Walka twórcy „Wiedźmina” o udział w sukcesie komercyjnym gier z udziałem jego bohatera pokazała, jak trudno jest uzyskać wynagrodzenie odzwierciedlające skalę rzeczywistych przychodów z eksploatacji utworu. Po nowelizacji prawa autorskiego będzie to łatwiejsze.

Sprawa Andrzej Sapkowskiego do dziś pozostaje wyjątkowa. W 2018 r. pisarz wystąpił do firmy CD Projekt o podniesienie wynagrodzenia za prawa autorskie do sagi o Wiedźminie, na podstawie której spółka wydała serię gier – a te odniosły światowy sukces. Pisarz domagał się 60 mln zł. Jak podawały media, gdy sprzedawał prawa do „Wiedźmina”, otrzymał 35 tys. zł.

Nie wiadomo, na jaką kwotę opiewała zawarta ponad rok później ugoda. Wiadomo za to, że rzadko się zdarza, by po nieoczekiwanym sukcesie utworu jego autor uzyskał wyższe wynagrodzenie – mimo że przepisy przewidują taką możliwość.

Obecna nowelizacja ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych może jednak sprawić, że podobnych przypadków będzie dużo więcej.

Krok pierwszy: informacje

Uchwalona przez Sejm 28 czerwca br. nowela prawa autorskiego – stanowiąca implementację dyrektywy 2019/790 o prawie autorskim i prawach pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym (DSM) – uprawnia twórcę do regularnego otrzymywania od osoby, na którą przeniósł autorskie prawa majątkowe lub której udzielił licencji, aktualnej informacji o przychodach z korzystania z jego utworu i należnym w związku z tym wynagrodzeniu (dodawany art. 47a).

– Obecnie twórcom nie jest łatwo się dowiedzieć, jakie są zyski z utworu. Mogą tego dochodzić na drodze sądowej, co zazwyczaj bywa czasochłonne i kosztowne – mówi Katarzyna Jedynak-Gierada, rzecznik patentowy z kancelarii adwokackiej Czyżewscy.

W toku dyskusji nad nowelizacją podnoszono, że w praktyce przekazywanie informacji o przychodach może się okazać trudne dla nabywców praw i licencjobiorców – wskazywano np. sektor gier komputerowych, nad którymi pracują liczne zespoły współtwórców. Dlatego w projekcie ustawy, która trafiła do Sejmu, znalazły się kontrowersyjne zapisy eliminujące ten obowiązek w przypadku praktycznie wszystkich utworów współautorskich i połączonych, co spotkało się ze sprzeciwem środowisk kreatywnych. Ustawodawca częściowo wyeliminował ten problem, stwierdzając, że wyłącznie w przypadku współautorstwa utworu innego niż literacki, publicystyczny, naukowy, muzyczny lub słowno-muzyczny domniemywa się, iż wkład twórczy nie jest znaczący – współautorom nie przysługuje więc automatycznie prawo do informacji.

– Brakuje jednak przewidzianej w dyrektywie możliwości wydania wytycznych, w jaki sposób te informacje będą przekazywane w poszczególnych sektorach – mówi Anna Misiewicz, prawniczka Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Jak dodaje, pozostaje więc sprawdzić w praktyce, jak to uprawnienie zadziała, i czekać, czy ewentualnie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wyda przepisy wykonawcze.

– Najprawdopodobniej jednak twórcy będą musieli się z własnej inicjatywy upominać o udzielenie informacji o przychodach – przypuszcza Misiewicz.

W wersji uchwalonej przez Sejm nowelizacja nie przewiduje sankcji dla posiadaczy praw do utworu lub licencjobiorców, którzy nie będą udzielać twórcom tego typu informacji.

– Na podstawie brzmienia nowego przepisu można przewidywać, że posiadacze praw będą np. korzystać z możliwości, jakie daje tajemnica przedsiębiorstwa – mówi Katarzyna Jedynak-Gierada.

Krok drugi: wynagrodzenie

Nowy przepis może ułatwić twórcom uzyskanie wyższego wynagrodzenia, jeśli korzyści z utworu okażą się większe od przewidywanych przy przekazywaniu praw autorskich.

– Nie wydaje się, żeby było to jednak narzędzie doskonałe – zaznacza Jedynak-Gierada. Jej zdaniem w świecie idealnym byłoby tak, że np. autor książki otrzymuje informacje o zyskach, które są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do jego wynagrodzenia. Następnie zwraca się do wydawcy, siadają do stołu i negocjują wyższe wynagrodzenie, proporcjonalnie do rzeczywistego zysku.

– Dzięki temu obie strony unikają drogi sądowej, która może być długotrwała i kosztowna – opisuje nasza rozmówczyni.

Jednak bez uzupełnienia nowego art. 47a i wskazania ścieżki postępowania w takich sprawach idealny scenariusz może się nie ziścić.

– Wtedy art. 47a może okazać się preludium do skorzystania w kolejnym kroku z art. 44 prawa autorskiego – mówi Katarzyna Jedynak-Gierada.

Jest to właśnie klauzula bestsellerowa. Czy dzięki prawu do informacji nastąpi przełom w jej stosowaniu?

– Chciałabym na to liczyć. I na to, że nie będzie się trzeba uciekać do drogi sądowej – odpowiada prawniczka z ZAiKS.

Bez mechanizmu

– Prawo do informacji to krok naprzód w stosunku do obecnego stanu prawnego, ale nie załatwia sprawy – uważa Janusz Piotr Kolczyński, partner zarządzający w kancelarii C.R.O.P.A. i arbiter Komisji Prawa Autorskiego 2019–2024.

Podkreśla, że dla pełnej skuteczności klauzulę bestsellerową trzeba jeszcze dopracować – zgodnie z dyrektywą DSM.

– Dyrektywa w preambule (motywy 78 i 79 – red.) wyraźnie mówi, że należy wprowadzić pozasądowy mechanizm rozstrzygania takich spraw między twórcą a posiadaczem praw czy licencjobiorcą i przed wejściem na drogę sądową powinien być wyczerpany etap ugodowy. Tego mechanizmu w nowelizacji prawa autorskiego nie przewidziano – wskazuje Kolczyński.

Motyw 79 dyrektywy DSM mówi, że „twórcy i wykonawcy często niechętnie dochodzą swoich praw wobec kontrahentów na drodze sądowej”.

W polskiej implementacji nie przewidziano jednak utworzenia nowego organu mediacyjnego. W uzasadnieniu projektu złożonego w Sejmie resort kultury stwierdził, że do tego celu wystarczy mechanizm mediacji sądowej uregulowany w kodeksie postępowania cywilnego.

Dyrektywa ponadto mówi o zachowaniu anonimowości twórcy na etapie negocjacji.

– Tożsamość twórcy w końcu wyjdzie na jaw, ale (np. dla dobra innych swoich projektów) może on nie chcieć już na początku otwarcie konfrontować się z posiadaczem praw. Polski ustawodawca nie dał twórcom takiej szansy. Nie zapewnił im też instytucjonalnego zaplecza, które wspomagało by ich w negocjacjach za pośrednictwem agentów, impresariów czy innych przedstawicieli – komentuje Janusz Piotr Kolczyński.

Twórcy chcący skorzystać z klauzuli bestsellerowej mogą się też spotkać z argumentem, że w umowie przekazania praw do utworu zrzekli się dalszych roszczeń.

– Wzory umów poszły w tym kierunku, żeby co najmniej łagodzić wymogi prawa autorskiego, jeśli nie całkiem je ominąć – mówi Anna Misiewicz.

– Jeśli strony w umowie zapiszą, że przewidziane w niej wynagrodzenie jest wyczerpujące, nie podlega zmianom, a strony nie będą zgłaszać dalszych roszczeń w jego zakresie, to może to być przeszkoda do jakichkolwiek negocjacji, a i sąd w trakcie ewentualnego postępowania najpewniej weźmie to pod uwagę – stwierdza Katarzyna Jedynak-Gierada.

Anna Misiewicz podkreśla jednak, że postanowienia umowne uniemożliwiające przestrzeganie prawa do informacji i podwyższenia niewspółmiernie niskiego wynagrodzenia powinny być bezskuteczne.

– Mówi o tym art. 23 dyrektywy – wskazuje.

Z tym że według MKiDN wdrożenie art. 23 DSM w Polsce nie wymaga nowych rozwiązań, bo klauzula bestsellerowa (art. 44 nowelizacji) i wymóg przejrzystości (art. 47a) „mają charakter bezwzględnie obowiązujący i nie mogą być omijane w drodze odmiennych porozumień stron”.

Katarzyna Jedynak-Gierada dodaje, że nagłośnienie tematu praw autorskich w mediach powinno zwiększyć świadomość twórców.

– Dzięki temu zaczną oni zwracać większą uwagę na to, jaką umowę podpisują, na jakie warunki się godzą – podsumowuje.©℗

ikona lupy />
Podrasowana klauzula bestsellerowa / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe