- W sprawie wszczętej wnioskiem marszałka Sejmu mieliśmy próbę pozorowania sporu kompetencyjnego po to, aby skontrolować przy pomocy Trybunału Konstytucyjnego prawidłowość uchwały Sądu Najwyższego - uważa Maciej Gutowski, profesor nauk prawnych, adwokat.
Sprawa dotycząca tzw. afery gruntowej, w której oskarżonymi są m.in. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, zeszłotygodniową decyzją Sądu Najwyższego wraca do sądu okręgowego. Wcześniej osoby te zostały ułaskawione przez prezydenta, a Trybunał Konstytucyjny kilka dni przed orzeczeniem SN, rozpoznając spór kompetencyjny między prezydentem a SN stwierdził, że ten pierwszy ma pełną swobodę w stosowaniu prawa łaski, a żaden sąd nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia. Uzasadniając swoje rozstrzygnięcie SN jednak uznał, że wyrok TK nie wywołał skutków prawnych. Co to tak naprawdę oznacza? Czy SN postawił się ponad TK? Skorzystał z kompetencji, które mu nie przysługują i zrecenzował orzeczenie trybunału? A może wyrugował TK z porządku prawnego?
Nic z tych rzeczy. Istnieje kilka przyczyn, które pozwalają mi sądzić, że było inaczej. Przy czym zaznaczam, że nie jest mi jeszcze znane uzasadnienie pisemne wyroku SN i opieram się tylko na znanych mi ustnych motywach uzasadnienia. Pierwszą z tych przyczyn jest to, że nie można traktować rozstrzygnięcia przez TK sporu kompetencyjnego na równi z orzeczeniem derogacyjnym.
Derogacyjnym, czyli takim, w którym TK stwierdza niekonstytucyjność jakiejś normy i tym samym deroguje ją z porządku prawnego?
Właśnie tak. Jeśli TK stwierdza niekonstytucyjność jakiejś normy, wyrok taki zostaje opublikowany w Dzienniku Ustaw i ta norma traci moc. Tymczasem rozstrzygając spór kompetencyjny TK nie rozstrzyga i nie może rozstrzygać o sposobie rozumienia systemu prawnego z perspektywy jego zgodności z konstytucją. W tym trybie trybunał mówi jedynie, który organ jest kompetentny w danym sporze kompetencyjnym.
No i powiedział: tylko prezydent ma kompetencję wykonywania prawa łaski i sądy nie mają w tej kwestii nic do powiedzenia.
Ale powoli. Mamy dwa rodzaje sporów kompetencyjnych – pozytywny i negatywny. Ten pierwszy występuje wówczas, gdy dwa organy chcą wykonać to samo uprawnienie, a z tym drugim mamy do czynienia, gdy uprawnienie musi zostać wykonane, a żaden z organów nie chce go wykonać. I w tym pierwszym przypadku TK mówi: sporne uprawnienie ma wykonać organ A, a nie organ B; w tym drugim: to uprawnienie musi wykonać organ A. I to może zrobić TK na gruncie art. 189 Konstytucji.
To jak się to ma do tej konkretnej sprawy zainicjowanej wnioskiem marszałka Sejmu, który twierdził, że między prezydentem a SN istnieje taki spór kompetencyjny co do wykonywania prawa łaski?
Tutaj po prostu sporu nie ma. I tego nie można kwestionować. Nie mamy przecież takiej sytuacji, że SN chciałby wykonać prawo łaski i prezydent chciałby wykonać prawo łaski. I nie mamy takiej sytuacji, że ani prezydent, ani SN nie chcieliby wykonać prawa łaski, chociaż jakiś organ musiałby je wykonać.
Ale mamy sytuację, w której SN mówi prezydentowi, że nie może on wykonać prawa łaski w taki sposób, w jaki prezydent chce to zrobić.
Ależ właśnie nie mamy takiej sytuacji! To, co się wydarzyło przed TK miało jedynie pozór sporu kompetencyjnego. Aby się o tym przekonać wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób uzasadnił swój wniosek do TK marszałek Sejmu oraz jakie stanowisko zajął w tej sprawie prokurator generalny. Twierdzili oni, że oprócz klasycznego sporu pozytywnego i negatywnego możliwe jest uznanie za spór kompetencyjny w rozumieniu art. 189 konstytucji sytuacji występującej w szczególności w obszarze kompetencji dzielonych lub kompetencji, których realizacja wymaga współdziałania kilku organów państwa. Dlatego, w mniemaniu tych organów, sporem kompetencyjnym jest także sytuacja, w której działanie jednego organu prowadzi do nieuprawnionego oddziaływania na kompetencje drugiego. Czyli krótko mówiąc mieliśmy próbę pozorowania sporu kompetencyjnego po to, aby skontrolować przy pomocy TK prawidłowość uchwały SN w składzie siedmiu sędziów, która mówi, jaki wpływ na toczące się postępowanie karne ma przedwcześnie wykonane przez prezydenta prawo łaski. Czyli my nie mamy sporu kompetencyjnego, tylko mamy spór o wykładnię konstytucji, rozstrzygnięty pod pozorem sporu kompetencyjnego. Bo TK przecież nie powiedział jedynie, że do wykonania prawa łaski kompetentny jest prezydent, a nie SN.
Powiedział jednak, że prawo łaski jest wyłączną kompetencją prezydenta.
I tutaj pełna zgoda. Tyle tylko, że niezasadnie uznał to prawo za nieograniczone i niekontrolowalne, w uzasadnieniu ustnym dodając, że w następstwie wydanego przez niego orzeczenia SN jest zobligowany do zaprzestania stosowania uchwały siódemkowej z 21 maja 2018 r. I KZP 4/17 stwierdzającej, że prawo łaski może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu. Tak więc TK w istocie próbował dokonać wiążącej dla SN wykładni konstytucji w sprawie indywidualnej toczącej się przed sądem pod pozorem sporu kompetencyjnego.
A nie mógł tego zrobić?
Zatrzymać bieg postępowania sądowego pod pozorem sporu kompetencyjnego? Oczywiście, że nie, bo to nie jest kompetencja TK. Trybunał mógł tylko powiedzieć: do wykonania prawa łaski kompetentny jest prezydent. Koniec, kropka. Ale nie może powiedzieć: a teraz ja ci Sądzie Najwyższy zaingeruję w sprawę, która się przed tobą toczy i powiem ci, jak masz ją rozstrzygnąć, dlatego że oceniasz wpływ ułaskawienia przez prezydenta na bieg procesu, który masz rozstrzygnąć. Czyli innymi słowy, ja za ciebie ten proces rozstrzygnę tak, jak uważam, bo dam ci taką wykładnię przepisów, która cię zwiąże. I jeszcze wyraźnie o tym powiedziano w uzasadnieniu ustnym. I to jest ta pierwsza podstawowa przyczyna, dlaczego SN mógł uznać, że wyrok TK nie wywołał skutków prawnych.
Jakie są zatem kolejne?
Ten spór kompetencyjny został zainicjowany przez marszałka Sejmu poprzedniej kadencji. Funkcję tę pełnił wówczas Marek Kuchciński. On przestał być marszałkiem, a ten spór nadal spoczywał. Sprawa przed TK została wznowiona w momencie, w którym mamy Sejm nowej kadencji, mamy nowego marszałka, a dwóch posłów poprzedniej kadencji, z tej samej partii co inicjujący spór marszałek, czyli poseł Stanisław Piotrowicz i poseł Krystyna Pawłowicz są teraz sędziami TK. Te fakty pozwalają mi dojść do wniosku, że nie łamiąc konstytucyjnego podziału władzy nie można byłoby przyjąć wykładni przeciwnej zasadzie dyskontynuacji uznającej, że to instytucja marszałka Sejmu zainicjowała to postępowanie i nie jest ważne, czy to jest obecny marszałek Sejmu czy poprzedni.
W tym przypadku więc zasada dyskontynuacji powinna prowadzić do umorzenia postępowania przed TK. Jest to więc już druga przyczyna, dla której to rozstrzygnięcie TK mogło zostać pominięte przez SN. Trzecia to merytoryczny zakres prawa łaski, z którego wynika, że w prawie tymi może się mieścić jedynie darowanie prawomocnie kary lub skutków skazania.
W doktrynie istnieją jednak również inne poglądy na ten temat.
Zdaję sobie z tego sprawę, jednak one są rzadkie, dość stare i trudne o obrony w świetle dziś obowiązującej konstytucji. Gdy spojrzymy na to z perspektywy art. 175 ust. 1 Konstytucji, zgodnie z którym wymiar sprawiedliwości sprawują w Rzeczpospolitej sądy powszechne, administracyjne, wojskowe oraz SN, i są one władzą odrębną i niezależną od pozostałych władz, to kompetencja prezydenta ma charakter kompetencji wyjątkowej, a kompetencja sądów i SN ma charakter kompetencji generalnej. I teraz, przenosząc to na grunt sprawy, o której rozmawiamy i która się toczy przed SN to oczywistym jest, że ona musi zostać rozstrzygnięta zgodnie z konstytucyjnymi regułami w tym również tak, by osoba niewinna nie poniosła odpowiedzialności. Innymi słowy każdy z uczestników tego procesu karnego ma prawo do żądania wiążącego przesądzenia o tym, czy nie jest przypadkiem osobą niewinną. Przedwczesne wejście przez prezydenta w tę kompetencję szans na rozstrzygnięcie procesu sądowego takie osoby pozbawia. TK tej kwestii w ogóle nie dotknął, bo nie miałby w ogóle szans uzasadnienia, w jaki sposób kompetencja prezydenta mogłaby uchylać konstytucyjne prawo do sądu. Możemy wyobrazić sobie sytuację taką, że ten, który byłby ułaskawiony przez prezydenta powiedziałby: zostałem ułaskawiony przedwcześnie i ja żądam stwierdzenia mojej niewinności. Ale mamy jeszcze dwa argumenty, które pozwalałyby prawnie dojść do tego, co mówił SN. Kolejny to jest wadliwość składu TK oparta na orzeczeniu ETPC w spawie Xero Flor, gdyż w tym postępowaniu orzekali sędziowie, których udział pozbawiał TK cech sądu w rozumieniu wiążących Polskę konwencji międzynarodowych a dodatkowo jest niezgodny z konstytucją, ponieważ zostało to przesądzone w wyrokach TK z 2015 i 2016 r. Po piąte mamy do czynienia z sytuacją, w której mamy TK tak dalece wadliwy instytucjonalnie, że on nie jest władny sprawować powierzonej mu konstytucyjnie kompetencji.
Na czym ta wadliwość miałaby polegać?
