Mimo że Robert W. został prawomocnie skazany za kradzież pendrive’ów, to nadal jest sędzią i pobiera 50 proc. pensji. Izba Dyscyplinarna SN nie zajmuje się tą sprawą od prawie dwóch lat.

Sprawa sędziego sądu apelacyjnego Roberta W., który w lutym 2017 r. dwukrotnie (w tym raz z żoną) dokonał kradzieży głośników, kabli, pendrive’ów, słuchawek i kart pamięci w jednym z elektromarketów, była często przedstawiana jako wyraz degrengolady moralnej środowiska sędziowskiego i uzasadniała konieczność przeprowadzenia reformy systemu dyscyplinarnego sędziów. Sądowi karnemu w pierwszej instancji do wydania wyroku skazującego wystarczył rok i trzy miesiące (za kradzież rzeczy o łącznej wartości 4,6 tys. zł sędzia usłyszał wyrok roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata), zaś prawomocny wyrok sądu drugiej zapadł w styczniu ub.r. Mimo to sędzia do tej pory nie został wydalony z zawodu.
Ostrożność sędziów
Orzekająca w sprawie dyscyplinarnej Roberta W. w I instancji Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego zdecydowała o usunięciu go z szeregu sędziów. Orzeczenie to jednak jest nieprawomocne. Sprawa utknęła w apelacji, a sędzia nadal pobiera pensję, choć obniżoną o 50 proc. Pierwsza i jak dotąd jedyna rozprawa w II instancji w ID SN odbywała się 27 lutego 2020 r.
– W jej trakcie powstały wątpliwości co do treści opinii sądowo-psychiatrycznej. Sąd postanowił więc przesłuchać biegłych i w tym celu odroczył rozprawę do 23 kwietnia 2020 r. – tłumaczy Piotr Falkowski, rzecznik Izby Dyscyplinarnej SN.
13 800 zł brutto to dolna granica wynagrodzenia sędziego sądu apelacyjnego (górna przekracza 16 tys. zł)
Choć teoretycznie po wysłuchaniu biegłych wyrok mógłby zapaść na następnej rozprawie, ta jednak nigdy się nie odbyła. Jak tłumaczy rzecznik, najpierw po drodze wybuchła pandemia COVID–19, która spowodowała, że sprawy spadały z wokandy. Następnie 8 kwietnia 2020 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał postanowienie o zabezpieczeniu częściowo zawieszające Izbę Dyscyplinarną, a wreszcie w lipcu rok później orzeczenie końcowe w sprawie reform systemu odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w Polsce (sygn. akt C–791/19).
– Z jednej strony jest oczywiste, że w interesie społecznym jest zakończenie sprawy sędziego Roberta W., lecz z drugiej część sędziów ID wykazuje ostrożność co do rozpoznawania spraw dyscyplinarnych sędziów po znanych orzeczeniach organów międzynarodowych. Wprawdzie zarządzenie o zdjęciu sprawy z wokandy nie ma uzasadnienia, gdyż nie jest to konieczne, ale sądzę, że chodzi tu właśnie o tego rodzaju ostrożność. W każdym razie na tę chwilę ta sprawa nie ma wyznaczonego żadnego terminu rozpoznania – dodaje Piotr Falkowski.
TSUE i naziści
– Taki jest efekt stosowania się do bezprawnych zaleceń TSUE. Gdyby zalecenia TSUE w całości wdrożyć, jak tego chce PO i część upolitycznionych stowarzyszeń sędziowskich, to w przeszło 600 sprawach prokuratorzy musieliby umorzyć postępowania ze względu na odżycie na nowo pouchylanych w tych sprawach immunitetów przez ID SN – komentuje Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. Jak podkreśla, zwykli obywatele stają przed obliczem prokuratora następnego dnia po kradzieży, a sędzia pozostaje w zawodzie i nie ponosi prawie żadnych konsekwencji swojego czynu.
– Taką bezkarność sędziom gwarantują orzeczenia TSUE, zabezpieczone dodatkowo szantażem finansowym – dodaje Warchoł, który zwraca uwagę, że nawet po II wojnie światowej Niemcy zapewnili rewizję każdego z osobna orzeczenia sądów nazistowskich.
– Podobnie uczyniono w naszej ustawie lutowej z 1991 r., zgodnie z którą orzeczenia sądów wydane w okresie 1944–1989 podlegały ocenie w każdym indywidualnym przypadku przez sądy. Obydwa akty prawne uniemożliwiały staranie się o unieważnienie wyroku, jeśli dana osoba została skazana przez sąd nazistowski lub komunistyczny za zachowanie „naganne”, czyli de facto popełniła przestępstwo kryminalne, a nie polityczne. A TSUE wymyślił sobie unieważnienie wszystkich naraz zbiorczo decyzji ID SN, w tym również w kryminalnych sprawach – dodaje Marcin Warchoł.
O komentarz poprosiliśmy również sędziego Piotra Mgłośka, który skazał karnie sędziego Roberta W. w I instancji.
– Z jednej strony bulwersuje sytuacja, w której z uwagi na brak przeprowadzenia reform sądownictwa dyscyplinarnego zgodnych z wytycznymi sadów europejskich w stosunku do wielu sędziów i prokuratorów obwinionych o delikty dyscyplinarne postępowania są zawieszone. W efekcie pozostają oni bez sankcji, a jednocześnie pobierają wynagrodzenie. A z drugiej strony mamy ludzi, wobec których postępowania dyscyplinarne nie toczą się, co powoduje, że nie mogą oni oczyścić się z ich zdaniem bezpodstawnych zarzutów – mówi Piotr Mgłosiek.
Orzekająca w I instancji Izba Dyscyplinarna SN zdecydowała o usunięciu go z szeregu sędziów. Orzeczenie to jednak jest nieprawomocne. Sprawa utknęła w apelacji. Pierwsza i jak dotąd jedyna rozprawa w II instancji w ID SN odbyła się 27 lutego 2020 r.
Współpraca Małgorzata Kryszkiewicz