Wydłuża się lista miejsc, do których sędziowie mogą się udać na delegację. Teraz ich wiedza będzie mogła zostać wykorzystana także w pracach kontrowersyjnej komisji mającej badać rosyjskie wpływy.
Sędziowie, na wniosek prezesa Rady Ministrów, będą mogli być delegowani przez ministra sprawiedliwości „do obsługi Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022” – stanowi jeden z przepisów głośnej ustawy, zwanej „lex Tusk”, która wczoraj weszła w życie (Dz.U. z 2023 r. poz. 1030).
– Naprawdę nie wiem, co mieliby tam robić sędziowie. To zapewne szykowanie jeszcze jednego wygodnego stołka w instytucjach związanych z władzą wykonawczą dla tych, którzy idą ręka w rękę z obecnym rządem – komentuje Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. W środowisku sędziowskim mówi się bowiem, że przepis ten został przygotowany z myślą o konkretnym sędzim, który był związany swego czasu blisko ze Zbigniewem Ziobrą.
Ani rusz bez sędziów
W uzasadnieniu projektu ustawy próżno szukać wyjaśnień dotyczących potrzeby zmian prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 217 ze zm.) w zakresie przepisów dotyczących delegacji. Powodów tej decyzji domyśla się za to dr hab. Teresa Gardocka, profesor Uniwersytetu SWPS, autorka opinii dla Senatu na temat zgodności z konstytucją ustawy powołującej komisję. Jej zdaniem zmiana ta ma związek z całością ustawy.
– Członkowie komisji zgłoszeni przez kluby poselskie i powołani przez Sejm, mimo wymaganego (w zasadzie!) wyższego wykształcenia, nie poradzą sobie z materią bez udziału sędziów, czego ustawodawca wydaje się mieć świadomość – uważa prawniczka. Zwraca uwagę, że osoby te nie będą sędziami, nie gwarantuje się im niezawisłości i nie mają obowiązku zachowania bezstronności.
Warto w tym miejscu zauważyć, że lista miejsc w instytucjach podległych władzy wykonawczej, w których może pracować sędzia, od pewnego czasu systematycznie się wydłuża. Na samym początku mogli być oni delegowani tylko do Ministerstwa Sprawiedliwości lub do innych sądów. Ale już w noweli u.s.p. z 2017 r. (Dz.U. z 2017 r. poz. 1452) wprowadzono możliwość oddelegowania sędziego do pracy w Kancelarii Prezydenta oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
– Jak tak dalej pójdzie, to będziemy mieli sędziów również w Ministerstwie Rolnictwa – ironizuje prezes Markiewicz.
Z kolei Sławomir Pałka, sędzia Sądu Rejonowego w Oławie, były członek Krajowej Rady Sądownictwa, zwraca uwagę na to, że środowisko już od dłuższego czasu jest przeciwne delegowaniu sędziów, i to nawet do MS.
– O ile jednak można jeszcze zrozumieć przyczyny delegowania do resortu, który przecież sprawuje nadzór administracyjny nad sądami, to kompletnie nie znajduję takiego uzasadnienia dla pracy sędziów przy obsłudze tak wątpliwego konstytucyjnie organu, jakim jest ta komisja. To stwarza dodatkowe niebezpieczeństwo dla odrębności władzy sądowniczej od pozostałych władz – komentuje sędzia Pałka.
Łakomy kąsek
Ustawa przewiduje, że sędziowie, którzy zostaną oddelegowani na wniosek prezesa Rady Ministrów do obsługi komisji, nie będą mogli jednocześnie orzekać w swoich sądach macierzystych. Tak jest również w przypadku delegowania do MS, jednostek mu podległych, Kancelarii Prezydenta oraz MSZ. To pokłosie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2009 r. (sygn. akt K 45/07). W orzeczeniu tym przesądzono, że z punktu widzenia zasady podziału i równowagi władzy nie do pogodzenia z konstytucją jest możliwość łączenia delegacji do MS z dalszym wykonywaniem przez sędziego funkcji orzeczniczych. Większość sędziów przebywających na takiej delegacji miało bowiem zgodę na jednoczesne sprawowanie wymiaru sprawiedliwości w swoich sądach. „Łączenie przez sędziego funkcji orzeczniczych z wykonywaniem czynności administracyjnych, na podstawie delegowania do Ministerstwa Sprawiedliwości i jednostek organizacyjnych podległych Ministrowi Sprawiedliwości, jest niezgodne z zasadą podziału i równowagi władzy” – uznał TK. Zdaniem trybunału taka sytuacja narusza również niezależność sądów, gdyż powoduje zacieranie się różnicy między wykonywaniem wymiaru sprawiedliwości a pracą na rzecz władzy wykonawczej. Jest to zaś niezgodne ze standardami demokratycznego państwa prawnego.
Po tym wyroku wprowadzono więc przepisy, zgodnie z którymi sędziowie nie mogą, przebywając na tego typu delegacjach, jednocześnie sądzić w swoich macierzystych sądach. Jednak przez cały czas otrzymują, oprócz wynagrodzenia z urzędu, do którego są delegowani, pensję tak, jakby orzekali, a przysługujący im etat orzecznicy jest zablokowany.
– Nie ma się co oszukiwać – taka delegacja to łakomy kąsek, a także doskonałe narzędzie do wynagradzania tych sędziów, którzy są posłuszni władzy – komentuje sędzia Markiewicz.
Natomiast Sławomir Pałka podkreśla, że choć formalna podstawa do pójścia na taką delegację istnieje, gdyż uchwalono odpowiednie przepisy, to jednak rodzi się pytanie, czy sędziowie powinni się na to godzić.
– Jest to wątpliwe także z tego powodu, że w sądach wciąż narasta problem przewlekłości postępowań, więc każda para rąk do pracy jest na wagę złota. Jeśli posłowie uważają, że sami sobie nie poradzą, to powinni szukać wsparcia prawników na rynku, a nie osłabiać kadrowo sądy – kwituje oławski sędzia.©℗