Wspomniałem już o sędziach powołanych wadliwie, wspominałem o dwójce sędziów, którzy byli posłami w tym momencie, kiedy był inicjowany z ramienia tej samej partii wniosek do TK, nie wspominałem jeszcze o prezes TK, której kadencja upłynęła, a która jej przedłużenie próbuje wywodzić z praw nabytych, czyli z instytucji, która nie ma i nie może mieć zastosowania do piastujących stanowiska urzędników państwowych, a tylko do osób, które nabywają określone uprawniania. O tej wadliwości mogą też świadczyć także zachowania pewnych sędziów, którzy przez dłuższy czas nie uznają urzędującej faktycznie prezes za prezesa TK, a którzy decydują się na udział w pośpiesznie rozpatrywanej sprawie pod pozorem sporu kompetencyjnego po to, aby w istocie zatrzymać bieg procesu sądowego. To wszystko obrazuje, do jak dalekiego upadku tej instytucji doszło. No i mamy kolejną przyczynę, jaką jest dobór sędziów i myślę tu już nie tylko o sędziach wadliwie powołanych, ale o wszystkich zasiadających w TK osobach, których wybór budzi wątpliwości z perspektywy konstytucyjnej reguły nakazującej, aby do składu TK wybierać osoby, które wyróżniają się wiedzą prawniczą. Jedyna sensowna wykładnia Konstytucji prowadzi do wniosku, że chodzi o wybór spośród najlepszych prawników w kraju. Tam nie mamy takich prawników. Żadnego wybitnego, a nawet żadnego konstytucjonalisty. Co do zasady któryś tam garnitur prawników. Nawet ci słabiutcy nie mają jak „równać do góry”, bo nie ma do kogo. Do tego dochodzi zrelatywizowanie reguł konstytucyjnych, które pozwala na chwilę zapomnieć o sporze co do wygaśnięcia funkcji prezes TK gdy „ojczyzna lub partia wzywa” i groteskowe partyjne wezwanie do stwierdzenia niekonstytucyjności pełnego składu TK, który miałby mniej więcej oznaczać „tylu, ilu przyjdzie”. Te wszystkie przyczyny razem powodują, że SN musi ocenić możliwość pełnienia przez TK powierzonej mu konstytucyjnej funkcji. TK nie radzi sobie z konstytucją i nie ma monopolu na jej wykładnię.
Rządzący twierdzą inaczej.
Ale to przecież w ogóle nie wynika z przepisów. TK ma monopol na abstrakcyjną kontrolę zgodności ustaw i umów międzynarodowych z konstytucją, ale nie na kontrolę w sprawach indywidualnych, a na pewno nie na wykładnię konstytucji. Kiedyś TK miał kompetencję do dokonywania wiążącej wykładni ustaw, dziś nawet tego prawa nie ma. Każdy sąd jest za to obowiązany i uprawniony w ramach konstytucyjnie powierzonego zadania sprawowania wymiaru sprawiedliwości do wykładni stosowanych przez siebie przepisów, w tym również przepisów konstytucji. To podstawowy obowiązek sądu, nie da się inaczej stosować prawa. Tyle że SN może dokonywać wykładni konstytucji tylko w indywidualnych sprawach, a TK może dokonywać wykładni przy tzw. abstrakcyjnym rozpoznaniu sprawy, gdyż bada zgodność abstrakcyjnych przepisów. A SN może to czynić tylko wtedy, gdy te przepisy znajdują albo mogłyby znajdować zastosowanie w sprawie przed nim zawisłej. I to właśnie uczynił w omawianej sprawie wykładając i stosując przepisy konstytucji, tyle że doprowadziła go ta interpretacja do innych wniosków niż przedstawił to w uzasadnieniu rozstrzygnięcia sporu kompetencyjnego sędzia sprawozdawca TK.
To co teraz ma zrobić Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego po decyzji SN, sprawa Wąsika i Kamińskiego wróci? Czy jest związany rozstrzygnięciem SN i musi sprawę rozpatrzeć na nowo?
Absolutnie tak.
Nie ma żadnej możliwości, aby ponownie umorzyć postępowanie?
Żadnej. Oczywiście, zbyt wiele razy występowałem przed sądami, żebym powiedział, że na pewno tak się nie stanie. Urzędniczy sędzia na koniec dnia zrobi to, co zrobi. Ale zgodnie z prawem nie może ocenić tej sprawy inaczej, niż wynikałoby to z wiążących dla niego zapatrywań prawnych SN.
Nie może więc umorzyć powołując się na postanowienie TK?
Nie, wiąże go pogląd prawny SN; ten rzekomy spór kompetencyjny, o którym rozstrzygał TK, w ogóle go nie dotyczy.