Rzeczywistość pokazuje, że standardy stosowania tymczasowego aresztowania w Polsce nie mają wiele wspólnego z konstytucją i wiążącymi nas konwencjami. Dlatego z radością przyjmujemy głosy krytyki oraz wypowiedzi zmierzające do ulepszenia projektu nowelizacji przepisów o tymczasowym aresztowaniu.

Publikując projekt nowelizacji przepisów o tymczasowym aresztowaniu, liczyliśmy na ożywienie dyskusji o potrzebie pilnej zmiany prawa (zob. P. Kładoczny, P. Kubaszewski, M. Małecki, M. Słomka, S. Tarapata, R. Zawłocki, Tymczasowe aresztowanie – projekt ustawy nowelizującej z 8 kwietnia 2024 r., www.kipk.pl). Dyskusje akademickie mogą trwać latami. Rzeczywistość pokazuje zaś, że standardy stosowania tymczasowego aresztowania w Polsce nie mają wiele wspólnego z konstytucją i wiążącymi nas konwencjami. Dlatego z radością przyjmujemy głosy krytyki oraz wypowiedzi zmierzające do ulepszenia projektu, do których należy interesujący wywiad z sędzią Marcinem Świerkiem („Nie rezygnujmy pochopnie z przesłanki grożącej kary” – DGP nr 74/2024).

Ryzykowny limit czasu

Rozważaliśmy wiele propozycji i scenariuszy, których finalnie nie zdecydowaliśmy się rekomendować w przedstawionym projekcie. Należał do nich pomysł wspominany przez sędziego Świerka, polegający na wprowadzeniu limitu czasu, na jaki w sumie można by stosować tymczasowe aresztowanie. Maksymalny czas trwania aresztu mógłby wynosić sześć miesięcy czy rok, jak sugeruje sędzia. Uznaliśmy, że tego typu regulacja mogłaby jednak wygenerować jeszcze większą patologię. Tworzenie mentalnej kotwicy określającej maksymalny okres aresztu na rok oznaczałoby, że w większości spraw areszt trwałby dokładnie calutki rok, nawet jeśli stan sprawy uzasadniałby jego zakończenie o wiele wcześniej. Stałoby się dokładnie to, co z okresem trzymiesięcznego aresztowania: skoro można aresztować kogoś od razu na dany okres, to w wielu sprawach, bez uzasadnienia, jest stosowany maksymalny okres izolacji. Podobny efekt wywołuje przepis wykonawczy stanowiący, że osoba pozbawiona wolności może co najmniej raz w tygodniu kontaktować się z obrońcą. Co najmniej raz, a nie tylko raz – przepis jest jednoznaczny. Jednak w praktyce doszło do tego, że można wykonać dokładnie tylko jeden telefon tygodniowo.

Określenie z góry maksymalnego czasu trwania aresztu sugerowałoby (błędnie), że taki okres pozbawienia człowieka wolności jest systemowo akceptowalny domyślnie w każdej sprawie. Istotniejsze jest – naszym zdaniem – monitorowanie na bieżąco zasadności stosowania aresztu i zmuszanie organów ścigania do pracy pod presją czasu. Jeżeli nie można się spodziewać, że postępowanie zakończy się skierowaniem aktu oskarżenia, bo w sprawie nic się nie dzieje, człowiek musi wyjść na wolność. Nie po pół roku czy po roku, lecz natychmiast.

Normy (nie)oczywiste

Cieszy nas to, że sędzia Świerk uznaje niektóre normy za oczywiste, a wobec tego nie ma sensu wpisywać ich do kodeksu. Mieliśmy takie samo wrażenie: wiele regulacji, które proponujemy, było dla nas oczywistych. Normy konwencyjne, orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, polska konstytucja, rzetelna wykładnia przepisów kodeksowych – wszystko to razem wzięte sprawia, że standardy tymczasowego aresztowania mogły być już od dawna diametralnie inne. Z jakiegoś powodu nie są. Nie dotyczy to bynajmniej jedynie zakazu stosowania aresztów wydobywczych czy wymogu, by sąd kontrolował kwalifikację prawną czynu określoną we wniosku aresztowym. Niekiedy kwestie oczywiste należy uregulować wprost, by dostrzec ich wagę. A także po to, by wszystkie strony postępowania dysponowały podstawą prawną dla kwestionowania działań podejmowanych przez władze publiczne. Usunięcie przesłanki surowej grożącej kary traktowaliśmy priorytetowo. Przepis prowadzi do automatyzmu stosowania aresztów, w gruncie rzeczy bez żadnego uzasadnienia. Sędzia Świerk słusznie zauważa, że przesłanka surowej grożącej kary bywa błędnie rozumiana w praktyce: utożsamia się ją z abstrakcyjną ustawową sankcją, a nie z karą grożącą realnie w danej sprawie. Piszemy o tym wprost w uzasadnieniu projektu. W tym kontekście nie zapominajmy o kwestii kluczowej: do aresztu nie idzie się za karę. Celem środków zapobiegawczych jest zabezpieczenie prawidłowego toku procesu i tymczasowe zabezpieczenie społeczeństwa przed realną groźbą ponowienia ataku na najcenniejsze dobra prawne.

Zgadzamy się, że warto przemyśleć katalog przestępstw, realna groźba ponownego popełnienia których mogłaby uzasadniać izolację sprawcy, nawet jeśli nie ma obawy matactwa czy ucieczki, a sprawa jest jasna dowodowo. I odwrotnie: mimo że nie proponujemy takiego rozwiązania, warto dyskutować, czy istnieją kategorie przestępstw, które powinny zostać wyjęte poza najdotkliwszy środek zapobiegawczy na rzecz np. aresztu domowego. Sędzia Świerk wspomina o przestępstwach gospodarczych czy oszustwach. Sądzimy, że jest to dobry kierunek. Przygotowując projekt, braliśmy pod uwagę wiele zmiennych normatywnych, ale i praktycznych. O jednej wspomina sędzia Świerk: „Jeśli się spojrzy na funkcjonowanie policji i prokuratury, to widać, że w ciągu miesiąca niewiele uda się zrobić”. To komentarz krytykujący naszą propozycję, by stosować tymczasowe aresztowanie każdorazowo na okres nie dłuższy niż miesiąc. Podniesiony argument dowodzi, że przetrzymywanie człowieka w zamknięciu bardzo często nie jest uzasadnione względami merytorycznymi, lecz wynika z wadliwej praktyki, opieszałości działań, problemów organizacyjnych. W żadnym wypadku czynniki te nie uzasadniają pozbawiania wolności obywateli, a więc godzenia w podstawowe prawo człowieka. Zła praktyka musi się zmienić i dostosować do przepisów – nie na odwrót.©℗