Raport jest corocznie przygotowywany przez Fundację Court Watch Polska, której wolontariusze w charakterze publiczności przychodzą do sal sądowych w całej Polsce i spisują swoje spostrzeżenia. Najnowsze wydanie, uwzględniające obserwacje poczynione do końca lipca br., zostanie zaprezentowane w piątek, 20 września, na konferencji w Toruniu. DGP, który objął patronat medialny nad wydarzeniem, poznał wcześniej fragment dotyczący przypadków rozpoznawania spraw za zamkniętymi drzwiami.
– Okazuje się, że coraz więcej posiedzeń, które wybierają nasi obserwatorzy, jest niejawnych. Odsetek takich spraw wzrósł do 5 proc. To absolutny rekord w kilkunastoletniej historii naszych raportów. W poprzednich latach ten odsetek wynosił 2–3 proc. Spodziewaliśmy się, że po ustaniu pandemii posiedzeń niejawnych będzie mniej. Tymczasem jest odwrotnie – mówi prezes fundacji Bartosz Pilitowski.
Zaznacza, że wolontariusze sami wybierają sprawy, w których chcą uczestniczyć. – Mówimy o sprawach odbywających się w salach rozpraw, w których są wezwane strony, mogą być wezwani świadkowie, a z jakiegoś powodu sąd, z urzędu lub na wniosek strony, wyłącza jawność – tłumaczy.
Sędzia się rozjuszył
Autorzy raportu przyznają, że jawność nie jest wartością absolutną i przepisy dopuszczają od niej wyjątki. „To, co nas niepokoi, to obserwowana przez nas powszechnie praktyka stosowania przepisów o wyłączeniu jawności na wniosek. Sąd nie jest związany wnioskiem strony i ma obowiązek ocenić, czy jest on uzasadniony w okolicznościach sprawy, uwzględniając zasadę proporcjonalności. (…) Wyłączenie jawności powinno być ograniczone do niezbędnego minimum” – piszą w raporcie.
– Mam wrażenie, że sędziowie czy – szerzej – wymiar sprawiedliwości przez cały czas zdają się nie dostrzegać korzyści, jakie płyną z jawności – komentuje w rozmowie z DGP Jarosław Gwizdak, adwokat, były sędzia, członek zarządu think tanku INPRIS. – Obecność publiczności na posiedzeniu jest nie tylko środkiem społecznej kontroli nad sprawowaniem wymiaru sprawiedliwości, lecz także ma wymiar edukacyjny. Osoba z zewnątrz, obserwując dobrze przeprowadzoną rozprawę, może się przekonać, dlaczego zapadają takie, a nie inne decyzje, a dane postępowanie może trwać długo bez winy sędziego. Zwiększa to przecież zaufanie do wymiaru sprawiedliwości – dodaje.
Innym problemem zasygnalizowanym w raporcie jest niewłaściwa komunikacja. Wolontariusze odnotowali pozytywne przykłady sędziów, którzy wyczerpująco informowali o przyczynach niemożności uczestnictwa publiczności w posiedzeniu. Zdarzało się jednak, że sędzia przywoływał ogólnikowo kodeks postępowania karnego bez wskazania konkretnego przepisu lub też nie podawał żadnego powodu. W jednym przypadku sędzia zapytany o podstawę prawną miał się rozjuszyć i wykrzyczeć, że „on nie jest tu od udzielania porad prawnych”. „Zwróciłem uwagę, iż nie ma potrzeby podnoszenia na mnie głosu, wszak pytam tylko o podstawę prawną. Sędziego rozjuszyło to niestety jeszcze bardziej i krzyczał, że sprawy o pomówienie są niejawne i żebym sobie poczytał przepisy” – czytamy w relacji obserwatora.
Niekiedy nieporozumienia wynikają z nieprecyzyjnej treści wokand. Wolontariusze odnotowali, że brakuje na nich adnotacji o niejawności posiedzenia. Zdarzyło się też, że wokanda zawierała błędną informację „posiedzenie jawne”.
Czy publiczność przeszkadza?
– W raporcie powołujemy się też na autorytet rzecznika praw obywatelskich, który również w swoich wystąpieniach sygnalizował problemy związane z jawnością. Jego przykładowe interwencje dotyczyły niewpuszczania publiczności na posiedzenie zdalne, niepokazywania twarzy przez sędziów czy nawet bezpodstawnego wyłączenia jawności – wylicza Bartosz Pilitowski.
Ostatnia z wymienionych przez niego spraw miała miejsce w 2021 r., a zapadła w niej decyzja sędzi referent, mimo interwencji ze strony fundacji i RPO, nie doczekała się konsekwencji ze strony kierownictwa sądu ani zastępcy rzecznika dyscyplinarnego.
Chodziło o wyłączenie jawności sprawy cywilnej mimo braku wymaganego wniosku strony, a w konsekwencji niedopuszczenie do udziału w posiedzeniu dziennikarza oraz obserwatora Court Watch Polska. Wiceprezes sądu w korespondencji z fundacją wskazał, że rzecz dotyczyła sprawy trwającej od wielu lat, w której jedna ze stron podejmowała działania obstrukcyjne, noszące znamiona naruszenia prawa. „Sędzia referent wskazała, że prowadzenie przedmiotowej sprawy, skomplikowanej pod względem faktycznym i prawnym, jest trudne, a będzie jeszcze trudniejsze w przypadku udziału dziennikarzy. Konstytucyjnym obowiązkiem sądu zaś jest nie tylko jawne postępowanie, ale również sprawne postępowanie, a obecność innych osób może je utrudnić” – czytamy w stanowisku wiceprezesa.
– To jakieś kuriozum lub co najmniej wypadek przy pracy – komentuje Jarosław Gwizdak. – Sąd, podejmując takie decyzje, zapomina chyba, że jest dla obywateli. Zapomina o tym, że w ten sposób może np. pokazać, dlaczego sprawy trwają tak długo. Zwłaszcza w takich trudnych sprawach wypraszanie publiczności jest dla mnie niezrozumiałe – dodaje.
Wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha zapewnia, że każdy raport organizacji pozarządowej jest dla resortu przyczynkiem do analizy. – Na pewno pochylimy się nad wątkami, które wydają się niepokojące, jak chociażby brak umiejętności wskazania podstawy prawnej wyłączenia jawności czy możliwe nadużywanie przez sądy uprawnienia do wyłączenia jawności postępowania. Być może uzasadnione są bardzo techniczne postulaty związane z prezentowaniem informacji o jawności na wokandach – mówi Arkadiusz Myrcha. Zapewnia, że resortowi bliskie są zasady jawności i transparentności postępowań, a także swoista otwartość sali rozpraw. – Odrębną kwestią jest natomiast katalog okoliczności, w których może dojść do wyłączenia jawności. Do wszelkich postulatów w tym zakresie będziemy podchodzili bardzo analitycznie – dodaje.©℗