Już nie tylko w korespondencji i oświadczeniach sędziowie podważają prawo Julii Przyłębskiej do kierowania sądem konstytucyjnym. Ma to też odbicie w orzecznictwie
Chodzi o zdanie odrębne, jakie do jednego z postanowień wydanych przez Trybunał Konstytucyjny (sygn. akt SK 15/22) złożył Mariusz Muszyński, wiceprezes TK. Pisze w nim o swojej szefowej jako o byłej już prezes trybunału i niezwykle ostro krytykuje sposób, w jaki Julia Przyłębska kieruje pracami tego organu. Zarzuca m.in., że pod jej rządami trybunał „nie tyle orzeka, co tworzy tego publiczne złudzenie”.
Ostra krytyka
O tym, że w TK doszło do rozłamu, głośno się zrobiło na początku roku, kiedy media ujawniły, że sześciu sędziów skierowało do Julii Przyłębskiej pismo, w którym zażądało od niej zwołania Zgromadzenia Ogólnego w celu wyłonienia kandydatów na prezesa. Ich zdaniem kadencja Przyłębskiej na tym stanowisku wygasała 20 grudnia ub.r., a więc po upływie sześciu lat.
W odpowiedzi Julia Przyłębka stwierdziła, że postulat nie ma podstaw w prawie i jest bezprzedmiotowy. Jej zdaniem przepisy, które przewidują, że kadencja prezesa TK trwa sześć lat, weszły w życie kilkanaście dni po jej zaprzysiężeniu na to stanowisko przez prezydenta, a więc nie mogły mieć zastosowania. A skoro tak, to prezesem TK pozostanie do czasu, aż zakończy się jej sędziowanie w trybunale, a więc do grudnia 2024 r.
Argumenty nie przekonały wszystkich sygnatariuszy listu zawierającego żądanie zwołania zgromadzenia. Do tej grupy zaliczyć można z całą pewnością Mariusza Muszyńskiego, który nie gryzł się w język, sporządzając uzasadnienie do jednego ze zdań odrębnych. Co ciekawe, postanowienie, do którego zostało ono zgłoszone, zapadło, jeszcze zanim wybuchł spór o koniec kadencji, bo 8 listopada ub.r. Z jego treści można jednak wywnioskować, że zostało ono sporządzone już po 20 grudnia 2022 r. A to dlatego, że Muszyński pisze wprost: „(…) sposób procedowania przez Prezes TK (obecnie byłą już Prezes TK) (…)”.
Dalej jest jeszcze ostrzej. Wiceprezes TK oskarża bowiem swoją szefową o to, że ta sztucznie pompuje wyniki statystyczne sądu konstytucyjnego. Postanowienie umarzające postępowanie, do którego Muszyński złożył zdanie odrębne, zapadło bowiem na skutek jednej z szeregu skarg konstytucyjnych dotyczących identycznego problemu prawnego. Jego zdaniem sprawy te należało ze sobą połączyć do wspólnego rozstrzygnięcia i prowadzić tylko jedno postępowanie. Tak się jednak nie stało, co - w opinii wiceprezesa TK - prowadzi do naruszenia zasad ekonomiki procesowej.
„Wpływa również w bałamutny sposób na dane sprawozdawcze, jakie Trybunał przedstawia opinii publicznej i innym organom państwa” - czytamy w uzasadnieniu niedawno opublikowanego zdania odrębnego. W ten sposób poprawia swoje statystyki, jednak jest to tylko pozorna poprawa, gdyż „za tym rzekomym sukcesem nie stoją faktyczne działania na rzecz ochrony praw obywateli”.
Absurd prawny
Prawnicy pytani o tę sytuację nie kryją, że są już zmęczeni tym, co dzieje się w trybunale, i podkreślają, że doszliśmy do niespotykanego wcześniej poziomu absurdu prawnego.
- Mamy do czynienia z sytuacją, kiedy to sędzia niebędący - w świetle stanowiska wielu prawników - sędzią krytykuje prezesa niebędącego - także zdaniem wielu prawników - prezesem. Powiedzenie: przyganiał kocioł garnkowi pasuje więc idealnie - komentuje dr hab. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. W ten sposób nawiązuje on do tego, że Mariusz Muszyński zaliczany jest do grona sędziów dublerów, a więc osób, które zostały wybrane do TK na miejsca już obsadzone.
- Ta krytyka prezesa niebędącego prezesem przez sędziego niebędącego sędzią może budzić zainteresowanie jako przejaw nadrzeczywistości prawnej w warunkach oswajania bezprawia. Trudno jest więc racjonalnie oceniać konsekwencje tego stanu - uważa dr hab. Ryszard Piotrowski.
Profesor Maciej Gutowski, adwokat, także zastrzega, że trudno jest mu poważnie komentować spór tzw. dublera z osobą uzurpującą sobie dłuższą kadencję prezesowską, podlany sosem troski o zasady działania zdewastowanego przez te osoby trybunału.
- Nie wiem też, z jakiej perspektywy należy to komentować. Czy chodzi tylko o spór dwóch osób, które z jakiegoś powodu się pokłóciły, czy też o troskę o prawa obywateli wyrażoną nieumiejętnym językiem? - zastanawia się prof. Gutowski.
Wygrana jednym głosem
Nie tylko krytyka ze strony wiceprezesa Muszyńskiego może świadczyć o tym, że spór w TK pojawił się dużo wcześniej, niż zrobiło się o nim głośno w mediach. Z informacji, jakie uzyskała w drodze dostępu do informacji publicznej nasza Czytelniczka, wynika bowiem, że sędzia Krystyna Pawłowicz w głosowaniu, które odbyło się 8 listopada ub.r., ocaliła immunitet przewagą zaledwie jednego głosu (uchylenia immunitetu domagał się poseł lewicy Tomasz Trela, który chciał postawić sędzię przed sądem za jej wpisy na Twitterze). Wynik głosowania to: 6 głosów za wyrażeniem zgody, 7 głosów za niewyrażeniem zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej.
- Od dłuższego czasu możemy obserwować rozmaite sygnały wskazujące na to, że ta instytucja jest pozbawiana możliwości funkcjonowania. To konsekwencja realizowanego od lat projektu ustrojowego, który ma swoją genezę polityczną - komentuje krótko Ryszard Piotrowski. ©℗