Transmisje online posiedzeń Krajowej Rady Sądownictwa – to była właściwie jedyna spośród zmian, jakie PiS wprowadził w tym organie w 2017 r., której szczerze przyklaskiwałam. Zawsze bowiem uważałam, że im bardziej transparentne są działania podmiotów państwowych, tym lepiej dla obywateli. O naiwności! Dziś, po prawie czterech latach i setkach godzin spędzonych przed monitorem komputera, muszę zgodzić się z Ottonem von Bismarckiem, który mawiał, że im ludzie mniej wiedzą o powstawaniu kiełbas i praw, tym lepiej śpią w nocy.

Ja od kilku lat śpię coraz gorzej, choć nie dlatego, że obejrzałam filmik z zakładu masarskiego czy transmisję z obrad parlamentu. Mój spokój został zachwiany po tym, jak zaczęłam skrupulatnie śledzić w sieci prace obecnej KRS. A czara goryczy przelała się, gdy zobaczyłam, do czego doszło na ostatnim posiedzeniu organu, który z woli ustrojodawcy ma przecież stać na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów.
Chodzi oczywiście o słynne już głosowanie, w którym wzięła udział osoba do tego nieuprawniona, czyli… żona jednego z członków rady – sędziego Zbigniewa Łupiny. Na nagraniu z wrześniowego posiedzenia wyraźnie słychać, jak kobieta pyta, czy ma oddać głos na tak czy na nie. Głosowanie bowiem odbywało się zdalnie, a pech chciał, że mikrofon u państwa Łupinów pozostawał cały czas włączony. No i zrobiła się z tego awantura na cztery fajerki. I nie ma się co dziwić, wszak udział osoby nieuprawnionej musi skutkować nieważnością czynności podjętej z jej udziałem. Do sytuacji odniósł się sam przewodniczący KRS, który zapowiedział, że zbada sytuację. Można by więc uznać, że nie ma co załamywać rąk, sprawa zostanie wyjaśniona, a konsekwencje wobec winnych wyciągnięte. Można by, gdyby nie to, że już raz takie szumne zapowiedzi przewodniczącego spełzły na niczym. Mam tutaj na myśli aferę z tzw. dietodniówkami. Wówczas również podjęto czynności wyjaśniające, a koniec końców okazało się, że – choć pieniądze za wątpliwą pracę zostały zainkasowane przez konkretne, znane wszystkim z imienia i nazwiska osoby – winnych nie ma.
Mój głęboki sceptycyzm co do tego, czy zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec winnych obecnej afery, wzmacnia również zachowanie samego sędziego Łupiny. W wywiadzie dla portalu wp.pl stwierdza on m.in., że nie ma sobie nic do zarzucenia, i wypiera się tego, że głos oddała za niego żona. Cała rozmowa jest zresztą tak absurdalna, że szczerze polecam ją wszystkim, którzy lubią poczucie humoru rodem z brytyjskiego serialu z lat 80. pt. „Czarna Żmija”.
No więc zrobiło nam się i śmieszno, i straszno. Mówimy wszak o konstytucyjnym organie. Ale chyba nawet nie to jest w tym wszystkim najstraszniejsze. Jeszcze bardziej bowiem przeraża mnie to, że tak, jak (dzięki transmisjom) widać na posiedzeniach KRS, zachowują się sędziowie, którzy na co dzień decydują o losach obywateli. Mają w rękach ich majątki, sprawy rodzinne, a czasem i wolność. I nie mam tutaj na myśli tylko tego jednego wybryku sędziego Łupiny. Kto oglądał posiedzenia KRS wie, co mam na myśli. A kto nie oglądał, a ma mocne nerwy, powinien zerknąć od czasu do czasu. Może wówczas zrozumie, że to, co się od kilku lat w sądownictwie dzieje, nie ma nic wspólnego ani z prawem, ani ze sprawiedliwością.
Najbardziej przeraża to, że tak, jak (dzięki transmisjom) widać na posiedzeniach KRS, zachowują się sędziowie, którzy na co dzień decydują o losach obywateli