Zapanowała moda, a może to zwykłe wygodnictwo, na różnego rodzaju testy. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że na wydziale prawa egzaminy powinny odbywać się ustnie.

Moje felietony ukazują się coraz rzadziej. Nie, nie jest to decyzja Redakcji, ale moja. Reaguję na to, co się dzieje z prawem i wokół prawa. Ileż można pisać o dewastacji prawa czy urzędów je stosujących? O ile było to zadanie bardziej skomplikowane kiedyś, bo nie wszystko było widać i należało to odkryć dla P.T. (pleno titulo) czytelników, o tyle obecnie wszystko jest na wierzchu i wszyscy to widzą, nawet zwolennicy władzy. Nie pamiętam ustawy, która nie miała wad, która była procedowana należycie, gdzie brano pod uwagę nie tylko głosy opozycji, lecz także ekspertów. Ci ostatni formalnie firmowali przepisy, ale robili to tylko jako prawnicy władzy (felieton „Prawnicy władzy”, DGP z 26 kwietnia 2022 r.). Dlatego, również ze względu na kanikułę (śpieszę się, bo używanie i tego słowa pewnie zostanie zabronione – no to może lepiej wakacje), proponuję temat trochę lżejszy, związany ze studentami prawa, a właściwie ostatnią sesją egzaminacyjną.
Ă propos języków obcych. Przecież nie oczekuję od studentów pełnej znajomości łaciny czy greki. Sam tej pierwszej uczyłem się jeszcze w liceum, a greki w wieku dojrzałym. Ale mając podstawy, można prawidłowo wykorzystywać różne paremie, którymi Państwa często raczę.
Bo przecież jest ważne, jak np. wypowiadamy słowa essentialia negotii: -ti czy może -ci. Z angielskim też bywają problemy, gdy np. pytam o ventures capitals. W odpowiedzi słyszę właśnie „wentures kapitals”, a nie wenczers kapitals, mimo że na wykładzie wypowiadam te słowa prawidłowo.
Nie tylko tytuł tego felietonu, lecz także i niektóre słowa będą po łacinie. Niewiedzący, co one oznaczają, zmuszeni zostają do przetłumaczenia.
Wracając do tematu sesji, jak się okaże, spostrzeżenia z nią związane mogą prowadzić również do innych ciekawych wniosków.
Nie mam żadnych wątpliwości, że na wydziale prawa egzaminy powinny odbywać się ustnie. Co prawda zapanowała moda, a może to zwykłe wygodnictwo, na różnego rodzaju testy, które stają się signum temporis. Być może taka forma nie wymaga wysiłku, można zastosować szablon odpowiedzi, a nie główkować i uważnie słuchać studentów przez wiele godzin. Może jest to forma sprawdzania wiedzy, może jest to dobre na innych kierunkach, ale nie na prawie. Ten zawód wymaga przecież umiejętnego, logicznego budowania zdań, jest związany z retoryką, czyli sztuką wypowiedzi itp. Na podstawie wypowiedzi, użytych sformułowań możemy się więcej dowiedzieć o studencie.
Do tego ważna jest mimika, która często zwiastuje poddanie się studenta, gdy należy walczyć. Niektórzy mogą twierdzić, że taka forma egzaminu nie była możliwa ze względu na pandemię. Otóż to nieprawda. Ja nie przeprowadzałem egzaminów innych niż ustne. Przy stosownym zabezpieczeniu i organizacji egzaminu okazało się, że nic nikomu się nie stało. Mój upór związany z egzaminem ustnym ma swoją przyczynę. Jest nią wydarzenie, które miało miejsce trzy lata temu, gdy doszło do skandalicznej sytuacji polegającej na tym, że w trakcie egzaminu testowego, przy użyciu różnych wynalazków techniki (słuchawki, zegarki itp.) osoby piszące w auli miały pomoc zewnętrzną, rozwiązującą testy i przekazującą odpowiedzi do egzaminowanych. Zapewne byli to ci, którzy pisali w drugiej turze, a później nastąpiła wymiana. W ten sposób zostało ukradzionych przez zorganizowaną grupę ok. 200 indeksów. Wszystkie postępowania dyscyplinarne, a było ich raptem trzy, zostały umorzone z tego względu, że osoby te skończyły studia. To był dla mnie alter dies. Takie wydarzenia, w szczególności na wydziale prawa, mogą załamać, a w każdym razie pozbawić chęci dalszej pracy ze studentami.
Dlaczego o tym szeroko piszę, zaraz się Państwo przekonacie.
Egzamin ustny ma pokazać też inne zjawiska, jak refleks, umiejętność kojarzenia itp. W końcu ma przeciwdziałać kaleczeniu języka polskiego. Pisałem już o tym, że czasem mam wrażenie, że studenci „wzorują się na sportowych sprawozdawcach”, czy „ekspertach” (felieton „Risu emori”, DGP z 31 sierpnia 2021 r.). Jak choćby na piłkarzu Hajto, który słynie ze swoich „umiejętności językowych”, stwierdzając np., że „inna była paranola lotu” (chyba nie chodziło o paranoję, ale parabolę). Słowa powinny mieć znaczenie, toteż „bezczelny strzał” ustami sprawozdawcy wygląda z logicznego punktu widzenia jak „bezczelna zupa”. Żeby jednak nie było tak, że w ostatniej sesji nie wydarzyło się nic, przytoczę kilka wypowiedzi. Być może chęć zdawania egzaminu w formie testowej pozwoliłaby uniknąć takich wpadek. Na pytanie o ograniczenie prokury uzyskałem odpowiedź, zupełnie poważnie rozwijaną, o „przestrzennym ograniczeniu prokury”. Po pytaniu o spółkę komandytową, zamiast komandytariusza pojawił się kontrybariusz. Kolejne pytanie, o ustanie członkostwa w spółdzielni, sprowokowało odpowiedź: „Wystąpienie ze spółdzielni jest łatwe”. Dematerializacja akcji spowodowała, że zdaniem niektórych akcje są rejestrowanie w Krajowym Rejestrze Sądowym.
Ale w tym felietonie tak naprawdę chodzi mi o coś jeszcze. Choćby np. wskazanie dylematów, jakie mają miejsce, gdy zdają egzamin bliźniacy jednojajowi, których przebieg studiów był również jednojajowy. Na moim egzaminie musiałem rozdzielić ich losy, jeden otrzymał ocenę bardzo dobrą, a drugi niedostateczną. O tym, co działo się między nimi po egzaminie, nie chcę myśleć. Jak wspomniałem, egzamin to również możliwość sprawdzenia umiejętności kojarzenia. Tak się złożyło, że zdawał student o nazwisku Beniowski. Ponieważ „koślawił” swoją wypowiedź, postanowiłem zadać mu dodatkowe, jakże uzasadnione pytanie nie o autora, o co czasami pytam, ale trochę tradycyjne, mianowicie w jakim utworze J. Słowacki napisał: „Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…”. Niestety Pan Beniowski nie znał utworu „Beniowski”.
Egzamin ustny ma pokazać m.in. refleks, umiejętność kojarzenia itp. W końcu ma przeciwdziałać kaleczeniu języka polskiego
Egzamin ustny to również kwestia okazania szacunku zarówno egzaminatorowi, jak i studentowi. Rzadko się to zdarza, ale jednak, by na egzamin przyszedł ktoś ubrany jak na ryby. W tym roku to miało miejsce. Egzamin nie przebiegł rewelacyjnie. Dlatego też zaproponowałem, aby student przyszedł na drugi dzień rano, abym go mógł dopytać i wstawić ocenę. Jednakże postanowiłem sprawdzić również jego estetyczną wrażliwość. Było bardzo gorąco – co być może uzasadniało (?) krótkie spodenki i T-shirt na plaży, a nie na egzaminie – a więc stwierdziłem, że „jest taki upał, a ja muszę się męczyć w garniturze pod krawatem”. Nazajutrz stawił się student jak z żurnala. Elegancki garnitur, krawat, wyczyszczone, lśniące buty. Oczywiście egzamin zakończył się sukcesem, bo nie miałem zamiaru już pytać, ale ocenić tę jego „estetyczną wrażliwość”.
Nie jestem od tego, aby złapać studenta na tym, że czegoś nie umie, ale żeby mu uświadomić, że tego nie umie i powinien się nauczyć.
Dochodzimy do sedna tego felietonu, również wyjaśnienia, dlaczego wspomniałem o nadużyciach na egzaminach. Właśnie ten felieton musiał powstać ze względu na zdarzenie, które miało miejsce. Pierwszego dnia egzaminów weszły trzy Panie. Bardzo uważam przy usadzaniu, aby było to zgodne z przygotowaną listą, tak aby się nie pomylić. Egzamin wspomnianych Pań zakończył się dla nich różnie. Jedna oblała, jedna uzyskała ocenę bardzo dobrą, a ostatnia dostateczną. W trakcie egzaminu drugiego dnia zapukała do drzwi studentka z pytaniem, czy może mi przeszkodzić. Zaprosiłem ją do środka, a ona wyjaśniła, co następuje. Otóż uwaga! Stwierdziła, że do systemu USOS została jej wpisana ocena bardzo dobra, ale to jest pewnie pomyłka, bo jej zdaniem ona oblała egzamin. Poprosiła więc o zmianę oceny z bardzo dobrej na niedostateczną, a wpisanie pozytywnej osobie, która siedziała za nią. Nie mogłem uwierzyć, tym bardziej że sprawdziłem notatki i wszystko się zgadzało: przy nazwisku studentki, która stała przede mną, były cząstkowe oceny bardzo dobre i taka też końcowa. Ona jednak uparcie prosiła o zmianę oceny, argumentując przy tym, że gdyby tak pozostało, naruszałoby to jej system wartości; że tak została nauczona itd. Szok i niedowierzanie, ale jednocześnie przywrócona wiara w młodych, przyszłych prawników, których kształcimy. Nie są to więc tylko dostosowani do współczesnych „standardów” ludzie bez charakteru, bez kręgosłupów itp. Są też wielcy. A ja, jak w tytule felietonu, uwierzyłem wbrew nadziei. Ostatecznie wpisałem ocenę bardzo dobrą studentce, której pomyłkowo wpisałem niedostateczną (nota bene ona nic nie wiedziała o zdarzeniu i nie sprawdziła ocen w systemie USOS). Odtwarzając sytuację na drugi dzień, mogłem przeanalizować to, co się stało i, podjąć decyzję o zmianie oceny. Gdyby egzamin się zakończył, a ja wyjechałbym na urlop, byłoby bardzo trudno zweryfikować oceny. A studentka pomyślałaby: „mimo, że odpowiedziałam dobrze, on mi wstawił ocenę niedostateczną, ot taki szajbus”. A co ze studentką, której pomyłkowo wpisałem pozytywną ocenę? Po analizie notatek z jej egzaminu uznałem, że większą wartością jest to, co zrobiła, niż słabsza odpowiedź na jakieś pytanie. Ostatecznie wpisałem jej ocenę pozytywną. A imię Karolina – tyle niech mi wolno będzie napisać – od tego roku będzie mi się tylko dobrze kojarzyć. A ona sama nec soli cedit.
P.S. Poza wydarzeniem w sesji miało miejsce jeszcze jedno uniwersyteckie zdarzenie – sensacja. Mianowicie, spragniony kontaktu ze studentami w dobie wykładów „ekranowych” podjąłem decyzję o tym, że zamiast asystentów będę prowadził ćwiczenia. Rzadki to przypadek, przynajmniej na moim wydziale. Wyglądało to na moje dziwactwo, ale tak nie było. To była najlepsza decyzja w ostatnich latach. Przestraszeni studenci na pierwszych ćwiczeniach mogli się oswoić z Profesorem, a nie byli rzuceni ad leonem. Myślę też, że były to ćwiczenia szczególne, z elementami praktyki, „dotknięciem” prawa handlowego. No i nagroda od studentów: podziękowania i prośba o wspólne zdjęcia i dedykacje w podręcznikach. ©℗