Wyrok z 2 września 2021 r. w sprawie C-932/19 podważa prawidłowość „automatycznego” upadku umów frankowych przez sądy krajowe. Jednocześnie wydaje się przesądzać o treści przyszłej uchwały polskiego Sądu Najwyższego.

W świetle aktualnie ukształtowanej linii orzeczniczej w sprawach frankowych, polskie sądy, zarówno na etapie orzekania, jak i w samych wyrokach pomijają – poniekąd umyślnie – możliwość określenia na nowo kursu waluty obcej i szablonowo rozstrzygają zgodnie z zasadą „czarne albo białe, dobre albo złe”. W konsekwencji orzekają upadek umowy kredytu frankowego w całości, a kwestię rozliczeń pozostawiają na zasadzie „jakoś to będzie”.
Tymczasem zgodnie z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej priorytetem powinno być przywrócenie równowagi kontraktowej stron przy jednoczesnym utrzymaniu umowy w mocy po wyeliminowaniu z niej postanowienia nieuczciwego (w takim tonie wypowiadał się TSUE chociażby w sprawie Dunai, C-118/17). Pożądane jest więc znalezienie właściwego antidotum na automatyczny upadek umowy kredytu. Wspomniany na wstępie wyrok trybunału w węgierskiej sprawie C-932/19 wydaje się tę kwestię rozwiązywać.
Głównym przesłaniem płynącym z wrześniowego wyroku TSUE jest uznanie, że prawo europejskie nie stoi na przeszkodzie przepisom ustawy węgierskiej z 2014 r., które wprost zobowiązują sądy na Węgrzech do zastąpienia nieuczciwego sposobu określania kursu waluty obcej jednolitym kursem wskazanym w przepisach tej ustawy. Trybunał uznał za zgodne z europejskimi przepisami stosowanie przez sądy w sprawach frankowych mechanizmu „naprawiania” kursu walutowego w postaci z góry określonego w węgierskiej ustawie przelicznika, będącego swoistym wyznacznikiem ekonomicznej sprawiedliwości – ujednoliconym oraz używanym w każdej sprawie, bez dokonywania zmian bądź korekt.
Dodatkowo warte uwagi jest uznanie przez TSUE, że wyrażona przez konsumenta wola nie może przeważać nad oceną całej sprawy przez sąd (żądanie konsumenta sądu nie wiąże), a powoływanie się przez konsumenta na okoliczność korzystniejszego rozstrzygnięcia na jego rzecz w razie upadku umowy nie może być przez sąd brana pod uwagę bez zbadania każdorazowo kontekstu danej sprawy.
Z pewnością omawiany wyrok TSUE zasługuje na uwagę polskich sądów, które coraz częściej stwierdzają upadek umowy najczęściej jednak nieuzasadnionym automatyzmem. TSUE po raz kolejny jasno potwierdził słuszność powtarzanej jak mantra zasady „umów należy dotrzymywać”, jak również nałożył „miękki” nakaz poszukiwania środków mniej dotkliwych niż upadek całej umowy, ograniczając w ten sposób zawziętą tendencję sądów krajowych do stosowania zero-jedynkowości.
To właśnie w kontekście tej tendencji, widocznej w polskich rozstrzygnięciach w sprawach frankowych, pojawia się pytanie o prawidłowość podejmowanych wyroków w świetle orzecznictwa TSUE. Z jednej strony oczywiste jest, że prawo europejskie określa wyłącznie minimum (ramy) praw przysługujących konsumentowi, a prawo krajowe może ten zakres znacząco rozszerzać. Z drugiej natomiast istniejąca wątpliwości co do rozliczeń między stronami (zwłaszcza w kontekście braku wynagrodzenia za korzystanie przez konsumenta z kapitału udostępnionego przez bank), a także hojność w postaci „życzliwej” wykładni w oderwaniu od kontekstu faktycznego danej sprawy prowadzą do pytania, czy ślepe unieważnienie kontraktów to słuszna droga zmierzająca do tak pożądanej – przynajmniej w teorii – sprawiedliwości.
Opisywany wyrok w sprawie węgierskiej wydaje się swoistym panaceum na ciągnący się od lat spór dotyczący kredytów frankowych. Na gruncie prawa polskiego pojawia się tylko pytanie, czy do stosowania „miecza sprawiedliwości” w postaci adekwatnego przelicznika kursu walutowego potrzebna jest oddzielna ustawa, czy też istniejące przepisy są w pełni wystarczające. Biorąc pod uwagę niechęć do rozstrzygania tej kwestii na szczeblu ustawowym, jakimś pomysłem jest poszukiwanie możliwości zastosowania artykułu 358 par. 2 kodeksu cywilnego odwołującego się do zasady walutowości i kursu średniego określanego przez Narodowy Bank Polski. W związku z wyrokiem TSUE nie ma obecnie przeszkód do stosowania wspominanego przepisu k.c., a jego dyspozycyjność wydaje się umożliwiać sądowi podjęcie decyzji co do finalnej wysokości stosowanego kursu w zależności od realiów danej sprawy.
Należy wierzyć, że wydane we wrześniu orzeczenie w sprawie węgierskiej oraz przyszła uchwała Sądu Najwyższego (która ma odpowiedzieć m.in. na pytanie, czy można zastąpić niedozwolone postanowienie umowy kredytu indeksowanego/denominowanego, odnoszące się do sposobu określania kursu waluty obcej, innym sposobem wynikającym z przepisów prawa lub zwyczajów) urzeczywistnią na krajowym podwórku zasadę sprawiedliwości kontraktowej, a szczepionka w postaci węgierskiego wyroku zostanie właściwie zaaplikowana. Nie ulega bowiem wątpliwości, że tolerancyjne kierowanie sferą sprawiedliwości nie powinno sprowadzać się do podejścia: „jesteś stroną słabszą, więc otrzymasz wszystko”.
Wyrok w sprawie węgierskiej wydaje się panaceum na ciągnący się od lat spór o kredyty frankowe. Na gruncie prawa polskiego pojawia się tylko pytanie, czy do stosowania adekwatnego przelicznika kursu walutowego potrzebna jest oddzielna ustawa, czy też istniejące przepisy wystarczają
Autorzy nie reprezentują żadnej ze stron w sądowych sporach frankowych