- Dowody trzeba gromadzić jak najszybciej, bo nie wszystko będziemy w stanie odtworzyć. Jeśli możemy do tego wykorzystać polski aparat państwowy, to powinniśmy. To też jest forma realnej pomocy Ukrainie - dr hab. Michał Balcerzak, prof. UMK, ekspert ds. praw człowieka i prawa międzynarodowego*.

Od kilkunastu dni widzimy przerażające obrazy wojny w Ukrainie. Zastanawiam się, czy wobec zbrojnej agresji prawo międzynarodowe jest bezsilne?
Od dobrych 100 lat społeczność międzynarodowa stara się redukować ryzyko wybuchu wojny. Od 1945 r. w Karcie Narodów Zjednoczonych mamy zakaz użycia siły zbrojnej, ze ściśle określonymi wyjątkami: samoobrony, a także działania podjętego za zgodą Rady Bezpieczeństwa ONZ. W każdym innym przypadku mamy do czynienia z ciężkim naruszeniem reguł prawa międzynarodowego. Jak wiadomo, Ukraina w żaden sposób nie sprowokowała agresji Rosji. Warto też przypomnieć, że na wojnie nie wszystko jest dozwolone. Mamy reguły prawa wojennego, w tym międzynarodowe prawo humanitarne, które jest środkiem ochrony osób i obiektów, a w szczególności osób cywilnych, do których sytuacji odnosi się IV konwencja genewska. Do tego dochodzi jeszcze międzynarodowe prawo karne, związane z odpowiedzialnością jednostek za czyny uznane za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości i szereg innych czynów, które są wymienione w statucie Międzynarodowego Trybunału Karnego. Trzeba też podkreślić, że wojna nie wygasza obowiązywania praw człowieka i ich gwarancji międzynarodowych. Można zatem powiedzieć, że wprawdzie prawo międzynarodowe kategorycznie zakazuje wojny napastniczej, ale jednocześnie jest na nią gotowe. I zawiera reguły, które mają zastosowanie w trakcie konfliktu. Absolutnie priorytetowe jest, by w momencie, gdy nie udało się jej zapobiec, były one przestrzegane.
Chyba pierwszym skojarzeniem każdego, kto zastanawiał się nad ewentualnymi konsekwencjami, które mogliby ponieść rosyjscy przywódcy, jest Międzynarodowy Trybunał Karny. Jak pan ocenia szanse na taki proces?
Chciałbym na początku wskazać na istotne rozróżnienie. Jeśli będziemy rozmawiać o odpowiedzialności karnej jednostek, to wówczas mówimy o płaszczyźnie odpowiedzialności zindywidualizowanej. Mamy jeszcze odpowiedzialność państwa. Jedna nie wyklucza drugiej. O MTK możemy mówić jako o zdobyczy prawa międzynarodowego. Z międzynarodowymi trybunałami mieliśmy do czynienia już wcześniej, wystarczy przypomnieć o trybunałach ad hoc do spraw zbrodni w byłej Jugosławii czy Rwandzie. Nie sposób nie wspomnieć o dziedzictwie Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze. Współcześnie MTK działa natomiast na zasadzie komplementarności. Oznacza to, że nie zastępuje krajowych organów sądowych, a wkracza jedynie wówczas, gdy sądy krajowe nie mogą lub nie chcą podjąć działania. Ponadto, nie wszystkie państwa na świecie są stronami statutu rzymskiego. Tak się składa, że nie są nimi ani Rosja, ani Ukraina. Polska - tak. Zachodzi jednak pewna szczególna sytuacja, ponieważ MTK mimo wszystko ma jurysdykcję w stosunku do zbrodni popełnianych na terenie Ukrainy. Stało się tak dlatego, że złożyła ona w 2015 r. bezterminową deklarację, w której zgodziła się, by organ ten badał sprawy, które wskazują na prawdopodobieństwo popełnienia zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, począwszy od 20 lutego 2014 r.
Rozumiem, że miało to związek z aneksją Krymu z 2014 r.?
Tak, przy czym chodzi także o wydarzenia poprzedzające aneksję, w tym krwawe tłumienie protestów społecznych w czasie tzw. Euromajdanu. Te wydarzenia, łącznie z działaniami wojskowymi, były już przedmiotem wstępnego badania przez biuro prokuratora MTK. W 2020 r. uznano, że istnieją przesłanki dla stwierdzenia popełniania w tym czasie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Sprawie nadano dalszy bieg. Proszę zwrócić uwagę, że to pierwsze wstępne śledztwo MTK rozpoczęło się w 2014 r.
Czyli trwało sześć lat. Sporo czasu.
A mówimy dopiero o wstępnej fazie. Do ukarania czy też w ogóle postawienia zarzutów ewentualnym sprawcom jeszcze bardzo daleka droga. Jak wiadomo, działaniami prawników często kieruje potrzeba sprawczości. Chcemy doprowadzić do jakichś konkretnych efektów, widzieć oskarżonego przed obliczem sądu. Międzynarodowy wymiar sprawiedliwości działa trochę inaczej. Wprawdzie również chodzi o to, by doprowadzić do skazania winnych, ale droga do tego jest zwykle dłuższa i bardziej wyboista. Podkreślę raz jeszcze, że MTK nie ma wyręczać prokuratur i sądów krajowych. Poza tym postępowania przed MTK są trudne i kosztowne.
Przypomniał pan o trybunałach ad hoc. Czy w przypadku wojny w Ukrainie istniałaby możliwość utworzenia tego typu organu?
Mamy tutaj podstawę do dyskusji, taki pomysł pojawił się chyba w domenie publicznej, ale powołanie trybunału ad hoc wymagałoby ogromnej determinacji. Trybunały ad hoc z lat 90. były tworzone nie na podstawie traktatów, a rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, co zresztą niektórzy uważali za działanie o wątłych podstawach. Oczywiste jest, że w obecnych okolicznościach taka rezolucja i tak jest niemożliwa do przyjęcia, bo agresorem jest jeden z jej stałych członków, który ma prawo weta. Nie wchodzi w grę również umowa międzynarodowa, ponieważ trwałoby to długie lata i nie ma gwarancji, że skończyłoby się sukcesem. I wreszcie pozostaje powód, który powinienem wymienić na początku: skoro istnieje stały międzynarodowy trybunał, to po co tworzyć trybunał ad hoc? Niezależnie od przyjętej formuły Rosja i tak będzie się przeciwstawiać jakimkolwiek próbom pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności. Trzeba wykorzystywać to, co istnieje: prowadzić śledztwa i inne postępowania służące dokumentowaniu zdarzeń i gromadzeniu dowodów. Należy szukać wszelkich dróg prawnych, które umożliwiają wywieranie międzynarodowego nacisku, a jednocześnie dają szansę na wymierzenie sprawiedliwości.
W jaki sposób najlepiej byłoby prowadzić takie postępowania?
Bardzo dobrym pomysłem było powołanie niezależnej międzynarodowej komisji śledczej. Takie komisje są powoływane przez Radę Praw Człowieka ONZ, która składa się z 47 państw, członkostwo jest rotacyjne. Jest to organ pomocniczy Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Obecnie jej członkami są m.in.: Ukraina, Rosja, Polska i USA. Powołanie komisji nie jest wybitnie skomplikowane. Wymaga zbudowania koalicji i porozumienia politycznego oraz nadania jej pewnych uprawnień na podstawie rezolucji Rady. Co ważne, Rosja nie mogła jej zablokować, ponieważ komisja nie wymaga autoryzacji Rady Bezpieczeństwa, gdzie Rosja ma prawo weta. Poza tym, jeśli państwa tak zadecydują, kompetencje komisji mogą być realizowane szybko. Pozytywem jest więc to, że nie mówimy o perspektywie 10 lat, ale roku czy dwóch. Komisje nie mają uprawnień sądowniczych, ale mogą badać stan faktyczny i gromadzić materiał dowodowy, który posłuży do stawiania pewnych wniosków i przygotowania rekomendacji. Żadna komisja nie pojedzie w rejon aktywnego konfliktu zbrojnego, ale może wykonywać swoje zadania także na odległość, korzystać z pomocy innych organów. W historii ONZ nie zdarzyło się co prawda, aby stały członek RB ONZ był poddany takiemu badaniu komisji, ale myślę, że to słuszny kierunek działania. Pośród innych argumentów za komisją śledczą jest też treść rezolucji o agresji na Ukrainę, przyjęta 2 marca przez Zgromadzenie Ogólne ONZ większością 141 głosów.
Jakie realne korzyści możemy zobaczyć w efekcie powołania komisji?
Sprawozdania i raporty mogą posłużyć w przyszłości jako materiał dowodowy. Raporty przygotowane przez komisje cieszą się również dużym autorytetem, są one jawne i dostępne publicznie. Komisja ma prawo zwracać się z prośbą o wyjaśnienia, może prowadzić też badania na miejscu - choć zaznaczam, że na pewno nie odbywałoby się to w trakcie aktywnego konfliktu. Może natomiast prowadzić czynności także na terytorium innych państw.
W ostatnich dniach polska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie działań Rosji. Na jakiej podstawie, skoro teoretycznie jest poza konfliktem?
Polski kodeks karny przewiduje pewne kategorie przestępstw, które są ścigane na zasadzie jurysdykcji uniwersalnej. Jest to m.in. wszczynanie i prowadzenie wojny napastniczej. Trudno oczekiwać, aby polska prokuratura wszczynała śledztwo za każdym razem, gdy gdzieś na świecie wybucha wojna. Ale w przypadku, gdy toczy się ona tuż za naszą granicą, dotyczy również polskich interesów, bezpieczeństwa europejskiego, to taka decyzja jest jak najbardziej uzasadniona. Uruchomienie całego aparatu państwowego i prokuratury jest widocznym sygnałem w przestrzeni międzynarodowej. Poza tym prokuratura ma instrumenty do gromadzenia dowodów, dokumentów. Pamiętajmy, że mówimy o wojnie. Pewne dowody trzeba gromadzić jak najszybciej, bo nie wszystko będziemy w stanie odtworzyć, część jest ulotna. Jeśli możemy wykorzystać polski aparat państwowy, jak najbardziej powinniśmy. To też jest forma realnej pomocy Ukrainie.
Czy na tym etapie nie nadużywamy słowa „ludobójstwo”?
Zdecydowanie tak i obyśmy nigdy nie mieli z nim do czynienia. Zalecałbym ostrożność w posługiwaniu się tym terminem. Ludobójstwo jest najcięższą zbrodnią międzynarodową, jaka istnieje. Prawo międzynarodowe dokładnie określa, co powinniśmy pod tym pojęciem rozumieć. W dużym skrócie: musimy mieć do czynienia z zamiarem wyniszczenia pewnej grupy narodowościowej, etnicznej czy rasowej. Pierwotnie to Rosja próbowała użyć tego pojęcia i stawiać zarzuty w Ukrainie, by usprawiedliwić swoją agresję, za co zresztą Ukraina pozwała ją do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.
Czyli rzucony w przestrzeń publiczną zarzut może jeszcze obrócić się przeciwko Rosji?
Może tak być. Wprawdzie do MTS nie zawsze łatwo się dostać, ale w tym przypadku Rosja nie może się wyłączyć spod jego jurysdykcji. Warto przypomnieć, że w tygodniu poprzedzającym atak, w przemówieniach prezydenta Putina pojawiały się bardzo niepokojące wątki nawiązujące do jego interpretacji historii. Oczywiście same w sobie te przemówienia nie są podstawą, by mówić o ludobójstwie. Musimy jednak zachować podwyższoną czujność. Były przypadki, kiedy ta międzynarodowa czujność zawiodła - choćby w przypadku ludobójstwa w Srebrenicy w 1995 r. Powinniśmy starać się używać wszelkich instrumentów prewencyjnych, by tym razem do tego nie dopuścić. Mamy na szczęście obecnie takie narzędzia, które pozwalają patrzeć Rosjanom na ręce, również pod względem technologicznym. Mam nadzieję, że to pozwoliłoby nam w porę zareagować. Niestety na obecnym etapie niczego nie możemy wykluczać.
Czy sądzi pan, że Rosja musi się liczyć również z odpowiedzialnością ze strony Rady Europy?
Komitet Ministrów Rady Europy już pod koniec lutego postanowił zawiesić Rosję w prawach państwa strony RE. To się już zresztą raz zdarzyło, po aneksji Krymu w 2014 r. W połowie marca odbędzie się posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego RE, na którym ta kwestia również będzie omawiana. Mamy bowiem do czynienia z ewidentnym naruszeniem statutu Rady Europy. Istnieje prawdopodobieństwo, że jeśli Rosja nie zaprzestanie prowadzenia wojny w Ukrainie, zostanie wykluczona z tego grona, może też sama z niego wystąpić. Straci wówczas status strony Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Decyzja należy do państw-stron RE. W tym samej Rosji.
Z oczywistych powodów mówimy sporo o odpowiedzialności Rosji, ale co z Białorusią? Czy wobec państwa, które ewidentnie pomaga napastnikowi, prawo międzynarodowe także pozwala wyciągnąć konsekwencje?
Oczywiście, to jest kwestia współ odpowiedzialności. O ile Białoruś jest całkowicie politycznie poddana kontroli rosyjskiej, o tyle z perspektywy prawa międzynarodowego to nadal osobny podmiot.
Czy pana zdaniem prawo międzynarodowe zawiodło, skoro znów doszło do wojny?
Mamy wiele regulacji, które mają zredukować ryzyko wojny i rozlewu krwi. Rzeczywiście, można by powiedzieć, że wszystko zawiodło. Niestety samo prawo nie zawsze jest w stanie zapobiec złu. Prawo międzynarodowe nie zapobiegnie każdej wojnie, podobnie jak nawet najlepiej skonstruowany kodeks karny nie wyeliminuje zupełnie przestępczości. Niektórzy porównują ONZ do Ligi Narodów i postulują rozwiązanie organizacji - to oczywiście da się zrobić, ale co potem? Może warto byłoby raczej pomyśleć o przeformułowaniu struktury, usunięciu pewnych reliktów przeszłości. Inna sprawa, że to dość nieodpowiedzialne podejście - przyjąć, że zawiodło całe ONZ, które przecież zajmuje się bardzo różnymi kwestiami. W tej chwili np. koordynuje pomoc humanitarną. Niewątpliwie konsekwencje tej wojny będą długofalowe, i to na każdej płaszczyźnie - społecznej, ekonomicznej czy prawnej. Miejmy nadzieję, że wizja ukarania wywołuje, przynajmniej u niektórych, pewną obawę. Musimy być oczywiście realistami. Władimir Putin przypuszczalnie nie stanie przed Sądem Okręgowym w Kijowie czy Warszawie. Być może w ogóle nikt nie stanie przed sądem polskim czy ukraińskim. Trzeba jednak szukać wszelkich dróg, by gromadzić materiał dowodowy i pociągnąć sprawców agresji do odpowiedzialności.
*Dr hab. Michał Balcerzak, prof. UMK, ekspert ds. praw człowieka i prawa międzynarodowego. Członek Komitetu Narodów Zjednoczonych do Spraw Eliminacji Dyskryminacji Rasowej (CERD) na kadencję 2022–2026. Sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka