Komisja kwalifikacyjna zakończyła bez rozstrzygnięcia konkurs na prezesa KIO. Powodem był brak chętnych. Tyle że chętni byli i podtrzymywali wolę ubiegania się o to stanowisko.

Od września 2021 r. Krajowa Izba Odwoławcza pozostaje bez prezesa. Poprzednia prezes - Małgorzata Rakowska - złożyła dymisję. KIO, podobnie jak to było przy wcześniejszych naborach, wybrała trzech kandydatów spośród swojego grona i przedstawiła ich prezesowi Urzędu Zamówień Publicznych. Ten jednak postanowił skorzystać z możliwości, jaką dały nowe przepisy o zamówieniach publicznych i rekomendował przeprowadzenie konkursu zewnętrznego. Został on ogłoszony w listopadzie. Wystartowało w nim czterech kandydatów - jedna osoba spoza KIO i trzy osoby rekomendowane już wcześniej przez izbę z grona jej członków.
Już wówczas pojawił się poważny problem prawny. Konkurs składał się z dwóch części - pisemnej oraz rozmowy kwalifikacyjnej. Część pisemna miała zweryfikować poziom wiedzy kandydatów. Tyle że członkowie izby już taki egzamin w przeszłości zdawali, bez niego nie mogliby uzyskać powołania. KIO wystąpiło więc do Ministerstwa Rozwoju i Technologii (to ten resort powołał komisję kwalifikacyjną) o stanowisko w tej sprawie.
Ministerstwo odpowiedziało, że przepisy przewidują dwie ścieżki kandydowania na prezesa KIO. Pierwsza z nich jest przeznaczona dla członków izby. Druga dla osób z zewnątrz. W tej drugiej konieczne jest zweryfikowanie, czy kandydaci spoza izby spełniają warunki (w tym dotyczące wiedzy) i stąd egzamin pisemny. Członkowie KIO nie muszą już być sprawdzani. W odpowiedzi MRiT podkreślono, że obydwie ścieżki mogą występować równolegle i są od siebie niezależne.
Jednocześnie zaznaczono, że członkowie KIO mogą wystartować w konkursie na podobnych zasadach jak kandydaci zewnętrzni. Wówczas zaś obowiązuje ich pełna procedura. Jeśli zaś nie chcą jej przechodzić, to mogą bezpośrednio zgłosić swą kandydaturę prezesowi UZP. Po przeprowadzeniu konkursu rekomenduje on swego kandydata spośród osób uczestniczących w konkursie, jak i zgłoszonych członków KIO.
Konkurs zakończony
Sytuacja była bezprecedensowa - zazwyczaj tego typu konkursy są prowadzone po to, by wyłonić ostatecznych kandydatów do pełnienia jakiejś funkcji. Tu zaś okazało się, że ma on wyłonić jednego (a może kilku kandydatów), kolejni zaś mogą się zgłosić z grona członków KIO. Wątpliwości potęgowało to, że konkurs był dwuetapowy i poza egzaminem pisemnym zakładano również rozmowy kwalifikacyjne, które miały sprawdzać inne, poza wiedzą, predyspozycje kandydatów. Wydawać by się mogło, że w tym drugim etapie powinni mieć prawo zaprezentować się wszyscy - zarówno zewnętrzni, jak i ci z grona izby.
Członkowie rekomendowani przez KIO złożyli na ręce komisji kwalifikacyjnej oświadczenia, w których z jednej strony odmówili przystąpienia do egzaminu pisemnego (bo ich wiedza była już weryfikowana), z drugiej jednak w pełni podtrzymali swe kandydatury. Do egzaminu nie przystąpił też jedyny kandydat z zewnątrz. W minionym tygodniu komisja kwalifikacyjna poinformowała o zakończeniu konkursu (nie o jego unieważnieniu, tylko właśnie zakończeniu).
„Z uwagi na brak osób zainteresowanych udziałem w prowadzonym postępowaniu konkursowym Komisja Kwalifikacyjna nie wyłoniła kandydata na stanowisko prezesa Krajowej Izby Odwoławczej” - napisano w komunikacie.
- Sytuacja jest kuriozalna. Odkładając na bok, czy resort rozwoju był uprawniony do wydania opinii i jaką ma ona moc, to fakty są takie, że kandydaci podtrzymali chęć ubiegania się o stanowiska prezesa KIO, więc zupełnie nie rozumiem, jak można było uznać, że nie ma chętnych. Pod względem formalnoprawnym przyczyny unieważnienia konkursu są moim zdaniem wątpliwe - ocenia Tomasz Czajkowski, były wieloletni prezes UZP, a dzisiaj redaktor naczelny miesięcznika „Zamówienia Publiczne Doradca”.
- Z drugiej strony zgadzam się, że mieliśmy sytuacją patową i unieważnienie konkursu było chyba jedynym z niej wyjściem. W tej chwili najważniejsze jest bowiem, żeby KIO miała wreszcie pełnoprawnego prezesa - dodaje.
ikona lupy />
Coraz więcej odwołań / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Coraz mniej czasu
Zapytaliśmy zarówno UZP, jak i MRiT, dlaczego komisja konkursowa uznała, że nie było osób zainteresowanych, choć trzej członkowie KIO zgłosili swe kandydatury i podtrzymali je, składając oświadczenia o tym, że część pisemna ich nie dotyczy.
- Komisja konkursowa została powołana przez MRiT, a w jej skład weszli również przedstawiciele ministerstwa. Należy domniemywać, że stanowisko komisji jest spójne ze stanowiskiem ministerstwa w tym zakresie. UZP nie ma kompetencji do podważania decyzji komisji - odpowiedział Michał Trybusz, rzecznik prasowy UZP.
W podobnym tonie wypowiedziało się MRiT, wyjaśniając, że nie ma wpływu na decyzję komisji kwalifikacyjnej, która choć przez szefa tego resortu została powołana, to pozostaje organem niezależnym. Dodatkowo powtórzyło to, co wynikało z jego wcześniejszego stanowiska. Zdaniem resortu ustawa - Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2021 r., poz. 1129 ze zm.) przewiduje dwa niezależne tryby powołania prezesa KIO. Pierwszy, o którym mowa w art. 480 ust. 2 p.z.p., czyli powołanie spośród członków KIO oraz drugi - z art. 480 ust. 3 i 4 p.z.p., czyli powołanie spośród kandydatów wyłonionych w postępowaniu konkursowym.
„Zarówno wyłonienie prezesa KIO w trybie, o którym mowa w art. 480 ust. 2 p.z.p., jak i w trybie postępowania konkursowego odbywa się z inicjatywy prezesa UZP. Minister właściwy do spraw gospodarki nie może w tym zakresie działać bez wniosku prezesa UZP” - napisało Biuro Komunikacji MRiT.
Co dalej, po zakończeniu konkursu? Oczywiście może zostać ogłoszony nowy. Prezes UZP może też rekomendować jedną z trzech osób, wyłonionych wcześniej przez zgromadzenie ogólne KIO, ale również kogoś spoza nich, kto jest członkiem izby. Co zrobi? UZP, któremu zadaliśmy to pytanie, odpowiedział, że decyzje jeszcze nie zapadły, ale można się ich spodziewać w najbliższej przyszłości.
- Od zawsze byłem zdania, że najlepszym rozwiązaniem jest wybór spośród osób rekomendowanych przez zgromadzenie ogólne, nawet jeśli nie wynika to wprost z przepisów, a jedynie z ukształtowanego obyczaju. Taki prezes będzie cieszył się zaufaniem członków KIO i najłatwiej mu będzie ułożyć sobie wewnętrzne relacje, co jest dużo trudniejsze przy wyborze prezesa spoza izby, nawet jeśli spełnia wszystkie warunki formalne - uważa Tomasz Czajkowski.
UZP zapewnia, że mimo trwającego już ponad pół roku braku prezesa KIO funkcjonuje bez zakłóceń. Jej pracami kieruje wiceprezes Jan Kuzawiński. Problem w tym, że formalnie jest jedyną osobą, która może podejmować decyzje związane z pracami izby. Gdyby zachorował czy poszedł na urlop, nie można byłoby wyznaczać składów orzekających, powoływać ich przewodniczących ani rozpoznawać wniosków o wyłączenie ze składu.
- Zgodnie z przepisami pracami izby kieruje prezes, który może wykonywać swe zadania przy pomocy wiceprezesa. Mamy do czynienia z ustawową normą prawa administracyjnego, która kształtuje zasady funkcjonowania organu. Oznacza to, że nikt poza prezesem i wiceprezesem nie może wykonywać zadań wskazanych w ustawie. W szczególności nie wchodzi w grę żadne upoważnienie cywilnoprawne. Gdyby decyzję o wyznaczeniu składu orzekającego podjął ktokolwiek inny, to w mojej ocenie wiązałoby się to z nieważnością wyroku - ocenia dr hab. Włodzimierz Dzierżanowski, wykładowca w Uczelni Łazarskiego i radca prawny z Grupy Doradczej Sienna.
Kadencja obecnego wiceprezesa KIO kończy się we wrześniu. Gdyby procedura wyboru prezesa przedłużyła się do tego czasu, to izba nie będzie mogła orzekać. ©℗