- Sens istnienia terminów instrukcyjnych jest niezaprzeczalny. Sprawa posła Marcina Romanowskiego każe natomiast zadać pytanie, czy nie powinny być inaczej skonstruowane - mówi dr hab. Jarosław Zagrodnik, prof. Uniwersytetu Śląskiego, radca prawny w kancelarii Chmielniak Adwokaci.
Nie powinien. Jednak te siedem dni wyznaczone przez art. 252 kodeksu postępowania karnego jest tzw. terminem instrukcyjnym, czyli takim, po upływie którego daną czynność nadal można wykonać i nadal jest ona skuteczna. Podobny charakter ma przykładowo 14-dniowy termin na sporządzenie uzasadnienia wyroku, czy 30-dniowy na przeprowadzenie postępowania sprawdzającego.
Terminy instrukcyjne mają przede wszystkim charakter dyscyplinujący oraz porządkowy i w założeniu mają służyć zmobilizowaniu organu procesowego oraz przyspieszeniu określonych czynności.
Trzeba na to spojrzeć na wielu płaszczyznach. Niedochowanie terminu instrukcyjnego zazwyczaj nie pociąga za sobą bezpośrednich, negatywnych skutków procesowych, jak to jest w przypadku terminu zawitego, gdy określona czynność po ich upływie staje się bezskuteczna. Nie występują też automatyczne konsekwencje dyscyplinarne ani karne dla funkcjonariusza publicznego, który opóźnienia się dopuścił. Nie są one wykluczone, ale tylko wtedy, gdy jednocześnie zachowanie sędziego wypełnia znamiona konkretnego deliktu dyscyplinarnego lub przestępstwa i, co oczywiste, są oparte na zasadzie winy.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że uchybienie terminowi instrukcyjnemu może negatywnie wpłynąć na sytuację faktyczną stron postępowania karnego. Ma to np. miejsce przy rozpatrywaniu zażalenia na zastosowanie tymczasowego aresztowania. Wówczas, niezależnie od zasadności zastosowania takiego środka, podejrzany jest faktycznie pozbawiony wolności aż do momentu rozstrzygnięcia zażalenia przez sąd II instancji.
Dotyczy to zresztą również postanowienia o zamianie aresztu na inny środek zapobiegawczy, co do którego prokurator wniósł sprzeciw. Wówczas, aż do uprawomocnienia się takiego orzeczenia, oskarżony pozostaje w areszcie. W sprawie, którą obecnie prowadzę, gdzie sąd umożliwił zamianę aresztu na poręczenie majątkowe i zostało ono wpłacone, termin rozpoznania zażalenia prokuratora został wyznaczony w taki sposób, że rozpoznanie zażalenia nastąpi nie wcześniej niż po około dwóch miesiącach. A tymczasem klient siedzi w areszcie.
Oczywiście. Choć tam jest on najbardziej widoczny, bo naruszenia te dotyczą jednej z najistotniejszych wartości – wolności człowieka. Innym przykładem może być oczekiwanie na sporządzenie uzasadnienia wyroku skazującego, które wstrzymuje wniesienie środka odwoławczego. A więc zwłoka sądu wydłuża okres, w którym utrzymuje się stan bycia nieprawomocnie skazanym.
Tu bardzo dobrym przykładem jest właśnie taki układ procesowy, jak w sprawie posła Romanowskiego. Przy odmowie zastosowania aresztu i przedłużającym się oczekiwaniu na decyzję II instancji, jak to miało miejsce w tym postępowaniu, istnieje potencjalne ryzyko narażenia na szwank postępowania karnego lub dopuszczenia do sytuacji, gdy podejrzany dopuści się nowego przestępstwa. A przecież właśnie zapewnieniu prawidłowego toku postępowania ma służyć stosowanie tego środka zapobiegawczego. Wyjątkowo również zneutralizowaniu zagrożenia ze strony podejrzanego.
W praktyce, w wielu przypadkach pozostaje bez żadnych środków pozwalających na przyspieszenie określonej czynności. Niektóre z terminów instrukcyjnych przewidują pewien sposób nacisku na organ procesowy. W przypadku złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa i niepowiadomieniu w terminie sześciu tygodni przez organ procesowy o wszczęciu lub odmowie wszczęcia postępowania sprawdzającego zawiadamiającemu służy zażalenie do prokuratora nadrzędnego (art. 306 par. 3 k.p.k.). Podobnej możliwości nie ma wobec uchybienia wielu innym terminom.
Obowiązujące przepisy nie dają prostego rozwiązania pozwalającego na zmianę sędziego, aby umożliwić szybsze przeprowadzenie czynności. Co prawda ustawa o ustroju sądów powszechnych przewiduje możliwość zmiany sędziego, ale wtedy, gdy zachodzi długotrwała przeszkoda, a więc zapewne wtedy, gdy mówimy o kilku miesiącach, nie mniej niż trzech. W konsekwencji w wielu przypadkach nie będzie realnej możliwości wykorzystania tej ścieżki.
Jeśli chodzi o możliwość zakwalifikowania naruszeń terminów instrukcyjnych jako deliktów dyscyplinarnych lub na przykład przestępstwa niedopełnienia obowiązków przez sędziego czy prokuratora, to byłbym ostrożny. Należy tu zwrócić uwagę, że przyczyn takich opóźnień jest wiele i nie zawsze są one zawinione przez funkcjonariusza publicznego. W szczególności wiele takich sytuacji wynika ze sposobu organizacji sądów i prokuratur oraz permanentnych braków kadrowych w tych instytucjach. Zresztą zbyt pochopne stosowanie przepisu z art. 231 kodeksu karnego może wpłynąć na niezawisłość i niezależność osób orzekających. Z pewnością jednak każdy przypadek wymaga odrębnego rozważenia.
Sens istnienia terminów instrukcyjnych jest niezaprzeczalny. One powinny funkcjonować w procesie karnym. Występują przecież takie sytuacje, gdy termin musi pozostawiać pewną swobodę czasową sędziemu czy prokuratorowi. Sprawa posła Marcina Romanowskiego każe natomiast zadać pytanie, czy nie należałoby terminów instrukcyjnych inaczej skonstruować, zwłaszcza tych, które dotyczą tymczasowego aresztowania. Rozwiązania proceduralne nie mogą być bowiem pozorne. ©℗