Dlaczego co roku przed marszem wielu obywateli z niepokojem zastanawia się, czy będzie na nim bezpiecznie? Czy nie lepiej będzie unikać okolic trasy bynajmniej nie dlatego, że pojawią się kłopoty z komunikacją miejską czy przepustowością ulic? Oczywista odpowiedź jest taka, że Święto Niepodległości jest narzędziem politycznym. W ręku rządzących i opozycji. Po równo.
Spokojowi nie służą wybiegi stosowane po obu stronach. Nie jest prewencją odebranie marszowi statusu wydarzenia cyklicznego, co stało się w tym roku, tak samo jak nie jest nią „ratowanie sytuacji” przez nagłe „upaństwowienie” obchodów przez Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Tak, wybrnięto z kłopotu, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że znowu kosztem właściwego rozumienia prawa, które posłużyło za by-pass.
Czego się czepiam? Przecież – jak widać – zadziałało… Ano tego, że instrumentalne traktowanie prawa podważa do niego szacunek. Że się już przyzwyczailiśmy? Cóż, nie powinniśmy. Może za to powinniśmy się zastanowić, czy z szacunku dla państwa nie należałoby rozwiązać problemu raz a dobrze, może właśnie wskazując państwowy podmiot odpowiedzialny za narodowe obchody? ©℗