Wydłuża się średni czas rozpoznawania spraw przed dwoma instancjami sądów administracyjnych. Przyczyny są różne – zwiększający się wpływ spraw, przerwa orzecznicza spowodowana epidemią, wakaty orzecznicze oraz przygotowanie osób powołanych do orzekania (w sytuacji coraz bardziej skomplikowanych sporów, szczególnie podatkowych). Rozwiązania pozwalające na rozpoznawanie spraw na posiedzeniach niejawnych nie zakończyły problemów, ponieważ strony nie chcą (czemu trudno się dziwić) rezygnować z prawa do jawnej rozprawy. Poza tym potencjał takiego mechanizmu jest ograniczony, bo niejawne posiedzenie nie sprawia, że sprawa staje się łatwiejsza i wymaga mniej uwagi ze strony sądu (do tego zwiększa ryzyko błędu orzeczniczego). Autor jest radcą prawnym, partnerem w Dźwigała, Ratajczak i Wspólnicy Kancelaria Prawna i Podatkowa.

Skoro nie jest lepiej, a wdrażane instrumenty nie dają spodziewanego efektu, warto pomyśleć o innym – niewątpliwie wymagającym odwagi – rozwiązaniu. Proponuję zmianę zasad wynagradzania sędziów, tak aby premiować ciężką i efektywną pracę.

Obecny system demotywuje

Dziś każdy orzekający w danej instancji otrzymuje takie samo uposażenie – zależne jedynie od stanowiska (asesor WSA, sędzia WSA, sędzia NSA). Niektórzy sędziowie mogą liczyć na pewne dodatki, ale są one związane z funkcjami w wydziałach i sądzie, co motywuje do ich pełnienia, ale nie do orzekania. Wynagrodzenie sędziego nie jest powiązane z liczbą załatwianych spraw, czyli z efektywnością wykonywania wymiaru sprawiedliwości. Jest takie samo bez względu na liczbę załatwianych spraw, co w najmniejszym stopniu nie zachęca to do ciężkiej pracy i zwiększonego wysiłku orzeczniczego. To bardzo demotywujący system, ponieważ cięższa, dłuższa praca za takie samo wynagrodzenie jest najzwyczajniej nieekonomiczna.
Są także trudne do zaakceptowania sytuacje, w których jedne sądy i pewni sędziowie są drastycznie bardziej obciążeni sprawami niż inni w ramach tego samego uposażenia. Musi to rodzić frustrację, a po pewnym czasie skłaniać do myśli o rezygnacji z korony zawodów prawniczych albo przynajmniej o zmianie sądu lub wydziału na mniej obciążony lub z prostszymi sprawami.
Taki system jest moim zdaniem niesprawiedliwy dla sędziów oraz nieefektywny z punktu widzenia klientów usług publicznych świadczonych przez sądy oraz ogólnie nie sprzyja realizacji konstytucyjnego prawa do sądu.

Więcej spraw, więcej pieniędzy

W związku z tym proponowałbym zmianę zasad wynagradzania sędziów w ten sposób, że oprócz stałego uposażenia związanego z wykonywaniem funkcji (być może powiązanego z minimalnym pensum rozpoznanych spraw) sędzia otrzymywałby dodatkowo część zmienną uposażenia, zależną od liczby zakończonych spraw. Twierdzę, że przy odpowiednio skonstruowanym systemie tego rodzaju zaległości w sądach zmalałyby stosunkowo szybko. Sędziowie wynagradzani w ten sposób byliby bowiem zainteresowani zwiększeniem efektywności i liczby załatwianych spraw, uzyskując w zamian za cięższą pracę i zaangażowanie większą kompensatę finansową.
Jestem przekonany, że tego rodzaju system byłby efektywny, i mam podstawy tak twierdzić, wystarczy wziąć pod uwagę doświadczenia arbitrażu, kancelarii komorniczych i – szczególnie – notariatu. W przypadku tych usług prawniczych (z silnym wątkiem władczym i publicznym) zaległości nie występują (bez względu na wpływ spraw), co w oczywisty sposób wynika z powiązania wynagrodzeń z rzeczywiście wykonywanymi czynnościami.
Z góry odrzucam argumentację, że nie można sędziów motywować materialnie. Można to robić w każdym zawodzie, dlaczego więc nie w tym? Sędziowie także mają swoje potrzeby i aspiracje, a dodatkowo wykonują niezwykle odpowiedzialny zawód. Powinni mieć ku temu odpowiednie warunki, także materialne, pozwalające na skupienie się na orzekaniu.
Oczywiście nie można powiedzieć, że wynagrodzenia sędziów są niskie. Jednak w przypadkach sądów niezwykle obciążonych pracą nie są adekwatne do poświęcanego czasu. Jeżeli oczekujemy zwiększonego wysiłku dla szybszego rozpoznania spraw (a moim zdaniem likwidacji zaległości nie da się uzyskać li tylko zmianami procedur), to musimy ten zwiększony wysiłek uczciwie wynagradzać.

Szczegóły do ustalenia

Naturalnie system tego rodzaju wymagałby odpowiedniego skalibrowania – przede wszystkim przemyślanego ustalenia wysokości wynagrodzenia stałego i zasad ustalania wynagrodzenia dodatkowego. To kwestie szczegółowe, które pozostają do dyskusji i ewentualnych dostosowań w ramach niezbędnych ewaluacji i np. pilotażu. Warto także rozważyć (przez pewien czas) dobrowolność takiego rozwiązania (możliwość wyboru zasad dotychczasowych albo nowych przez zainteresowanych), co pozwoliłoby na dokonanie porównań efektywności.
Uprzedzając możliwe zarzuty, podkreślę, że według mnie taki system nie wpłynąłby negatywnie na jakość orzecznictwa. Po pierwsze, nie ma dowodów na to, że wprowadzenie takich rozwiązań w notariacie i w kancelariach komorniczych negatywnie wpłynęło na obrót. Trudno przypuszczać, że sędziowie nagle w sposób nieodpowiedzialny będą wydawać orzeczenia „jak popadnie”, narażając się na wytyki lub postępowania dyscyplinarne. Widzę tu raczej szansę na zjawisko pozytywne – skupianie się w orzekaniu na zagadnieniach rzeczywiście istotnych i uproszczeniu wywodów w uzasadnieniach.
Zaletą tego typu rozwiązania byłoby też to, że zawód sędziego byłby nie tylko prestiżowy i dający stabilizację, lecz także atrakcyjny finansowo dla najbardziej doświadczonych prawniczek i prawników na rynku, którzy mają odpowiednie przygotowanie, warsztat i umiejętności, ale nie mogą lub nie chcą obniżać drastycznie swoich dochodów, zmieniając kolor żabotu togi. Dopływ takich osób do zawodu sędziego dodatkowo mógłby poprawić szybkość i jakość rozpoznawania spraw.
Proponuję zmianę zasad wynagradzania sędziów w ten sposób, że oprócz stałego uposażenia związanego z wykonywaniem funkcji sędzia otrzymywałby dodatkowo część zmienną uposażenia zależną od liczby zakończonych spraw.