Komornik będzie mógł zatrzymać część pieniędzy, które zostaną dłużnikowi po sprzedaży nieruchomości, na wypadek gdyby ten wciąż nie płacił kolejnych rat alimentów.
Komornik będzie mógł zatrzymać część pieniędzy, które zostaną dłużnikowi po sprzedaży nieruchomości, na wypadek gdyby ten wciąż nie płacił kolejnych rat alimentów.
Według danych Krajowego Rejestru Długów średnia wysokość zadłużenia rodzica, który nie łoży na dzieci, wynosi 44 tys. zł. W przypadku niektórych uporczywych dłużników alimentacyjnych jedyną szansą na odzyskanie pieniędzy jest skierowanie wniosku do komornika o wszczęcie egzekucji z nieruchomości. Już sama groźba jej zlicytowania czasem skutecznie motywuje do spłaty zadłużenia.
Z reguły jednak takie drastyczne rozwiązanie przynosi tylko chwilową poprawę. Rzadko się bowiem zdarza, by wysokość długów alimentacyjnych była równa sumie uzyskanej ze sprzedaży nieruchomości na licytacji komorniczej. Nadwyżka trafia do dłużnika, a jeśli ten nadal nie będzie płacić kolejnych rat, komornik nie będzie miał ich z czego wyegzekwować, bo po pieniądzach ze sprzedaży nieruchomości nie będzie już śladu.
Recepta? Depozyt
Dlatego Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje nad zmianami przepisów mającymi na celu zwiększenie ochrony wierzycieli alimentacyjnych. Koncepcja, której szczegóły są obecnie przedmiotem prac resortu, polega na tym, by po zlicytowaniu nieruchomości i zaspokojeniu wierzycieli komornik nie zwracał wszystkich pozostałych pieniędzy dłużnikowi, ale zatrzymywał określoną pulę na rachunku depozytowym ministra finansów.
– W tej chwili toczą się dyskusje o wysokości kwoty, która ma się składać na swego rodzaju „kapitał żelazny”, z którego można by czerpać, gdyby dłużnik nadal nie wywiązywał się z obowiązku alimentacyjnego, a pozostałe rodzaje egzekucji były nieskuteczne – tłumaczy DGP przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości.
MS proponuje aby kwota depozytu wynosiła 24-krotność minimalnego wynagrodzenia, co w przyszłym roku stanowiłoby ok. 72 tys. zł. Wysokość tego bezpiecznika byłaby stała dla wszystkich, niezależnie od wysokości zasądzonych alimentów
Proponowane rozwiązania będą częścią pakietu zmian w kodeksie postępowania cywilnego, który został już wpisany do wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów, a niebawem ma trafić do konsultacji.
– Spodziewamy się, że propozycja może budzić wątpliwości środowisk wierzycielskich i na pewno rozważymy uwagi, które spłyną z tego środowiska, od komorników i organizacji społecznych zajmujących się prawami osób dotkniętych problemem niealimentacji. Niewątpliwie jednak ten dzisiejszy model nie zabezpiecza w należyty sposób wierzytelności alimentacyjnych na przyszłość – dodaje nasz rozmówca z resortu sprawiedliwości.
Nadmierny optymizm...
– Każde rozwiązanie, które pozwoli na zabezpieczenie pieniędzy przy komorniku, a nie przy dłużniku alimentacyjnym, jest pożądane. Jednak powodzenie tych przepisów opiera się na optymistycznym założeniu, że w ogóle dojdzie do egzekucji nieruchomości – ocenia mec. Katarzyna Deresz, która specjalizuje się w sprawach alimentacyjnych.
Według niej dłużnicy alimentacyjni już na samym początku sprawy o alimenty robią wszystko, by upłynnić posiadany przez siebie majątek, w rezultacie czego trzeba uruchamiać instytucję skargi pauliańskiej.
Te obserwacje potwierdza Robert Damski, komornik przy Sądzie Rejonowym w Lipnie, który był jednocześnie członkiem zespołu ekspertów ds. alimentów powołanym przez rzecznika praw obywatelskich we współpracy z rzecznikiem praw dziecka.
– W przypadku alimentów egzekucja z nieruchomości nie jest zbyt często stosowana, bo bardzo rzadko uporczywi dłużnicy alimentacyjni są oficjalnymi właścicielami jakichkolwiek nieruchomości. Niemniej sam miałem niedawno taki przypadek, kiedy pan dłużnik musiał zapłacić kilkanaście tysięcy złotych zadłużenia, bo odziedziczył nieruchomość, którą niemal natychmiast zająłem. Aby uwolnić się spod zajęcia, pan od ręki zapłacił całość zadłużenia. Nie doszło nawet do etapu obwieszczenia o licytacji, ale najważniejsze, że dziecko otrzymało należne mu pieniądze – opowiada Robert Damski.
Dodaje, że takie sytuacje są raczej rzadko spotykane, a jeszcze rzadziej po sprzedaży nieruchomości i zaspokojeniu wszystkich wierzycieli (bo najczęściej jest ich więcej) zostaje jakakolwiek kwota z planu podziału, którą należałoby zwrócić dłużnikowi jako nadpłatę.
…ale kierunek dobry
Mimo uwag Robert Damski pozytywnie ocenia pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości. – Z mojego 20-letniego doświadczenia wynika, że jeśli już w alimentach dochodzi do egzekucji z nieruchomości, to najczęściej oznacza, że wszystkie inne sposoby wyegzekwowania należności na dzieci już dawno zostały wyczerpane i nie należy się spodziewać, że bieżące alimenty będą płacone regularnie. Może to być więc jedyna szansa dziecka na uzyskanie tego, co mu się należy – podkreśla komornik.
Dodaje, że zabezpieczenie na rachunku depozytowym pieniędzy, które pozostałyby po sprzedaży licytacyjnej i zaspokojeniu wierzycieli, z jednoczesnym upoważnieniem komornika do ich podjęcia w wypadku dalszego uchylania się dłużnika od obowiązku alimentacyjnego, nie tylko zabezpieczałoby interes dziecka, lecz także motywowało dłużnika do bieżącej spłaty.
– Ustawodawca przewiduje takie rozwiązanie w art. 883 par. 2 k.p.c., więc może warto pomyśleć i tutaj o podobnym – zastanawia się Robert Damski.
Zgodnie z tym przepisem dłużnik może żądać umorzenia egzekucji co do świadczeń wymagalnych w przyszłości, jeżeli uiści wszystkie świadczenia wymagalne i złoży na rachunek depozytowy ministra finansów kwotę równą sumie świadczeń periodycznych za sześć miesięcy, z równoczesnym umocowaniem komornika do jej podejmowania. Komornik skorzysta z tego umocowania, gdy stwierdzi, że dłużnik popadł w zwłokę z uiszczeniem świadczeń wymagalnych; równocześnie wszczyna z urzędu egzekucję.
– Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, jak duża miałaby być to kwota. Może równowartość alimentów pozostałych do osiągnięcia przez dziecko pełnoletniości? Jeśli dziecko ma 10 lat, a alimenty wynoszą 500 zł miesięcznie, byłoby to 48 tys. zł. Kwota ta mogłaby co roku się zmniejszać, gdyby dłużnik regularnie łożył na dziecko. Byłaby to motywacja np. do znalezienia legalnej pracy. Górną granicą mogłaby zaś być choćby proponowana przez resort 24-krotność średniego wynagrodzenia – proponuje Robert Damski. ©℗
Należności na dzieci
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama