Choć zeszłotygodniowy wyrok TK jest po myśli rządu, wydaje się on zaskoczony skalą reakcji europejskich elit. Próby mitygowania nastrojów na razie są nieskuteczne.

Jak Komisja Europejska zareaguje na wyrok TK? Może odpowiedzieć na trzy sposoby. Po pierwsze, zrobić to, co w przypadku Niemiec, a więc uruchomić postępowanie o naruszenie prawa UE. Kiedy Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe wydał wyrok w maju 2020 r. z pominięciem wcześniejszego postanowienia TSUE, przewodnicząca KE Ursula von der Leyen zareagowała natychmiast, chociaż z uruchomieniem procedury wobec Niemiec Bruksela czekała potem ponad rok (KE zdecydowała się na to w czerwcu, dzień po kierując list do polskiego premiera o wycofanie jego wniosku z TK). - Ostatnie słowo w sprawie prawa UE pada w Luksemburgu, nigdzie indziej - oświadczyła wówczas. Tym razem przypomniała, że wszystkie decyzje TSUE są wiążące dla wszystkich organów władzy państw członkowskich, w tym sądów krajowych.
Druga możliwość to Krajowy Plan Odbudowy, z którego do Polski ma popłynąć co najmniej 36 mld euro. Chociaż nieoficjalnie mówiło się o tym, że KE wstrzymywała KPO, oczekując na wyrok TK, to kwestia nadrzędności prawa UE nie była do tej pory tematem rozmów o planie. Bruksela, która teraz analizuje polski wyrok, nie zamierza przerywać negocjacji na temat KPO. Wiadomo jednak, że KE nie da zielonego światła Polsce, jeżeli nie będzie przekonana, iż następnie zagłosuje za nim większością kwalifikowaną Rada UE (w uproszczeniu: „za” głosuje 15 spośród 27 państw członkowskich). Jak dotąd dociskaniu polskiego rządu najbardziej kibicowali przedstawiciele rządu Holandii, Austrii czy Finlandii. - Oni twierdzą, że skoro mają się składać na Fundusz Odbudowy, z którego Polska także miałaby skorzystać, to chcą mieć pewność, że KE wszystkiego dopilnuje - twierdzi nasz rozmówca z Brukseli. Przedstawiciele polskiej administracji odbijają piłeczkę. - Jeśli mielibyśmy nie dostać pieniędzy z KPO, to dlaczego wspólnie z innymi krajami mielibyśmy gwarantować pożyczki, które na rynkach pozaciągała KE w imieniu całej Wspólnoty? - pyta nasz rozmówca z rządu.
Na wyrok TK zareagowały także inne stolice. Wspólne oświadczenie wydali ministrowie spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas i Francji Jean-Yves Le Drian, którzy podkreślili, że członkostwo w UE oznacza „pełne i nieograniczone przestrzeganie wspólnych wartości i zasad”. To także dotyczy Polski, która zajmuje „bardzo centralną pozycję w UE” - pisali. Francuski sekretarz stanu odpowiedzialny za politykę europejską Clement Beaune uznał, że istnieje ryzyko polexitu, chociaż - jak dodał - on sam tego nie chce.
Wyrok TK to nie jest wstęp do polexitu - przekonują rządzący
Z naszych informacji wynika, że jeszcze przed czwartkowym wyrokiem TK w sprawie prymatu prawa krajowego nad unijnym Komisja Europejska stawiała coraz ostrzejsze warunki w sprawie polskiego KPO. Zarówno w rządzie, jak i od naszych źródeł w Komisji słyszymy, że jednym z tzw. kamieni milowych (wskaźniki i cele, jakie w przedsięwzięciach wpisanych do KPO trzeba będzie osiągnąć w określonym czasie) jest nie tylko sama kwestia likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN. Rząd zresztą już to zapowiedział, choć wciąż zwleka z pokazaniem pakietu ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości. Ale to może okazać się niewystarczające. - Komisja chce także anulowania wyroków wydanych przez izbę - twierdzi nasz rozmówca z rządu. Pytanie, czy Komisji chodzi o wszelkie orzeczenia tej izby, czy może tylko o sprawy dotyczące sędziowskich immunitetów. Jak słyszymy, KE ma realne środki nacisku na polski rząd w sprawie KPO. - Nie mamy pozatwierdzanych wszystkich kamieni milowych, dlatego Komisja może je zmieniać. Już zresztą tak się dzieje, bo KE chce o rok - z 2026 na 2025 rok - skrócić czas na osiągnięcie wskaźników w zakresie budowy żłobków czy zakup niskoemisyjnych środków transportu - twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Trzecia możliwość to użycie mechanizmu „pieniądze za praworządność”, chociaż z tym teoretycznie KE ma się wstrzymać do czasu wydania wyroku przez TSUE w odpowiedzi na wnioski Polski i Węgier. Dzisiaj i jutro w Luksemburgu odbędą się rozprawy w tej sprawie.
Rząd mówi o niewielkiej szkodliwości wyroku. I podkreśla, że Polska nadal będzie przestrzegać europejskiego prawa. - Trybunał nie zakwestionował przepisów Traktatu o Unii Europejskiej w całości. Wskazał jednak, że interpretacja, zgodnie z którą miałyby one prowadzić do nadrzędności norm prawa międzynarodowego nad prawem krajowym rangi konstytucyjnej, byłaby nie do pogodzenia z obowiązującą w Rzeczypospolitej Polskiej hierarchią źródeł prawa - napisał MSZ w oświadczeniu z soboty.
Gdy dochodziło do kolizji prawa UE z krajowym, podejmowane były kroki, by z niej wyjść. Tak było w 2005 r., kiedy TK orzekł o niezgodności przepisów UE związanych z Europejskim Nakazem Aresztowania. Rozwiązaniem wówczas była zmiana konstytucji przeprowadzona przez Sejm. Jak będzie tym razem? - Przepisy Traktatu o Unii Europejskiej wskazane w wyroku TK z 7 października pozostają w mocy. Niedopuszczalna jest jedynie taka ich interpretacja lub stosowanie, które naruszają polską konstytucję - podkreślił MSZ w swoim oświadczeniu.
Polskie władze z jednej strony próbują przekonywać, że odczytywanie wyroku TK jako wstępu do polexitu jest błędem. - Wyrok jest tak zwanym wyrokiem zakresowym, czyli wskazuje, że określone przepisy traktatów unijnych nie są zgodne z przepisami polskiej konstytucji, o ile są interpretowane rozszerzająco i wykraczają poza kompetencje, które są wprost wskazane w traktatach unijnych - wyjaśnia osoba z rządu. Z kolei PiS stara się budować przekaz, zgodnie z którym Polska poradzi sobie nawet bez unijnych dotacji, jeśli te Bruksela zacznie nam blokować. Wpisują się w to ostatnie wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego czy szefa NBP Adama Glapińskiego o tym, że polska gospodarka rozwija się w coraz większym stopniu dzięki zasobom własnym. Z kolei w sobotę PiS przedstawił pakiet dla polskiej wsi. - Dopłaty dla pewnych gospodarstw będą wyższe niż w Unii Europejskiej - mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Tymczasem opozycja próbuje zmobilizować swoich sympatyków po orzeczeniu TK. - Zdecydowałem się podnieść alarm spowodowany decyzjami pseudotrybunału i partii rządzącej - mówił lider PO Donald Tusk na wczorajszym wiecu poparcia dla członkostwa w UE. - Grupa przebierańców przebranych w sędziowskie togi na polecenie prezesa rządzącej partii postanowiła wyprowadzić Polskę z UE. Chcą wyjść z UE, by gwałcić prawa obywatelskie i kraść bez opamiętania - mówił. Strategia straszenia polexitem może być częściowo skuteczna. Z naszego sondażu wynika, że w ciągu miesiąca znacząco wzrosła liczba ankietowanych, dla których wyjście Polski z UE jest realnym scenariuszem. Jeszcze na początku września takiego zdania było niespełna 30 proc. pytanych, a przeciwnego zdania 57 proc. Natomiast w najnowszym badaniu już 43 proc. uważa polexit za realny scenariusz, a liczba tych, którzy wątpią, spadła do 48 proc. - Widać wyraźny podział polityczny - jak jesteś z opozycji, wierzysz, że Polska wyjdzie z UE, a jak kibicujesz obozowi rządowemu, to masz odmienne zdanie. To kolejna kwestia, która zacznie dzielić - podkreśla Marcin Duma, autor badania United Surveys dla DGP i RMF. Inne odpowiedzi z tego samego badania pokazują, że większa część badanych - 44 proc. - ocenia decyzję TK źle, natomiast dobrze 28 proc.
Czy słyszałeś, że w czwartek (7.10) Trybunał Konstytucyjny ogłosił orzeczenie? / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe