Około 72 tys. zł (tyle będzie zabezpieczał komornik po sprzedaży nieruchomości dłużnika na poczet przyszłych alimentów – red.) to równowartość świadczenia za okres 12 lat. Być może warto jeszcze raz to przeliczyć - mówi w rozmowie z DGP Robert Damski, komornik, były członek zespołu ds. alimentów powołanego z inicjatywy rzeczników: praw obywatelskich i praw dziecka.

Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by po sprzedaży nieruchomości dłużnika na licytacji komornik w pierwszej kolejności nie tylko wypłacał pieniądze z tytułu zaległych alimentów, lecz także by zabezpieczał w depozycie kwotę w wysokości dwuletniej pensji minimalnej, czyli ponad 72 tys. na każde dziecko, na poczet przyszłych alimentów. Na wypadek, gdyby dłużnik dalej nie łożył na utrzymanie dzieci lub małżonka. Jak pan ocenia zaproponowane przepisy?
Sam pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości oceniam pozytywnie. Jestem głęboko przekonany, że im więcej będzie się pisać i mówić o tej kwestii, tym większe szanse na pozytywne zmiany. Jeśli chodzi o zapis mówiący, iż zabezpieczeniu miałaby podlegać kwota w wysokości stanowiącej równowartość minimalnego wynagrodzenia za pracę za okres dwóch lat, uważam ten okres za wystarczający, a nawet, być może, nieco zbyt długi. Około 72 tys. zł to przy średniej wysokości alimentów na poziomie 500 zł równowartość świadczenia za okres 12 lat. Być może warto raz jeszcze to przeliczyć, choć podkreślam, że sam mechanizm jest słuszny. Przy czym absolutnie słusznym wydaje się ograniczenie tego okresu do górnej granicy wieku, do którego dziecko miałoby otrzymywać alimenty.
Wątpliwości budzi to, że ten swoisty fundusz żelazny ma być tworzony automatycznie, gdy na dłużniku ciąży obowiązek alimentacyjny, niezależnie od tego, czy uchyla się od płacenia, czy nie. A przecież można sumiennie płacić alimenty, ale popaść w tarapaty finansowe, które będą skutkowały zlicytowaniem mieszkania. Czy takie brzmienie przepisów nie będzie powodowało, że dłużnik - dotąd solidny - przestanie płacić alimenty, by komornik podejmował pieniądze z zabezpieczonej kwoty?
Rzeczywiście, może się też okazać, iż przedmiotowa kwota zostanie zabezpieczona na koncie osoby, która nie tyle uporczywie uchyla się od obowiązku alimentacyjnego, ile bez własnej winy znalazła się w niedostatku. W takiej sytuacji ktoś mógłby faktycznie uznać, że nie ma już sensu samodzielne płacenie alimentów, skoro komornik może podejmować pieniądze z zabezpieczonej kwoty. Dostrzegając ten problem, uważam jednak, że w tej sytuacji dobro i bezpieczeństwo finansowe dziecka jest ważniejsze, i jestem w stanie zaakceptować taki stan rzeczy.
Pozostaje jeszcze problem fikcyjnych alimentów ustanowionych po to, by pokrzywdzić pozostałych wierzycieli. Wystarczy, że osoba zadłużona rozwiedzie się, a sąd zasądzi wysokie alimenty na żonę i dzieci, by inni wierzyciele nie odzyskali albo odzyskali bardzo mało pieniędzy. Ten problem oczywiście już istnieje, ale mam wrażenie, że po wprowadzeniu regulacji w takim kształcie przybierze na sile. Czy da się jakoś przed tym zabezpieczyć?
Wydaje się, że takie zagrożenie raczej nie powinno wzrosnąć. Wierzę w zdrowy rozsądek sędziów i w to, że będą potrafili zorientować się w sytuacji podejrzanie wysokiej kwoty postulowanych alimentów, szczególnie przy zgodzie obu stron. Natomiast trzeba pamiętać, że w przypadku alimentów egzekucja z nieruchomości nie jest zbyt często stosowanym sposobem egzekucji, bowiem bardzo rzadko uporczywi dłużnicy alimentacyjni są jeszcze oficjalnymi właścicielami jakichkolwiek nieruchomości. Jeszcze rzadziej, po sprzedaży nieruchomości i zaspokojeniu wszystkich wierzycieli, których zwykle jest więcej, zostaje jakakolwiek kwota do zwrotu.
Część ekspertów wskazuje, że zrównanie statusu alimentów wymagalnych i alimentów przyszłych co do kolejności zaspokojenia wierzycieli spowoduje pokrzywdzenie wierzycieli hipotecznych, czyli banków. Dlatego jest rozważana taka konstrukcja, by rozdzielić alimenty przyszłe na dwie grupy: równowartość rocznej pensji minimalnej byłaby traktowana priorytetowo, a druga równowartość rocznej pensji minimalnej w dalszej grupie zaspokojenia, po spłaceniu pozostałych wierzycieli w danym postępowaniu.
To rozwiązanie zdaje się najlepszym kompromisem pomiędzy dobrem dziecka, na którego potrzeby zostały zasądzone alimenty, a słusznym prawem innych wierzycieli, którzy przecież także posiadają wyrok sądu i mają prawo oczekiwać jego realizacji. Taka konstrukcja mogłaby również zniechęcić te osoby, które chciałyby wykorzystać konstrukcję tych przepisów w celu pokrzywdzenia swoich wierzycieli. Reasumując: sam pomysł jest dobry, wymaga jednak dopracowania.
Rozmawiał Piotr Szymaniak