Polskie władze chciałyby, aby w rozwiązanie kryzysu na granicy z Białorusią zaangażowały się organizacje międzynarodowe. – I to nie UE, bo ona jest stroną, ale np. ONZ – słyszymy.
Polskie władze chciałyby, aby w rozwiązanie kryzysu na granicy z Białorusią zaangażowały się organizacje międzynarodowe. – I to nie UE, bo ona jest stroną, ale np. ONZ – słyszymy.
Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) w Strasburgu wczoraj przychylił się do wniosku o zastosowanie środków tymczasowych w sprawie ludzi koczujących na granicy, ale nie nakazał Polsce otworzenia dla nich granic. O to wnioskowała do trybunału w imieniu cudzoziemców grupa polskich prawników związanych m.in. z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Polska została zobowiązana jedynie do zapewnienia jedzenia, wody, ubrań, leków oraz – jak zaznaczył ETPC, jeśli to możliwe – tymczasowego schronienia. Jak czytamy w postanowieniu, środek ten nie powinien być rozumiany jako wymaganie od Polski i Łotwy (jej też dotyczył wniosek) wpuszczenia cudzoziemców, o których mowa we wniosku, na ich terytorium. Będzie ono obowiązywać przez trzy tygodnie – do 15 września.
– Nie ukrywam, że liczyliśmy na więcej. Spodziewaliśmy się, że ETPC zarządzi (...) możliwość dopuszczenia do procedury uchodźczej – mówi portalowi gazetaprawna.pl jedna z autorek wniosku, mec. Agata Bzdyń. Dodaje jednak, że należy się cieszyć też z tego, co udało się osiągnąć. – To zapewnienie podstawowych potrzeb ludzkich – podkreśla.
Nasze źródło w polskim rządzie już wcześniej sygnalizowało, że Polska nie widziałaby możliwości zrealizowania postanowienia trybunału, jeśli ten nakazałby wpuszczenie cudzoziemców na polskie terytorium. – Jurysdykcja ETPC ogranicza się do państw, które podpisały Europejską konwencję praw człowieka, i do ich terytoriów. Ci ludzie znajdują się na terytorium Białorusi, która nie jest jej stroną. Nie widzę więc podstaw do tego, by nawet poprzez instrumenty prawne zmuszać państwo polskie do reagowania. Ci ludzie nie są pod naszą opieką. Są na Białorusi i to na Mińsk powinny być kierowane wszelkie działania dyplomatyczne, prawne, polityczne – podkreśla nasz rozmówca.
Nie ma na razie w polskim rządzie mowy o tym, by osoby koczujące na granicy polsko-białoruskiej zostały wpuszczone do naszego kraju. – Jeśli wpuścimy tę grupę, ustanowimy precedens. Łukaszenka za moment sprowadzi kolejne i potem problem będzie jeszcze większy, dlatego musimy powiedzieć twardo „nie” – mówi nam osoba z rządu. Jak podkreśla, w rozwiązanie problemu mogłyby się zaangażować organizacje międzynarodowe. – Nie może to być jednak Komisja Europejska, bo ona jest stroną sporu (polska granica jest jednocześnie granicą zewnętrzną UE). ONZ mogłaby podjąć starania, aby tę grupę ludzi zabrać z Białorusi – słyszymy.
W ocenie prof. Ireneusza Kamińskiego, prawnika i byłego sędziego ad hoc ETPC, nawet takie zabezpieczenie trybunału będzie ciężko zrealizować. – Wnioskodawcy domagali się wpuszczenia cudzoziemców na terytorium Polski. Trybunał nic takiego nie nakazał. Wprost powiedział, że dostarczenie wody i żywności nie może być traktowane jako stworzenie uprawnienia do znalezienia się tych osób na terytorium RP – mówił. Pozostaje pytanie, jak można dostarczyć im wsparcie, skoro migranci znajdują się po białoruskiej stronie. – Jeśli funkcjonariusze to zrobią, naruszą granicę innego państwa. Białoruś mogłaby podjąć działania obronne. Oczywiście, można im spróbować zostawić żywność i wodę, by te osoby same je wzięły, ale niewykluczone, że spotka się to z odpowiedzią po stronie białoruskiej – zastanawia się prawnik. Polski rząd zaoferował już konwój humanitarny, ale zgody na przekroczenie granicy Mińsk nie wydał.
Jak w takim razie można rozwiązać kryzys na granicy? Profesor Daniel Thym z Centrum Badań Prawa Imigracyjnego i Azylowego na Uniwersytecie w Konstancji uważa, że właściwe rozwiązanie znalazła Litwa. – Tam władze mają jasny komunikat: „Rozpatrzymy wasz wniosek o azyl, jeśli o niego poprosicie na przejściu granicznym”. Jeśli decyzja będzie odmowna, będą musieli wyjechać z kraju, ale na czas rozpatrywania znajdują się na Litwie – mówi. W jego ocenie Polska również mogłaby to zrobić. Na dotarcie grupy cudzoziemców do przejścia granicznego z Polską musiałyby się jednak zgodzić białoruskie władze, a zapewne nie taki jest cel białoruskiego reżimu. Daniel Thym zwraca też uwagę, że możliwość proszenia o azyl na zielonej granicy, pomiędzy przejściami granicznymi, nie jest do końca uregulowana w prawie międzynarodowym. – Mamy do czynienia z szarą strefą – zauważa. Jak dodaje, orzeczenia ETPC wskazywałyby na to, że o wniosek należy prosić po przekroczeniu granicy na przejściu granicznym i to odzwierciedla podejście Litwy, a Polska mogłaby również zacząć działać w tym duchu. – Być może prawo UE jest nieco bardziej łaskawe, ale nie wiemy do końca, jak je interpretować – mówi.
ETPC przez lata pozostawał bardzo wrażliwy na prawa migrantów i uchodźców, ale Ireneusz Kamiński odnotowuje, że linia orzecznicza radykalnie się zmienia. – ETPC odchodzi od orzecznictwa korzystnego dla migrantów na rzecz uznawania racji państwa członkowskiego do ochrony swoich granic. Zmieniła się atmosfera w Europie i ten głos krytyczny krajów członkowskich został w trybunale usłyszany – podkreśla. Przykładem jest lipcowy wyrok w sprawie osoby deportowanej przez Francję do Maroka. Deportowany poskarżył się do ETPC na Francję, twierdząc, że odesłała go do kraju, w którym grozi mu prześladowanie z uwagi na jego zaangażowanie w działalność na rzecz niepodległości Sahary Zachodniej. Na dodatek do wydalenia doszło jeszcze w trakcie rozpatrywania przez francuski sąd odwołania. ETPC nie przyznał racji deportowanemu, lecz francuskim władzom. – Kiedyś zaangażowanie polityczne i zagrożenie prześladowaniami były traktowane jako okoliczność przemawiająca za rozstrzygnięciem korzystnym dla migranta. Teraz to się zmienia. ETPC dostrzegł, że po deportowaniu osoby tej nie spotkało żadne złe traktowanie ze strony władz – dodaje. Na dodatek trybunał doszedł do wniosku, że migranci mogą skarżyć decyzję deportacyjną już po wydaleniu w kraju trzecim.
Kraje sąsiadujące z Białorusią nie są jedynymi państwami, które muszą uciekać się do dwuznacznych rozwiązań na swoich granicach. Podobnie jest w krajach będących od lat pierwszym przystankiem migrantów w UE. Kiedy w lutym 2020 r. Turcja jednostronnie zerwała umowę z UE i otworzyła granicę lądową z Grecją, ta zawiesiła na miesiąc przyjmowanie wniosków azylowych od migrantów. Co więcej, organizacje pozarządowe donosiły, że ludzie są „brutalnie” zawracani i to nie tylko na granicy, lecz także kilkaset kilometrów od niej, a następnie na nią przewożeni. Z kolei na Morzu Egejskim o stosowanie dwuznacznych praktyk oskarżono Frontex, europejską agencję ochrony granic, która miała wspierać greckich pograniczników w wypychaniu łodzi z migrantami z greckich wód.
Podobne praktyki stosowane przez Hiszpanów w Ceucie, ich afrykańskiej eksklawie, wobec migrantów przybywających z Maroka zostały zaskarżone do ETPC, ale ten także nie dopatrzył się naruszenia. Uznał, że Hiszpanie mieli prawo odsyłać migrantów, stosując przyspieszoną procedurę weryfikacyjną, która pozwalała służbom decydować o tym, czy osoba wymaga ochrony czy też nie, w momencie jej zatrzymania.
Współpraca Bartosz Michalski
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama