściowo rozbieżne. Zwraca na to uwagę Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”, które zauważa, że rozwiązania przygotowane przez KKUSiP również odnoszą się np. do zasad ukształtowania samorządu sędziowskiego. Przy czym podejście komisji do tych zagadnień jest zasadniczo różne od tego, jakie prezentuje MS. Dla przykładu – resort proponuje powołanie kolegiów także przy sądach rejonowych, podczas gdy komisja chce, aby te działały tylko przy sądach okręgowych i apelacyjnych.
Wygląda więc na to, że prace legislacyjne w tym obszarze prowadzone były równolegle przez dwa podmioty projektodawcze i że nie były one skoordynowane, co skutkowało przedstawieniem propozycji konkurencyjnych. „Rodzi to poważne obawy o rzetelność legislacyjną i celowościową w podejściu do zagadnień związanych z kompleksową reformą wymiaru sprawiedliwości (…)” – zaznacza „Iustitia”.
Fatalny pomysł na sądy dyscyplinarne
Jeśli zaś chodzi o konkretne rozwiązania w projekcie, to z największą krytyką spotkała się propozycja powrotu do modelu, w którym sprawiedliwość dyscyplinarną wymierzały sędziom w I instancji sądy apelacyjne.
Zdaniem Marii Julity Hartuny, sędzi, zastępcy rzecznika dyscyplinarnego w Sądzie Okręgowym w Gdańsku, pomysł ten jest „fatalny”, i to z kilku powodów. Jednym z nich jest sytuacja w sądach apelacyjnych, która zdaniem opiniującej staje się dramatyczna. Wielu z orzekających w nich sędziów odchodzi bowiem w stan spoczynku, obsadzanie nowych stanowisk zostało wstrzymane, a status części sędziów jest kwestionowany ze względu na powołanie ich po 2018 r. „Nie jest to dobry moment na dociążanie sędziów sądów apelacyjnych dodatkowymi obowiązkami” – zauważa sędzia Hartuna.
Ale są i inne argumenty, które mają przemawiać przeciwko przyjęciu modelu zaproponowanego przez MS. Wielu komentujących jest bowiem zdania, że obecnie obowiązujące rozwiązanie, zgodnie z którym w skład sądów dyscyplinarnych wchodzą sędziowie wszystkich szczebli sądownictwa, jest rozwiązaniem optymalnym.
„Należy zauważyć, że większość postępowań dotyczy spraw sędziów sądów rejonowych, z którymi to sprawami sędziowie apelacyjni nie mają kontaktu od lat i wobec czego nie mają wiedzy na temat aktualnych realiów” – podkreśla Mariusz Królikowski, prezes Sądu Okręgowego w Płocku. Dlatego też jego zdaniem udział sędziów rejonowych i okręgowych w sądach dyscyplinarnych jest jak najbardziej wskazany.
Na doświadczenie sędziów niższych szczebli orzekających obecnie w sądach dyscyplinarnych zwraca uwagę również Maria Julita Hartuna, określając je jako „trudne do przecenienia”. Gdańska sędzia uważa, że oddanie spraw dyscyplinarnych wyłącznie sędziom apelacyjnym spotka się ze słusznym zarzutem oderwania się ich od realnej pracy liniowego sędziego niższego szczebla. „Poza tym, reprezentacja sędziów wszystkich szczebli w sądach dyscyplinarnych byłaby przejawem pożądanej demokratyzacji” – uważa Hartuna.
O tym, że nie tylko sędziowie apelacyjni powinni orzekać w sądach dyscyplinarnych, przekonane jest również Stowarzyszenie Sędziów „Themis”. Proponuje ono, aby ich wybór dokonywany był przez zgromadzenia apelacji spośród kandydatów wskazanych przez zebrania sędziów rejonowych i zgromadzenia sędziów okręgowych i apelacyjnych.
Co dalej z rzecznikami dyscyplinarnymi?
Przygotowany przez resort projekt spotkał się z krytyką nie tylko z powodu tego, jakie rozwiązania zawiera, ale także ze względu na to, czego w nim brakuje. Chodzi przede wszystkim o to, że nie zaproponowano wprowadzenia mechanizmu odwołania rzeczników dyscyplinarnych przed upływem ich kadencji. „To zaniechanie dziwi, choćby w kontekście licznych wątpliwości co do tego, czy podstawa prawna do odwołania rzeczników dyscyplinarnych w aktualnym stanie prawnym w ogóle istnieje” – pisze Iustitia.
Jest to tym bardziej zaskakujące, jeśli weźmie się pod uwagę, że ministrowie sprawiedliwości podjęli już działania skutkujące odwołaniem Piotra Schaba ze stanowiska rzecznika dyscyplinarnego oraz jego zastępcy Przemysława Radzika. Jak bowiem zauważa SSP „Iustitia” działania te były oparte na stwierdzeniu, że „mamy do czynienia z luką prawną, która narusza zasady państwa prawa i konstytucyjne standardy; dlatego przepis art. 112 ustawy o ustroju sądów powszechnych powinien być interpretowany w ten sposób, że minister sprawiedliwości – jako organ powołujący – ma również kompetencję do odwołania tych osób, gdy zachodzi ku temu ważna przyczyna”. W opinii stowarzyszenia, skoro istnieje luka prawna, to niezbędne jest, by wypełnić ją odpowiednimi przepisami przewidującymi konkretny tryb odwołania rzeczników przed upływem ich kadencji oraz konkretne przyczyny, które będą pozwalać na takie odwołanie.
Na inne niedopatrzenie ze strony projektodawców zwraca uwagę rzecznik praw obywatelskich. Chodzi o przepis, który reguluje procedurę odwoływania prezesa sądu. Resort chce go pozostawić w dotychczasowym brzmieniu. A to oznacza, że minister sprawiedliwości będzie związany negatywną opinią środowiska na temat planowanego odwołania dopiero wówczas, gdy sprzeciwi się temu również Krajowa Rada Sądownictwa. Przy czym uchwała w tej kwestii musi zostać podjęta większością dwóch trzecich głosów. Tymczasem, jak zauważa prof. Marcin Wiącek, analogiczny przepis został już uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z ustawą zasadniczą w orzeczeniu pełnego składu z 9 listopada 1993 r. (sygn. akt K 11/93). I przypomina, że mimo to został on przywrócony w 2018 r. w celu zwiększenia wpływu MS na obsadę stanowisk prezesów sądów. „W związku z tym postuluję dostosowanie tego przepisu do wymogów konstytucyjnych, np. poprzez przyznanie uchwale KRS mocy wiążącej niezależnie od większości, jaką została przyjęta (jak to było w latach 2004–2017), względnie przez przyznanie decydującej roli opinii kolegium czy opinii zgromadzenia ogólnego sędziów danego sądu” – proponuje prof. Wiącek. ©℗
Podstawa prawna
Etap legislacyjny
Projekt w trakcie uzgodnień, konsultacji publicznych i opiniowania