Brak anonimizacji danych strony może kosztować Skarb Państwa 20 tys. zł. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał bowiem, że doszło do naruszenia dóbr osobistych.
Zadośćuczynienie zostało zasądzone asesor komorniczej, której imię i nazwisko nie zostało wykreślone z fragmentu uzasadnienia jednego z wyroków wydanych przez Naczelny Sąd Administracyjny (sygn. akt II GSK 2320/14). Tym samym jej dane były dostępne dla nieograniczonego kręgu odbiorców, i to przez dłuższy czas, bo od 2016 r. aż do 2021 r. Sąd Okręgowy w Warszawie, który badał pozew o ochronę dóbr osobistych, uznał m.in., że sytuacja ta naraziła asesorkę na nieprzyjemności i negatywne przeżycia. Wyrok nie jest prawomocny.
- Prokuratoria Generalna, która reprezentuje w tym postępowaniu prezesa NSA, złożyła już apelację do Sądu Apelacyjnego w Warszawie - informuje Sylwester Marciniak, rzecznik prasowy
NSA.
Negatywne konsekwencje
Wyrok NSA, który został opublikowany bez wymaganej prawem anonimizacji w zakresie imienia i nazwiska strony, dotyczył skreślenia z listy asesorów komorniczych. O wykreśleniu zdecydowała zaś komisja dyscyplinarna przy Krajowej Radzie Komorniczej w Warszawie. O tym, że jej dane widnieją w treści uzasadnienia rozstrzygnięcia
NSA zainteresowana dowiedziała się po wpisaniu w jednej z popularnych wyszukiwarek internetowych swojego imienia i nazwiska oraz frazy „asesor nsa”. Jako pierwsza pojawiła się strona z widocznym fragmentem wspomnianego uzasadnienia wyroku NSA. Asesor zażądała wykreślenia swoich danych osobowych i wezwała prezesa NSA do zapłaty 30 tys. zł tytułem zadośćuczynienia. Jak tłumaczyła, po tym, jak się zorientowała, że jej dane nie zostały zanonimizowane, odczuwała panikę, strach, bezsenność i brak apetytu.
Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie, który uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych asesorki oraz przepisów
RODO. Uzasadniając swoje orzeczenie, zgodził się z powódką, że jako osoba wykonująca szczególny zawód, a więc asesora komorniczego, może być szczególnie narażona na negatywne reakcje ze strony społeczeństwa, w szczególności ze strony osób, które biorą w postępowaniu egzekucyjnym czynny udział, czyli przede wszystkim ze strony dłużników. „Opublikowanie treści orzeczenia sądowego, które kwestionuje nieposzlakowaną opinię powódki oraz odnosi się do okoliczności skreślenia jej z listy asesorów komorniczych, i udostępnienie tych informacji nieograniczonej liczbie odbiorców niewątpliwie naraża powódkę na nieprzyjemności i negatywne przeżycia” - czytamy w niedawno opublikowanym uzasadnieniu wyroku SO w Warszawie.
Sąd wziął pod uwagę także to, że wyrok NSA w wersji bez anonimizacji znajdował się w Centralnej Bazie Orzeczeń Sądów Administracyjnych przez długi czas, bo przez pięć lat. A to, zdaniem warszawskiego SO, każe przypuszczać, że wiele osób mogło dotrzeć do tego orzeczenia i zapoznać się z nim. W efekcie osoby te mogły wyrobić sobie negatywne zdanie o powódce jako o asesorze komorniczym.
SO uznał również, że doszło do naruszenia
prawa do prywatności powódki, gdyż ta z całą pewnością nie chciała udostępnić nieograniczonej liczbie odbiorców informacji o toczącym się przed NSA postępowaniu. Co więcej, sąd nie podzielił argumentacji prezesa NSA, który odpowiadając na pozew, podnosił, że okoliczności opisane w wyroku NSA dotyczyły działalności zawodowej powódki i wynikały z dokumentów urzędowych.
Kwestia zaufania
Jednym z kluczowych aspektów podnoszonych w tej sprawie było to, że powódka wykonywała zawód zaufania publicznego. Zdaniem dra Pawła Litwińskiego,
adwokata z kancelarii Barta Litwiński, powinien to być jednak argument przeciwko uznaniu publikacji jej danych za bezprawne. Na tę kwestię, jak informuje Sylwester Marciniak w rozmowie z DGP, zwrócono również uwagę w apelacji złożonej od wyroku warszawskiego SO.
- Problem właśnie w tym, że powódka nie była osobą prywatną, ale mającą status funkcjonariusza publicznego, gdy pełni obowiązki zlecone przez komornika. Moim zdaniem mamy więc tutaj do czynienia z informacją publiczną i to taką, która nie podlega anonimizacji - przekonuje dr Paweł Litwiński.
- Można twierdzić, że naruszenie ochrony danych było bezprawne, ponieważ wyrok powinien był zostać zanonimizowany, co wynika z zarządzenia prezesa NSA. Ale nawet jeżeli działanie było bezprawne, to na pewno przy ocenie tego, jaka suma byłaby odpowiednim zadośćuczynieniem, trzeba uwzględnić to, że mówimy jednak o informacji publicznej. Co mnie osobiście skłania ku temu, że przyznana kwota zadośćuczynienia jest zdecydowanie zbyt wysoka, nawet rażąco wysoka - ocenia.
Innego zdania jest dr Jarosław Świeczkowski, komornik sądowy przy Sądzie Rejonowym w Wejcherowie.
- Moim zdaniem zadośćuczynienie jest zbyt niskie, choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, jakie są realia w polskich sądach. Mamy tutaj przecież do czynienia z ewidentnie bezprawnym ujawnieniem danych osobowych - uważa Świeczkowski. Jego zdaniem na skutek ich publikacji powódka mogłaby np. mieć problemy ze znalezieniem zatrudnienia w innym zawodzie, gdyby zdecydowała się szukać nowego zajęcia.
Rekordowa kwota
Z przeglądu orzecznictwa wynika tymczasem, że kwota zadośćuczynienia jest najwyższą z dotychczasowych zasądzonych w sprawach o naruszenie dóbr osobistych w związku z naruszeniem ochrony danych osobowych.
W 2020 r. Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał ubezpieczycielowi zapłacić 1,5 tys. zł za przekazanie osobie poszkodowanej w kolizji drogowej zbyt wielu informacji na temat właścicielki polisy (sygn. akt XXV C 2596/19). W 2021 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga zasądził dokładnie taką samą sumę za wysłanie danych do niewłaściwego adresata.
W opisywanym wyroku SO w Warszawie zasądzono 20 tys. zł.
- Taka suma wydaje się spora i może już zwrócić uwagę zarówno administratorów, jak i podmiotów danych. Jednak wnioski z tego wyroku pokazują, że RODO jest bardziej złożone. Widać w nim, jak ważny jest kontekst przetwarzania danych. Bo faktycznie sprawa dotyczyła braku anonimizacji jedynie imienia i nazwiska, ale docelowo ten brak anonimizacji pozwolił na ustalenie innych informacji, w tym między innymi związanych z postępowaniami dyscyplinarnymi - komentuje Jan Komosa, adwokat z firmy DAPR.
Ochrona przed bezprawnym upublicznieniem danych osobowych
/
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Przyznaje jednak, że miejscami wyrok wydaje się dyskusyjny.
- Na przykład sąd uznał, że w związku z brakiem anonimizacji i funkcją, jaką pełni powódka, może być ona szczególnie narażona na negatywne reakcje ze strony społeczeństwa. Tymczasem pomimo widnienia niezanonimizowanego wyroku przez lata powódka takich reakcji nie doświadczyła, a przynajmniej ich nie wykazała. Tym samym jest to rozważanie czysto hipotetyczne, a i tak dla sądu było wystarczające - zauważa prawnik.
Problem realności szkody i konieczności jej wykazywania w sprawach dotyczących naruszenia prywatności jest ostatnio coraz częściej podnoszony. Niebawem Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma wydać wyrok w sprawie C-300/21, w której rzecznik generalny uznał, że samo naruszenie przepisów o ochronie danych nie uprawnia do uzyskania odszkodowania - konieczne jest także wykazanie konkretnej szkody.
- W obszernym uzasadnieniu warszawski SO przywołał wiele argumentów, ale nie wspomniał o tej opinii. Nie ma wątpliwości, że opublikowanie danych asesora w wyroku stało wbrew RODO, nie wykazano jednak, by wiązała się z tym uzasadniająca zadośćuczynienie szkoda. Sam stres, a także ryzyko negatywnych konsekwencji dla reputacji specjalistki - które to ryzyko, jak przyznały wszystkie zainteresowane strony, nie zmaterializowało się w ciągu pięciu lat - nie są tutaj wystarczające - mówi Adam Klimowski, główny specjalista ds. ochrony danych osobowych w JAMANO.
orzecznictwo
Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 5 grudnia 2022 r., sygn. akt XXV C 559/22 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia