Te same osoby, które z pokpiwaniem odnosiły się do dyskusji o możliwości powołania konia na sędziego, wspierały równie absurdalne z punktu widzenia prawa twierdzenia

W prawniczej bańce twitterowej odbyła się niedawno dyskusja: czy koń może być sędzią. To oczywiście nawiązanie do historii o cesarzu Kaliguli, który rzekomo miał uczynić swojego ukochanego konia Incitatusa konsulem. Źródła nie potwierdzają prawdziwości tej anegdoty, jest to jednak dobry przykład na to, że kto ma władzę, może z nią zrobić wszystko. Część prawników wspiera podobny sposób myślenia o przywilejach władzy w interpretowaniu prawa.
Figura sędziego konia dla niektórych komentatorów jest sprowadzaniem sprawy powołań sędziowskich do absurdu, bo przecież oczywiste jest, że koń sędzią być nie może. A skoro to absurd, to nie ma sensu o nim dyskutować i przywoływanie tego przykładu źle świadczy jedynie o tym, który go podnosi. Te same osoby, które z pokpiwaniem odnosiły się do sprawy konia, same wspierały z perspektywy konstytucji równie absurdalne twierdzenia. Tyle że ubrane w papkę prawniczą i głoszone ze śmiertelną powagą, jakby to były to normalne stanowiska prawne, które należy brać pod uwagę i się do nich na poważnie odnosić. Co więcej, władza część takich twierdzeń – przy aplauzie części prawników – wciela w życie. Są więc równie absurdalne co przykład z sędzią koniem, ale jednocześnie niebezpieczne, bo wpływają na rzeczywistość, w której żyjemy.
Czy na przykład prezydent może ułaskawić osobę, która nie jest prawomocnie skazana? Część prawników twierdzi, że tak, dokonując absurdalnej wykładni konstytucji w oderwaniu od jakichkolwiek ograniczających ram. Jeżeli zgodzimy się, że tak, zaraz dojdziemy do wniosku, ż może ułaskawić kogoś co do przestępstwa, które jeszcze nie zostało wykryte, albo nawet popełnione. Co więcej – nie ma przeszkód, żeby ułaskawić osoby, która się jeszcze nie urodziła, albo dać komuś glejt na niepodleganie odpowiedzialności karnej. Bo przecież „w konstytucji nie ma żadnych ograniczeń co do ułaskawień”. Na koniec kadencji prezydent wręczy ułaskawienia politykom za przestępstwa, których dopuścili się od 2015 r., a niektórzy prawnicy będą twierdzili, że to zgodne z konstytucją, bo ta nie mówi, że tak nie można (interpretując w oderwaniu artykuł, który dotyczy ułaskawienia).
Wiele dyskusji wzbudziły też swego czasu wybory (niedokończone) I prezesa Sądu Najwyższego. Część prawników – także ci, którzy krytykują przykład sędziego konia – uznała, że prezydent mógł uczynić p. Manowską I prezes, a jest inaczej. Nie mógł. Zignorowano konstytucyjną rolę Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, które ma przedstawić kandydatów na I prezesa, spośród których prezydent może wybrać tego, kto ma tę funkcję pełnić. Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN w sposób wyraźny i niebudzący żadnych wątpliwości informowało o swojej woli, co mogli obserwować wszyscy zainteresowani, bo wybory były szeroko relacjonowane. Zgodnie z nią p. Manowska nie była jednym z kandydatów tego organu. Osoby oddelegowane przez polityków do spacyfikowania Sądu Najwyższego, łamiąc procedury, nie dopuściły do podjęcia w tej sprawie uchwały. A przy występującej polaryzacji podjęcie uchwały było jedynym możliwym sposobem wypowiadania się tego kolegialnego organu konstytucyjnego. Część prawników twierdziła, że skoro wcześniej nie było takich uchwał, to nie było potrzeby i teraz. Kontekst ustrojowy się zmienił jednak – do tej pory nie zdarzyło się tak, by prezydent zadziałał tak wyraźnie wbrew woli ZO SSN.
Wróćmy do pytania, czy prezydent może powołać konia na sędziego. Wiadomo, że koń sędzią być nie może. Jeśli jednak w miejsce konia podstawimy 5-letnie dziecko (przykład nieco mniej absurdalny), to w przeciwieństwie do zwierzęcia może ono być podmiotem praw. Skoro zaś prezydenckie powołanie sanuje wszystkie wady wniosku, to być może kiedyś sędzią zostanie przedszkolak?
To też absurd – wiadomo, że dziecko nie może zostać sędzią. Oznacza to jednak, że są pewnego rodzaju nieokreślone wprost w konstytucji ramy, które ograniczają prezydenta w powołaniach sędziów. W Konstytucji RP nie znajdziemy bowiem przepisu, który wprost zakazuje powołania konia czy dziecka na sędziego. Sensem jego powołania jest jednak to, by mógł on wymierzać sprawiedliwość. Musi być zdolny do ukonstytuowania sądu – takiego, który jest realizacją prawa do sądu. W polskim ustroju elementem układanki jest Krajowa Rada Sądownictwa. Jeżeli mamy poważne wątpliwości, czy obecny twór, który się tą nazwą posługuje, ma przymioty KRS, o której mowa w konstytucji, to kładzie się to cieniem na całym procesie powołania sędziego, a tym samym na prawie obywateli do sądu. Sama decyzja prezydenta o powołaniu nie sanuje wszystkich błędów. Tak jak nie sprawi, że sędzią stanie się koń czy przedszkolak, tak samo nie doprowadzi do tego, że absolutnie każdy, kto otrzyma powołanie od prezydenta, stanie się sędzią.
Taki sposób myślenia to wypaczanie prawa, metaforyczne powoływanie koni na sędziów. To pogląd na prawo konstytucyjnych cwaniaków, którzy z legalizmem na ustach uzasadnią każde bezprawie.
Są pewnego rodzaju nieokreślone wprost w konstytucji ramy, które ograniczają prezydenta w powołaniach sędziów. Nie znajdziemy bowiem przepisu, który wprost zakazuje powołania konia czy dziecka na sędziego