Za dzieciobójstwo grozi maksymalnie pięć lat więzienia, ale za kradzież mienia o wartości powyżej 10 mln zł – 20 lat. Jazda w stanie nietrzeźwości będzie surowiej traktowana niż umyślne uszkodzenie ciała nienarodzonego dziecka. Punktowe podnoszenie kar prowadzi do licznych absurdów.

W tym tygodniu Sejm będzie kontynuował prace nad nowelizacją kodeksu karnego. Już część ogólna budzi liczne kontrowersje, ale prawdziwe kwiatki czekają w części szczególnej kodeksu, w której przewiduje się podniesienie kar za wiele przestępstw. Jak wynika z opinii dla Biura Analiz Sejmowych prof. Teresy Gardockiej, specjalisty w zakresie prawa i postępowania karnego oraz prawa karnego międzynarodowego, powoduje to brak spójności i prowadzi do licznych paradoksów.
Więcej za kradzież czy dzieciobójstwo
I tak za takie przestępstwa, jak zabicie noworodka pod wpływem szoku wywołanego porodem (art. 149 k.k.), bezpośrednie narażenie na zarażenie chorobą weneryczną lub zakaźną, ciężką chorobą nieuleczalną lub realnie zagrażającą życiu (art. 161 par. 2), grozi od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. A za udział w bójce lub pobiciu, którego następstwem jest śmierć człowieka, kara pozbawienia wolności ma wynosić od lat dwóch do 15 (art. 158 par. 3).
Dalej. Za przerwanie ciąży za zgodą ciężarnej, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza jej organizmem (art. 152 par. 3), lub za przerwanie ciąży bez zgody kobiety (jeżeli następstwem jest jej śmierć) zagrożenie karą ma mieścić się w przedziale od dwóch do 15 lat więzienia (art. 154 par. 2). Ale już za przestępstwo przeciwko mieniu, którego wartość przekracza 10 mln zł, ma grozić od trzech do 20 lat.
Ale to nie wszystko. „Za umyślne spowodowanie uszkodzenia ciała dziecka poczętego lub rozstroju zdrowia zagrażającego jego życiu ustawa w art. 157a przewiduje karę grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. Wyższą karę, bo do trzech lat pozbawienia wolności, ustawa po zmianie ma przewidywać za prowadzenie pojazdu mechanicznego przez osobę będącą w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego (art. 178a). Ale już jeżeli w wyniku czynnej napaści nastąpi skutek w postaci ciężkiego uszczerbku na zdrowiu funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej, sankcja w zmienionym art. 223 par. 2 to pozbawienie wolności od lat dwóch do 15. Tu zatem, gdzie zaczyna się sankcja za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu funkcjonariusza (dwa lata pozbawienia wolności), kończy się zagrożenie karą za spowodowanie uszkodzenia ciała dziecka poczętego lub rozstroju zdrowia zagrażającego jego życiu (art. 157a - do lat dwóch)” - czytamy w opinii BAS.
Podwyższanie kar = bezsilność ustawodawcy
- Dlaczego za dzieciobójstwo zagrożenie karą pozbawienia wolności wynosi maksimum pięć lat, a za kradzież mienia powyżej 10 mln zł czy też za przekupstwo wielkiej wartości (powyżej 1 mln zł) ma być maksimum 20 lat pozbawienia wolności? Wygląda na to, że nikt się nad tym nie zastanawiał - mówi DGP prof. Gardocka.
Dodaje, że kodeks karny należałoby napisać po prostu od nowa. - Podwyższanie kar często jest wyrazem bezsilności ustawodawcy. Było tak w przypadku wprowadzenia kary do 25 lat więzienia za udział w karuzeli vatowskiej. Jest to przestępstwo niezwykle trudno wykrywalne, więc skoro już ktoś zostanie wykryty, dostanie karę z górnej półki... Sprawia to, że proporcje kar za poszczególne przestępstwa zupełnie nie są zachowane. Jedynym wyjściem byłoby stworzenie ustawy karnej od nowa - postuluje prof. Gardocka.
Eksperci: działanie reaktywne to błędne koło
Brak spójności i odpowiedniej gradacji kar to zdaniem prof. Marka Kulika z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej trwała tendencja. - Ustawodawca działa reaktywnie. Jak się pojawi zainteresowanie jakąś grupą czynów zabronionych, np. na skutek wydarzeń, o których donoszą media, to się zaostrza za nie kary. Na tapecie jest fałszowanie faktur? Kary do góry. Głośny przypadek zgwałcenia? Uwaga ustawodawcy zmierza w tym kierunku. Efekt? System rozchodzi się w szwach, bo mamy kary, których wysokość nie pasuje do wartości danego dobra chronionego, czyli są relatywnie zbyt wysokie - mówi prof. Kulik.
Zwraca uwagę, że po takim punktowym zaostrzeniu kar przywracanie normalnej aksjologii systemu odbywa się zawsze przez podnoszenie kar za pozostałe czyny.
- W rezultacie utrwala się stan, w którym mniej istotne (teoretycznie) dobro prawne jest chronione mocniej niż to ważniejsze. Poza tym na poziomie całego systemu następuje inflacja kar - tłumaczy prof. Kulik.
Zaznacza, że błędem jest też wiara w to, że samo podnoszenie wysokości sankcji spowoduje odstraszający skutek w postaci zmniejszenia liczby popełnianych czynów zabronionych.
- Przestępczość ma swoją dynamikę, spada lub rośnie w zależności od różnych przyczyn, ale na pewno nie zależy od tego, czy kodeks karny jest łagodniejszy lub surowszy. Nie znaczy to, że nie należy karać surowiej, jeżeli jest taka potrzeba. Natomiast niestety aktywność ustawodawcy bardziej przypomina tworzenie prawa „gazetowego”, a więc reagowanie na pojedyncze przypadki głośnych przestępstw. A wtedy trudno jest mówić o jakiejś spójnej polityce karnej - tłumaczy prawnik.
Rząd: uelastyczniamy, nie zaostrzamy
Tymczasem prof. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, który patronuje pracom nad kodeksem, odrzuca zarzuty o brak spójności i reagowanie tylko przez podnoszenie sankcji karnych.
- Zarzuty o brak spójności równie dobrze można stawiać obecnie obowiązującym przepisom. Za zgwałcenie kodeks z 1997 r. przewiduje dolną granicę w wysokości dwóch lat, a kara za fałszowanie pieniędzy zaczyna się od lat pięciu. Dlaczego surowiej karana ma być osoba, która fałszuje pieniądze, niż taka, która brutalnie gwałci kobietę, powodując gigantyczną traumę do końca życia? Przecież w przypadku fałszowania pieniędzy nie ma indywidualnej ofiary, a dobro chronione jest określone w sposób abstrakcyjny - odbija piłeczkę prof. Warchoł.
Według niego tego typu krytyka jak w opinii dla BAS wynika wyłącznie ze względów politycznych.
- Niektórzy nie mogą pogodzić się z tym, że kodeks karny prof. Zolla odszedł do lamusa, bo rzeczywistość pokazała, że w dużej mierze jest on niedostosowany do realiów. Walka z mafiami vatowskimi, alimenty, obrona konieczna, którą zmieniliśmy, przekręcanie liczników, lichwa - te dotychczasowe nasze zmiany w kodeksie karnym okazały się sukcesem - dodaje wiceminister.
Podkreśla, że nie wszystkie ingerencje ustawodawcy polegają na podnoszeniu kar. - W przypadku przestępstwa niealimentacji sukces nie polegał na podwyższeniu kar, tylko na precyzyjnym uchwyceniu znamion czynu. Również precyzyjna regulacja dotycząca lichwy nie polegała na podwyższaniu kar, lecz na wprowadzeniu obiektywizacji odpowiedzialności karnej w miejsce mocno subiektywnego przestępstwa wyzysku - wyjaśnia.
Jak przekonuje Marcin Warchoł, projekt zasadniczo nie tyle podwyższa, ile uelastycznia kary. A co z podwyższeniem dolnych granic za wiele przestępstw?
- Dotyczy to głównie czynów, w których teraz sądy, wymierzając kary, zbyt często poprzestają na dolnej granicy. Dość powiedzieć, że prawie jedna czwarta wyroków za zabójstwo zapada w minimalnej ustawowej wysokości. W przypadku zgwałcenia ponad połowa kar jest orzekanych w minimalnej granicy dwóch lat więzienia. W przypadkach, w których większość sądów ogranicza się do dolnej granicy wymiaru kary, podwyższamy ją - dodaje prof. Warchoł.
Inne zmiany przewidziane w projekcie kodeksu karnego / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe