- Legislator, nawet zmierzając w dobrym kierunku, nagle się zatrzymuje i niepotrzebnie jeszcze bardziej komplikuje regulacje kodeksowe - mówi dr hab. Marcin Dziurda, adiunkt w Katedrze Postępowania Cywilnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego; radca prawny, w latach 2006–2012 prezes Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa
Trwają prace nad rozległą tematycznie nowelizacją k.p.c., którą można roboczo nazwać ustawą naprawczą reformy procedury cywilnej z 2019 r. Wśród licznych zmian dość dużo miejsca poświecono posiedzeniu przygotowawczemu, na którym sąd zachęca strony do polubownego zakończenia sprawy, a gdy nie jest to możliwe, wraz ze stronami sporządza plan rozprawy, który zawiera m.in. ustalenie kwestii spornych, terminy posiedzeń i kolejność przeprowadzania dowodów. W teorii to świetne narzędzie. Dlaczego w praktyce przyjmuje się z takim trudem?
Rzeczywiście, posiedzenia przygotowawcze są wyznaczane rzadko. Głównie dlatego, że przepisy dotyczące ich przebiegu zostały przeregulowane. W dodatku bardzo sztywno traktują zatwierdzony plan rozprawy, co powoduje, że trudno później go zmienić. Wymaga to z reguły przeprowadzenia kolejnego posiedzenia przygotowawczego. Dlatego projektowana korekta art. 205[11] k.p.c., zgodnie z którą będzie można będzie zmienić plan rozprawy w szerszym niż teraz zakresie postanowieniem sądu, bez wyznaczania posiedzenia przygotowawczego, to krok w dobrym kierunku. Nie jestem jednak pewien, czy to wystarczy. Myślę, że można by się pokusić o dalej idące rozluźnienie rygorów. Pozwoliłoby to w szerszym zakresie wykorzystać posiedzenie przygotowawcze, które ma duży potencjał i przy bardziej praktycznym podejściu mogłoby się przyczyniać do usprawnienia postępowania.
Jak na posiedzenie, które z definicji ma być niemal nieformalnym, roboczym spotkaniem stron z sądem, reguluje je dość dużo przepisów.
Aż dziewięć, a niektóre bardzo rozbudowane. Szczególnie skomplikowany jest art. 205[5] k.p.c., który bardzo kazuistycznie reguluje zasady uczestnictwa w posiedzeniu przygotowawczym stron i pełnomocników. Trudności w praktyce sprawia wymaganie, by w posiedzeniu przygotowawczym strona uczestniczyła osobiście. W przypadku spółek oznacza to z reguły konieczność zapewnienia uczestnictwa dwóch członków zarządu. W ramach projektowanej regulacji rygory w tym zakresie mają być złagodzone, ale jedynie w przypadku największych podmiotów – np. banków oraz zakładów ubezpieczeń. Także w przypadku art. 205[5] k.p.c. uproszczenia mogłyby pójść dalej. Na zasadach ogólnych można byłoby pozostawić stronie decyzję, czy w posiedzeniu przygotowawczym będzie uczestniczyć osobiście czy przez pełnomocnika.
A co pan sądzi o nowym postępowaniu odrębnym – z udziałem konsumentów?
W tym przypadku można się zastanawiać, czy tak niewielka liczba dodawanych przepisów (dosłownie trzy) uzasadnia tworzenie nowego postępowania odrębnego. Przecież odmienną właściwość miejscową sądów można uregulować w przepisach dotyczących właściwości przemiennej, sankcyjne koszty w przepisach o kosztach, a ta jednostronna prekluzja… Cóż, rozumiem tok myślenia projektodawców, ale budzi wątpliwości, czy prekluzja dowodowa obowiązująca tylko jedną stronę (przedsiębiorcę) będzie skuteczna i rzeczywiście przyspieszy postępowanie. Tylko w teorii może doprowadzić do tego, że po wniesieniu pozwu albo odpowiedzi na pozew przedsiębiorca nie będzie mógł przytaczać nowych twierdzeń ani dowodów. Przecież jeżeli później swoje nowe twierdzenia i dowody powoła konsument, to przedsiębiorca będzie musiał mieć szansę się do nich odnieść. Projektowany art. 458[15] par. 4 k.p.c. przewiduje standardową przesłankę egzoneracyjną, a zatem przedsiębiorca będzie mógł powoływać nowe twierdzenia i dowody (niewskazane w pozwie czy w odpowiedzi na pozew), jeśli potrzeba pojawi się później. A pojawi się ona zazwyczaj wtedy, gdy nowe twierdzenia i dowody przedstawi konsument, który prekluzją nie będzie ograniczony.
Jeśli tak, to niweczymy cały zysk z ewentualnego przyspieszenia postępowania. A w ogóle dostrzega pan konieczność tworzenia kolejnego odrębnego postępowania?
Na tegorocznym zjeździe katedr i zakładów postępowania cywilnego, który był poświęcony właśnie postępowaniom odrębnym, wskazywano, że jest ich za dużo. Kodeks postępowania cywilnego przekształca się w kodeks postępowań odrębnych. Tak jak powiedziałem, przy tak małej liczbie przepisów projektowane ułatwienia dla konsumentów można by wprowadzić bez ustanawiania wyodrębnionego postępowania w sprawach konsumenckich. Zwłaszcza że ma to być kolejne postępowanie odrębne z taką samą regułą wewnątrzsystemową – polegającą na tym, że ma mieć pierwszeństwo przed innymi postępowaniami odrębnymi. Problem pojawia się wtedy, gdy krzyżują się – mają jednocześnie zastosowanie – dwa postępowania odrębne, a każdemu z nich przepisy przyznają pierwszeństwo. Już teraz nastręcza trudności określenie prymatu w relacjach pomiędzy postępowaniem gospodarczym a postępowaniem w sprawach własności intelektualnej. Wątpliwości tego rodzaju mogą się zaktualizować również w odniesieniu do postępowania w sprawach z udziałem konsumentów, które – jak się wydaje – również będzie mogło się krzyżować z postępowaniem w sprawach własności intelektualnej. Postępowanie konsumenckie będzie się zresztą mogło krzyżować także z innymi postępowaniami odrębnymi, np. uproszczonym.
Jedną z najważniejszych zmian z 2019 r. było odejście od fikcji doręczeń i korzystanie z pośrednictwa komornika w przypadku nieskutecznego doręczenie pozwu przez podwójne awizo. To rozwiązanie jest różnie oceniane. Projektodawca nie wycofuje się jednak, lecz zamierza doprecyzować przepisy.
Wyraźne ograniczenie doręczeń komorniczych tylko do osób fizycznych jest dobrą zmianą. Z pierwotnego brzmienia art. 139[1] k.p.c. nie do końca to wynikało. Nowelizacja nie tylko wyjaśni te wątpliwości, lecz także spowoduje, że instytucja doręczeń komorniczych będzie miała teraz większe uzasadnienie. Po pierwsze, funkcje gwarancyjne w przypadku osób fizycznych są o wiele istotniejsze, a po drugie, wciąż nie mamy żadnej bazy adresów takich osób, co powoduje problemy ze wskazaniem adresu pozwanego.
Czy nie dałoby się osiągnąć tego samego celu, tworząc po prostu centralną bazę adresów do doręczeń?
To jednak rozwiązanie wykraczające poza postępowanie cywilne, a w tej chwili nie mamy nawet zalążka takiej bazy. Zrezygnowano przecież nawet z podawania adresu w dowodach osobistych.
Spore kontrowersje wzbudza projektowany art. 128[1] k.p.c., który stanowi, że wnioski dowodowe niewymienione w petitum pisma, a tylko w jego uzasadnieniu, będą uznane za nieistniejące.
Od przedwojnia dążymy do tego, by pisma procesowe były zwięzłe i jasne. Pytanie tylko, czy samo wprowadzenie tego przepisu zadziała, bo na razie k.p.c. nie przewiduje sformalizowanej struktury pisma przygotowawczego. W szczególności nie ma w przepisach konieczności wyodrębniania jego uzasadnienia. A tu raptem wprowadza się bardzo surową sankcję polegająca na uznaniu wniosku dowodowego zawartego w owym niedookreślonym uzasadnieniu za nieistniejące. Zamiast koncentrować się na strukturze pisma przygotowawczego, należałoby raczej dążyć do tego, żeby wnioski dowodowe były bardziej precyzyjne i skonkretyzowane, bo pomimo ostatnich zmian w praktyce nie zawsze jest z tym najlepiej. Często nie zostaje jasno wskazane, na jakie fakty określone dowody są powoływane.
A może projektodawca powinien się też pokusić o jakąś próbę ograniczenia objętości pism procesowych, które czasami, np. w sprawach frankowych, można liczyć nie w stronach, lecz w kilogramach.
Na pewno by się to przydało, jednak wprowadzenie ścisłych ograniczeń byłoby trudne. Weźmy dużą sprawę (związaną np. z umową o roboty budowlane), w której dochodzi się kilkudziesięciu roszczeń, a każde z nich mogłoby być przedmiotem odrębnego powództwa. Siłą rzeczy musi to wpływać na objętość pism. I akta sądowe puchną. Sytuacja byłaby lepsza, gdyby bardziej przyjęła się reforma k.p.c., która weszła w życie w 2012 r. Zgodnie z jej założeniami, w zasadzie utrzymanymi przez nowelizację z 2019 r. w art. 205[3] k.p.c., to przewodniczący zarządza wymianę pism przygotowawczych, a co więcej – powinien z góry określić, jakie okoliczności strona powinna w piśmie wyjaśnić. Jednak praktyka poszła w innym kierunku i powszechna jest tzw. zgoda następcza. Polega na tym, że strona składa pismo z własnej inicjatywy, od razu z wnioskiem o zezwolenie na jego złożenie. W ten sposób traci się szansę, żeby przewodniczący – wyraźnie wskazując, czego pisma przygotowawcze mają dotyczyć – ograniczał ich objętość. Oczywiście, wcześniej było jeszcze gorzej. Przed 2012 r. pełnomocnicy potrafili te same pisma przygotowawcze (tylko z kosmetycznymi modyfikacjami) składać wielokrotnie w nadziei, że jeśli ich pismo będzie wszyte na wierzchu, to od niego sędzia zacznie czytanie akt. Nie można więc powiedzieć, że nic się nie zmieniło, ale na pewno efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby w praktyce ściślej trzymano się założeń kolejnych reform. Należałoby poczekać, aż dana zmiana przyjmie się w praktyce, a dopiero potem dokonywać kolejnych nowelizacji.
A wracając do obecnego projektu nowelizacji, jak ją pan ocenia?
Na pewno porządkuje wiele kwestii. Reforma z 2019 r. była obszerna, weszła w życie dosyć szybko, przez co systemowo niektóre rzeczy się rozjechały, więc warto to uporządkować. Jednak niekiedy legislator, nawet zmierzając w dobrym kierunku, nagle w połowie drogi się zatrzymuje i przez to niepotrzebnie jeszcze bardziej komplikuje regulacje kodeksowe. Zamiast np. w sprawie obecności na posiedzeniu przygotowawczym wprowadzić jasny przepis, z którego by wynikało, że strona – o ile przyśle pełnomocnika – nie musi w nim uczestniczyć, wprowadza się regulacje niejednolite. W rezultacie „przyjmuje się, że udział pełnomocnika jest wystarczający, chyba że z okoliczności sprawy wynika co innego”. Tak niejednoznacznie skonstruowane przepisy nie wpływają dobrze na pewność prawa. Podobnie ma się rzecz z uzasadnianiem podlegających zaskarżeniu postanowień wydawanych na posiedzeniu niejawnym. Na pewno prostszy był poprzedni stan prawny, w którym sąd uzasadniał je z urzędu. Po zmianach wprowadzonych w 2019 r. art. 357 k.p.c. stał się niezwykle skomplikowany – najlepszy dowód: Sąd Najwyższy musiał już podjąć kilka uchwał dotyczących tego przepisu. Także sędziowie nie dostrzegają większych korzyści w tym, że uzasadnienia postanowień wydawanych na posiedzeniu niejawnym sporządzają na wniosek. Z ich punktu widzenia oznacza to, że po kilku tygodniach muszą wracać do sprawy i przypominać sobie, dlaczego wydali takie, a nie inne postanowienie. W dobrym kierunku idzie zatem proponowany art. 357 par. 2[3] k.p.c., dzięki któremu ma nastąpić powrót do poprzedniego stanu prawnego. Ale tylko częściowo. Legislator zatrzymuje się w pół kroku i przewiduje, że uzasadnienia zaskarżalnych postanowień wydanych na posiedzeniu niejawnym będą sporządzane z urzędu, „jeżeli pozwoli to na usprawnienie postępowania”. Tak uznaniowymi przepisami postępowania się nie uprości.
Tutaj akurat powodem wydaje się opłata za uzasadnienie. Jeśli byłoby pisane z urzędu, to opłata nie byłaby pobierana. A spraw rozpoznawanych na posiedzeniach niejawnych przecież nam przybyło i ich liczba będzie rosnąć.
To prawda. Aczkolwiek postanowienia na posiedzeniach niejawnych zwykle wydawane są w prostych, wpadkowych sprawach, w których uzasadnienie nie jest długie ani skomplikowane i często sami sędziowie woleliby je sporządzić od razu. Problem polega na tym, że już na skutek wprowadzenia w 2019 r. par. 2[1] do art. 357 k.p.c. mocno skomplikowano regulację uzasadniania postanowień wydawanych na posiedzeniu niejawnym. A teraz chce się dodać jeszcze par. 2[2] oraz 2[3]. W rezultacie przepisy staną się jeszcze mniej zrozumiałe i trudniejsze do stosowania.