Niezależnie od przyczyn i okoliczności znalezienia się w Polsce każda osoba pozostaje podmiotem praw i wolności człowieka - mówi Marcin Sośniak, Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

Uchodźca, czyli kto?
ikona lupy />
Marcin Sośniak, Helsińska Fundacja Praw Człowieka / Dziennik Gazeta Prawna / fot. Wojtek Górski
Potocznie przyjęło się używać tego określenia w stosunku do wszystkich osób, które opuszczają kraj swojego pochodzenia z uzasadnionego powodu, jakim jest wojna czy grożące im w kraju niebezpieczeństwo, np. prześladowania polityczne. W sposób nieco bardziej złożony pojęcie uchodźcy definiuje polskie prawo. Ma tu oczywiście za wzór prawo międzynarodowe, w tym np. konwencję ONZ o statusie uchodźców z 1951 r. Zgodnie z przepisami status uchodźcy otrzymać może osoba, która na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony tego kraju. Jeżeli ktoś nie spełnia warunków do uzyskania takiego statusu, ale nie może wrócić do swojego kraju, bo np. jego życiu zagraża tam niebezpieczeństwo wynikające z powszechnego stosowania przemocy – np. z powodu wojny – może otrzymać ochronę uzupełniającą. Ochrona uzupełniająca i status uchodźcy razem składają się na ochronę międzynarodową.
Potocznie jako uchodźcy określane są np. osoby, które przyjeżdżają do Polski z ogarniętej wojną Ukrainy, mimo że w zdecydowanej większości nie korzystają one z ochrony międzynarodowej, tylko ze specjalnego statusu i form pomocy zaoferowanych przez państwo polskie w ustawie o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa. No i oczywiście w dyskusji publicznej pojawiło się też pojęcie migranta ekonomicznego. Trudno w przepisach prawa szukać definicji tego pojęcia. Jest ono dość arbitralnie stosowane wobec różnych grup migrantów.
Jedni są dobrzy, a drudzy źli?
Absolutnie, pod żadnym pozorem nie należy ani stosować, ani powielać takich podziałów. Migracja jest zjawiskiem zbyt skomplikowanym, żeby do jej opisu posługiwać się uproszczonymi kategoriami, zwłaszcza jeśli wiążą się one z niczym nieuzasadnionym wartościowaniem. Rozumiem, że narracja czy sposób komentowania zjawiska migracji przez media rządzi się swoimi prawami. Takie rozróżnianie jest jednak niebezpieczne. Obawiam się, że może ono prowadzić, celowo lub nie, do usprawiedliwiania w oczach opinii publicznej naruszeń praw i wolności człowieka wobec niektórych grup migrantów, np. tzw. migrantów ekonomicznych.
A w prawie?
Kiedy patrzymy na migrację z punktu widzenia przepisów, to widzimy procedury, które są lub powinny być stosowane wobec osób przekraczających granicę czy przebywających już w Polsce w zależności od okoliczności czy powodów przekroczenia granicy lub pobytu w naszym kraju. Będą to procedury związane z udzieleniem ochrony międzynarodowej, które powinny być stosowane wobec osób deklarujących chęć ubiegania się o taką ochronę, procedury legalizacji pobytu – wobec osób zamierzających uzyskać jedno z klasycznych zezwoleń na pobyt w Polsce (np. w związku z podjęciem pracy czy nauki), czy wreszcie procedura deportacyjna czy raczej – zgodnie z nomenklaturą polskiego ustawodawstwa – procedura dotycząca zobowiązania cudzoziemca do powrotu do kraju pochodzenia, która znajdzie zastosowanie wobec osób niespełniających warunków do pobytu na terytorium RP. Niezależnie jednak od tego, w jakich okolicznościach dana osoba znalazła się w Polsce i która procedura zostanie wobec niej zastosowana, pozostaje ona podmiotem praw i wolności człowieka, a Polska – jako kraj przyjmujący – jest zobowiązana prawa te gwarantować i ich przestrzegać.
Co to właściwie znaczy w kontekście narracji na temat kryzysu na granicy polsko-białoruskiej?
Powtórzmy: niezależnie od przyczyn i okoliczności znalezienia się w Polsce każda osoba pozostaje podmiotem praw i wolności człowieka. Niestety, w reakcji na kryzys humanitarny na granicy, wywołany oczywiście przez reżim Łukaszenki, polskie władze wprowadziły do porządku prawnego nowe procedury, które zdaniem Helsińskiej Fundacji, ale też zdaniem rzecznika praw obywatelskich i sądów administracyjnych, godzą w prawa i wolności cudzoziemców. Mówię o push-backach, czyli zawracaniu ich do linii granicy, a w rzeczywistości na Białoruś, bez przeprowadzenia jakiegokolwiek postępowania, nawet bez odnotowania imienia i nazwiska cudzoziemca, a także o procedurze wydawania postanowień o opuszczeniu terytorium Polski, która jest nieco bardziej sformalizowana niż push-back, ale i tak nie daje odpowiednich gwarancji poszanowania praw człowieka. Nie chroni m.in. przed zakazanym w prawie międzynarodowym wydaleniem zbiorowym, czyli takim, w trakcie którego cudzoziemiec nie ma nawet szans na przedstawienie swoich obaw związanych z zawróceniem do państwa, w którym jego życie lub bezpieczeństwo jest zagrożone. I te właśnie naruszenia w debacie publicznej bywają „uzasadniane” wypowiedziami o wojnie hybrydowej, o tym, że ludzie z granicy polsko-białoruskiej rzekomo nie są uchodźcami, że część z nich to migranci ekonomiczni.
A jeśli nawet są „ekonomiczni”, to coś to zmienia?
Wobec wszystkich tych ludzi obowiązują te same prawa człowieka, wszyscy oni powinni być też traktowani w sposób zgodny z prawem krajowym i międzynarodowym. Żadna osoba nie może być zawrócona na granicę w trybie push-backu, który został przez sąd administracyjny uznany za niezgodny z Konstytucją RP i prawem międzynarodowym.
Jak można wyważyć obowiązek ochrony życia ludzkiego i ochrony granic?
To jest do wyważenia. I nigdy z tym nie było większego problemu, bo przecież przepisy ustawy o cudzoziemcach, obowiązujące od wielu lat, regulują to, jak Straż Graniczna powinna postępować w przypadku, kiedy zatrzyma cudzoziemca przebywającego w Polsce bez podstawy prawnej. Do tej pory jej obowiązkiem było przeprowadzenie kontroli legalności pobytu, w tym uzyskanie i sprawdzenie danych cudzoziemca, a następnie wszczęcie odpowiedniego postępowania, w którym miał on status strony, mógł przedstawić swoje stanowisko, skorzystać ze środków odwoławczych i skargi do sądu, miał dostęp do pomocy prawnej itd. Kiedy wybuchł kryzys humanitarny na granicy, okazało się, że rozwiązaniem jest – według polskiego rządu – wprowadzenie do porządku prawnego nowych instrumentów, które pozbawiły cudzoziemców takich możliwości. Moim zdaniem zmiany takie były kompletnie niepotrzebne. Można było postępować zgodnie z istniejącymi przepisami, a to przynajmniej by gwarantowało, że każda osoba zatrzymana po przekroczeniu granicy byłaby właściwie identyfikowana, a jej dane byłyby sprawdzane w istniejących systemach i wykazach.
I każdy mógłby otrzymać pomoc.
Tak. Do każdego zatrzymanego cudzoziemca znacznie łatwiejszy dostęp mieliby prawnicy, organizacje pozarządowe, lekarze. Można byłoby odwoływać się od decyzji wydawanych w trakcie postępowań. Każdy cudzoziemiec korzystałby z gwarancji prawnych, skuteczniejszy byłby też dostęp do ochrony międzynarodowej. A przede wszystkim życie, zdrowie i bezpieczeństwo cudzoziemców nie byłyby zagrożone. Ludzie nie byliby odstawiani do lasu. Natomiast zostały wprowadzone ewidentnie sprzeczne z prawem międzynarodowym procedury, które moim zdaniem nie były wcale skuteczniejsze w ochronie bezpieczeństwa państwa.
A co z penalizacją osób, które udzielały pomocy migrantom na pograniczu?
Znamy przypadki, w których próbowano penalizować niesienie pomocy osobom, które były w dramatycznej sytuacji. Jednak pamiętajmy, że pomoc ludziom w sytuacji zagrożenia ich życia i zdrowia nie jest nielegalna. ©℗
Rozmawiała Nikola Budzińska