Gdy Rosjanie przeprowadzają egzekucje ludności cywilnej tylko dlatego, że w zajmowanych miastach mieszkają Ukraińcy, raczej nie mamy już wątpliwości co do tego, że chodzi o wyniszczenie całego narodu.
Gdy Rosjanie przeprowadzają egzekucje ludności cywilnej tylko dlatego, że w zajmowanych miastach mieszkają Ukraińcy, raczej nie mamy już wątpliwości co do tego, że chodzi o wyniszczenie całego narodu.
Mieliśmy już nigdy nie oglądać takich obrazów. Nie w Europie, nie w XXI wieku. Nie w czasie, gdy istnieją Organizacja Narodów Zjednoczonych, Unia Europejska, międzynarodowe sądownictwo. Gdy mamy nowoczesną technologię, która pozwala nam więcej widzieć i przewidzieć. Tymczasem skali okrucieństwa, które odsłoniło się przed nami w momencie, gdy Ukraińcy powrócili do miejsc wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji, nie przewidział chyba nikt. Dowiedzieliśmy się, co stało się w Buczy, choć słyszymy już, że to nie jest jedyne miejsce, w którym Rosjanie masowo mordowali ukraińską ludność cywilną.
Dwa tygodnie temu napisałam komentarz, w którym apelowałam, by nie nadużywać pojęcia ludobójstwa w momencie, gdy nie możemy mówić o nim w ścisłym – prawnym – sensie („Nie szafujmy pojęciem ludobójstwa”, DGP nr 60/2022). Po to, by nie sięgać za wcześnie po pojęcia o dużym ciężarze gatunkowym, które użyte ponad miarę nas odwrażliwiają. I absolutnie nie pisałam tego, by relatywizować zbrodnie Rosjan. Wyraziłam też nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli mówić o ludobójstwie w Ukrainie właśnie w tym konwencyjnym sensie. Kiedy zobaczyłam zdjęcia z Buczy, pomyślałam, że chyba po raz pierwszy coś, co napisałam, tak szybko stało się nieaktualne.
Sami eksperci zwracali zresztą wcześniej uwagę na tę kwestię. Profesor UMK Michał Balcerzak w obszernym wywiadzie na temat sytuacji w Ukrainie (DGP nr 46/2022) podkreślał, że choć w tamtym momencie nie było podstaw, by używać pojęcia ludobójstwa, to międzynarodowa społeczność powinna zachować podwyższoną czujność, bo wiele może jeszcze się zdarzyć. Przypominał choćby niepokojące wątki przemówień Władimira Putina. Niestety, jak widać, słowa, które padły w rozmowie, okazały się prorocze. Pytanie tylko, czy znów zawiodła czujność, czy po prostu jeszcze dwa tygodnie temu mieliśmy zbyt ograniczony dostęp do informacji. Nie mam wątpliwości, że rosyjskie zbrodnie zostaną w przyszłości osądzone przez międzynarodowe trybunały. I, niestety, obawiam się, że to, co widzimy teraz, rzeczywiście jest ludobójstwem. I że tak naprawdę niewiele zmieniło się od czasów Srebrenicy.
Spójrzmy jeszcze raz na definicję ludobójstwa zawartą w Konwencji ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 1948 r. Wskazano w niej, że należy tak nazywać czyny dokonane „w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych”. W momencie gdy Rosjanie wkraczający do miast przeprowadzają bestialskie egzekucje ludności cywilnej tylko dlatego, że mieszkają tam Ukraińcy, raczej nie mamy już wątpliwości co do tego, że chodzi o wyniszczenie całego narodu. Tym bardziej niepokojąco zaczynają brzmieć w tym kontekście słowa Putina, który na początku inwazji na Ukrainę wzywał m.in. do denazyfikacji i demilitaryzacji.
Jest jeszcze coś – artykuł, który na początku kwietnia ukazał się w rosyjskim serwisie RIA Novosti. Jego autor Timofiej Siergiejcew, ewidentnie posługując się głównymi tezami rosyjskiej propagandy, nawoływał w nim do mordowania Ukraińców (których nazwał „nazistami”), a w dalszej perspektywie do całkowitego zniszczenia państwa, po jego fundamenty. Te wszystkie okoliczności zaczynają składać się w jeden spójny obraz, a społeczność międzynarodowa jak najszybciej powinna sobie uświadomić, że mamy do czynienia z najpoważniejszą zbrodnią na gruncie prawa międzynarodowego. Bardzo ciekawie pisał o tym zresztą na Twitterze prof. Eugene Finkel. Jego zdaniem rosyjska inwazja nie była od początku ściśle ukierunkowana na dokonanie ludobójstwa, ale się w nie przekształciła. Bo dokonanie masowych zbrodni w Buczy mogło być wyjątkiem, ale skoro już widzimy, że wcale nim nie jest, możemy mówić o zaplanowanej akcji.
Boję się, czego jeszcze nie wiemy. I tego, co jeszcze się zdarzy. Ile zobaczymy zdjęć zastrzelonych ludzi ze związanymi rękami, tych, którzy jechali na rowerze czy szli na spacer z psem. Najbardziej przeraża mnie to, że w gruncie rzeczy okazuje się, że wszystko jest dokładnie takie samo jak kiedyś. Okrucieństwo wojny nigdy się nie zmienia.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama