Polityczno-prawnicza wojna o Trybunał Konstytucyjny wciąż trwa i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miała się skończyć. Praktycznym efektem tego sporu jest chaos, brak pewności obywateli co do tego, jakie regulacje ich właściwie wiążą. Być może chociaż częściowe rozwiązanie tego sporu leży w zmianie perspektywy, z której na niego patrzymy.

Wyrok czy niewyrok?

Prawnicy toczą debatę na temat tego, czy wyroki trybunału, w których wydaniu brali udział sędziowie Mariusz Muszyński, Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembak (określani potocznie jako sędziowie dublerzy), mogą wywoływać jakiekolwiek konsekwencje, czy też może należy uznawać je za nieistniejące. Politycy zaś nad tym nie dyskutują, tylko po prostu nie publikują wyroków trybunału w Dzienniku Ustaw. W odpowiedzi prezes Trybunału Konstytucyjnego zarządza publikację orzeczeń na stronie internetowej TK.

Spór ten nie jest tylko teoretyczny. Na przykład 23 lipca 2024 r. TK z sędzią Justynem Piskorskim w składzie orzekł, że przepisy ordynacji podatkowej, które zobowiązują doradców podatkowych do raportowania organom skarbowym tzw. schematów podatkowych (MDR), są z konstytucją niezgodne (sygn. akt K 13/20). Jeżeli wyrok obowiązuje, to te przepisy utraciły swą moc i nikt nie może doradcy podatkowego ukarać za to, że odmówił raportowania. Jeżeli jednak nie jest to wyrok trybunału, to Krajowa Administracja Skarbowa powinna doradców podatkowych dalej karać, jeżeli odmawiają składania raportów o swoich klientach.

W kwestii tego, czy sędziowie Muszyński, Piskorski i Wyrembak są rzeczywiście sędziami TK, napisano już wiele i w tej sprawie prawdopodobnie każdy prawnik w Polsce ma już swoje stanowisko. Aktualnie przeważa pogląd, zgodnie z którym zostali oni wybrani na miejsca już obsadzone.

Nawet jeżeli uznać ten pogląd za trafny, to trudniej mi jednak zgodzić się z tym, że naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy jest nieistnienie wyroków w sprawach, w których orzekali ci właśnie sędziowie. Być może pewnym rozwiązaniem byłoby uznanie takich wyroków za nieważne, a zatem istniejące, ale jednak na tyle wadliwe, że konieczne do usunięcia z porządku prawnego. Ta opcja jest jednak jednoznacznie (na ile to w ogóle możliwe w sytuacji, gdy każda norma prawna podlega aktualnie dość swobodnej interpretacji) wykluczona przez art. 190 ust. 1 konstytucji, zgodnie z którym orzeczenia TK są ostateczne, a więc nie podlegają podważeniu. Innymi słowy, przed prawnikami stoi dość stanowczy wybór. Albo orzeczenia TK z kwestionowanymi sędziami istnieją i są ważne pomimo wszelkich wad, albo w ogóle nie istnieją i jest to wyłącznie udawanie wyrokowania.

Po drugiej stronie obywatele

Ta dychotomia jest szczególnie ważna, kiedy spór o TK, co jest naturalne, postrzegamy w kategoriach sporu pomiędzy dwiema opcjami politycznymi. Takie spojrzenie jest historycznie uzasadnione i do pewnego stopnia atrakcyjne, bo wszyscy mamy jakiś pogląd na spór polsko-polski, a zatem łatwo nam się w nim odnaleźć.

Problem w tym, że spór o TK ma jednak również zupełnie inną, niedocenianą płaszczyznę. Jest to spór pomiędzy władzą ustawodawczą i wykonawczą z jednej strony a obywatelami z drugiej. W praktyce bowiem większość spraw przed trybunałem nie chroni Koalicji Obywatelskiej przed Prawem i Sprawiedliwością (lub odwrotnie), ale obywateli przed przekroczeniem władzy jako takiej. Perspektywa ta ma też swoje odbicie w procedurze obowiązującej przed TK. Stronami postępowania nie jest przecież Sejm konkretnej kadencji, w której uchwalono przepisy będące przedmiotem postępowania, lecz po prostu Sejm RP. Analogicznie w postępowaniu uczestniczy przedstawiciel Rady Ministrów jako organu, a nie określonego premiera.

Jeżeli próbować na chwilę spojrzeć na spór o trybunał w osi władza-obywatele, zamiast KO-PIS, to pewne jego aspekty wyglądają zupełnie inaczej. Nie będzie na przykład budzić większych wątpliwości, że za wszelkie problemy z obsadą TK odpowiadają politycy. Nie chodzi tu wcale o to, że każdy polityk odpowiada tak samo, ale o to, że to po politycznej stronie istnieje problem. To Sejm RP wybrał sędziów TK „na miejsca już obsadzone” i Prezydent RP przyjął od tych sędziów ślubowania. Uchwały Sejmu w tej sprawie zostały opublikowane w odpowiednim dzienniku urzędowym przez prezesa Rady Ministrów. Co jednak równie ważne, to również władza (każda) w ogólności jest głównym beneficjentem kwestionowania wyroków TK, skoro rolą TK jest ograniczanie wszechwładzy legislatury i egzekutywy.

Naruszyciel nie powinien korzystać

Przechodząc znów na grunt praktyki, to w interesie władzy, a konkretnie ministra finansów i Krajowej Administracji Skarbowej, jest to, żeby mieć jak największą wiedzę o możliwej agresywnej optymalizacji podatkowej, co daje większe możliwości zwalczania tejże, a w konsekwencji prawdopodobnie dodatkowe wpływy do budżetu państwa. Zatem aparat państwowy nie jest zainteresowany orzeczeniem TK, które zakwestionowało ten obowiązek. Jednocześnie obywatele są zainteresowani tym, żeby raportować jak najmniej, zatem orzeczenie to może być dla nich istotne. To oczywiście uproszczenie, ale jednak pokazuje zarys zjawiska.

Podobnie 4 lipca 2023 r. Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, w którym stwierdził, że definicja budowli zawarta w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych jest niezgodna z Konstytucją RP (sygn. akt SK 14/21). Wyrok ten jest dla obywateli (podatników) niewątpliwie korzystny, bo wskazuje, że definicja użyta w przepisach podatkowych nie jest wystarczająco precyzyjna. Rzeczywiście ustalenie, jaki obiekt spełnia wymagania budowli i podlega opodatkowaniu podatkiem od nieruchomości, spędza podatnikom sen z powiek od mniej więcej 30 lat. Dla ministra finansów to orzeczenie jest podobnie kłopotliwe, choć w tym przypadku bardziej pośrednio, bo jego wejście w życie uderzyłoby gwałtownie w budżety samorządów, a te zapewne szukałyby ratunku w budżecie centralnym.

Przyjęcie, że wyroki TK w tych sprawach nie istnieją, oznacza w praktyce, że obywatel traci prawo do kontroli poczynań władzy ustawodawczej i wykonawczej, nawet jeżeli prawo to jest realizowane aktualnie w sposób ułomny. Co ważne, na naruszeniu przepisów dotyczących powoływania sędziów TK korzysta naruszyciel, który zyskuje w ten sposób prawo do kwestionowania niekorzystnych dla niego rozstrzygnięć TK. Taka konkluzja jest w najlepszym razie kontrowersyjna.

Nie ma rozwiązań idealnych

Skoro to władza (nawet jeżeli wykonywała ją inna partia), a nie obywatele, jest winna zamieszania wokół TK, to nie powinna ona przenosić jego skutków na obywateli. Patrząc na problem z tej perspektywy – organom władzy publicznej nie powinno przysługiwać prawo do kwestionowania wadliwych wyroków TK. Jednocześnie, skoro wadliwy wybór sędziów TK narusza prawo obywatela do sądu, to na wadliwość wyroku TK mógł się przed sądem powołać obywatel, którego prawo naruszono w wadliwym postępowaniu przed TK. Mogłoby to mieć miejsce na przykład w postępowaniu karnym wszczętym w wyniku orzeczenia TK dotyczącego dopuszczalności aborcji. Obywatel powinien móc argumentować, że zaostrzenie odpowiedzialności karnej jest skutkiem procedury naruszającej prawo do sądu.

Innymi słowy, ustawodawca i organy administracji publicznej powinny zastosować się także do tych wyroków TK, w których wydaniu brał udział sędzia uznany za niewłaściwie powołanego. Do momentu prawidłowego ukształtowania TK władza nie powinna wyłączać nawet takiego niepełnego prawa do sądu. Należy jednak wciąż mieć na uwadze, że prawo to jest aktualnie realizowane w sposób niepełny. A zatem, mając wątpliwości, czy orzeczenie TK powinno mieć zastosowanie, należy orzekać na korzyść obywatela, który jest ofiarą sporu politycznego, a nie jego sprawcą.

Co ciekawe, do pewnego stopnia to właściwie się dzieje, bo rząd intensywnie pracuje nad zmianą przepisów dotyczących opodatkowania nieruchomości, aby zdążyć przed możliwym wejściem wyroku TK w życie. Mimo że zaprezentowany projekt właściwie w całości implementuje wskazania TK, to sam wyrok nie jest nawet wspomniany w jego uzasadnieniu. Takie działanie projektodawcy, nawet jeżeli sam nie jest on przekonany co do istnienia wyroku, jest po prostu rozsądne, bo ogranicza możliwy chaos.

Zdaję sobie przy tym sprawę, że rozwiązanie, które rozważam, nie jest idealne. Problem w tym, że aktualnie nie ma rozwiązań idealnych. ©℗

W praktyce bowiem większość spraw przed trybunałem nie chroni Koalicji Obywatelskiej przed Prawem i Sprawiedliwością (lub odwrotnie), ale obywateli przed przekroczeniem władzy jako takiej