- Unia jest grą interesów, a gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Polska pozwala na dużo - mówi Waldemar Gontarski doktor habilitowany nauk prawnych, specjalista prawa karnego i prawa UE, rektor EWSPiA, adwokat, był pełnomocnikiem RP przed TSUE i Europejskim Trybunałem Praw Człowieka
- Unia jest grą interesów, a gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Polska pozwala na dużo - mówi Waldemar Gontarski doktor habilitowany nauk prawnych, specjalista prawa karnego i prawa UE, rektor EWSPiA, adwokat, był pełnomocnikiem RP przed TSUE i Europejskim Trybunałem Praw Człowieka
Z Waldemarem Gontarskim rozmawia Piotr Szymaniak
fot. Wojtek Górski
Waldemar Gontarski doktor habilitowany nauk prawnych, specjalista prawa karnego i prawa UE, rektor EWSPiA, adwokat, był pełnomocnikiem RP przed TSUE i Europejskim Trybunałem Praw Człowieka
Sytuacja w sporze pomiędzy Polską a Komisją Europejską o Izbę Dyscyplinarną toczonym przed Trybunałem Sprawiedliwości UE jest dynamiczna. W środę TSUE wydał postanowienia zawieszające Izbę Dyscyplinarną, a zaraz potem Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok stwierdzający, że przepis, na którego podstawie zostały nałożone środki tymczasowe w sprawach dotyczących wymiaru sprawiedliwości, jest niezgodny z polską konstytucją. W czwartek z kolei zapadł już właściwy wyrok TSUE stwierdzający, że system dyscyplinarny sędziów jest niezgodny z unijnym prawem.
No cóż, TSUE rozstrzygnął co do meritum sprawę, którą dzień wcześniej wiceprezes Rosario Silva de Lapuerta na wyścigi z polskim TK rozstrzygnęła incydentalnie. Całe to postępowanie po prostu przypomina jakąś dziecinadę.
Ostre słowa.
8 kwietnia 2020 r. TSUE wydał postanowienie o zawieszeniu działalności Izby Dyscyplinarnej w zakresie postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. Od miesiąca wiadomo było, że 15 lipca zapadnie w tej sprawie wyrok, dotyczący niezgodności przepisów powołujących ID z prawem unijnym. Ale z jakimi przepisami? Problem polega na tym, że poziom integracji europejskiej nie osiągnął takiego stanu, by Unia wymagała prawem traktowym niezawisłości sędziów i niezależności sądów. Owszem, wymaga tego Karta praw podstawowych, ale zarówno w traktacie o UE, jak i w samej karcie jest zapisane, że samoistnie nie rozszerza ona kompetencji instytucji unijnych określonych w traktatach. Trybunał wyprowadza prawo do badania niezależności sędziowskiej z prawa do skutecznego środka prawnego zawartego w art. 19 ust. 1 akapit drugi Traktatu o UE, ale to jest inne prawo odrębnie sformułowane w stosunku do regulacji konstytucyjnych. Tymczasem 14 lipca, na 56 min przed wydaniem wyroku polskiego TK, ukazuje się komunikat TSUE o zabezpieczeniu zawieszającym nie tylko kolejne kompetencje ID, lecz także w części Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN w zakresie, w jakim jest uprawniona do badania kwestii związanych z niezawisłością sędziowską. Co więcej, z komunikatu tego dowiadujemy się, że zawieszeniu ulegają uchwały ID, które zostały już wydane, np. o uchyleniu immunitetu sędziego SN Józefa Iwulskiego, dlatego że Polska po raz kolejny – tak jak w przypadku kopalni Turów – nie potrafi się wdać w spór z TSUE. W sumie: w sprawie Turowa pomyliliśmy procedury, w sprawie Izby Dyscyplinarnej de facto nie wdaliśmy się w spór. Ba, nawet kiedy TSUE wydał postanowienie o zawieszeniu ID, strona polska nie złożyła natychmiast wniosku o jego uchylenie, chociaż regulamin postępowania przed Trybunałem Sprawiedliwości UE w sumie dopuszcza taką możliwość. Tak samo zresztą było w przypadku postanowienia o wstrzymaniu wydobycia w kopalni Turów.
Jak to „nie wdaliśmy się w spór”?
Nie przedstawiliśmy dowodów. Wiceprezes TSUE wprost pisze, że Polska nie wykazała, że na skutek zawieszenia uchwał ID może dojść do przedawnienia czynów, które były podstawą do uchylenia immunitetu np. sędziego Iwulskiego, choć wystarczyłoby tylko uprawdopodobnienie, że może się tak stać. To pokazuje naszą ewidentną nieumiejętność obrony swojego stanowiska na forum unijnym. Tak samo było zresztą z reakcją na zabezpieczenie w postaci wstrzymania wydobycia w kopalni Turów, gdzie Polska pomyliła procedury, myśląc, że mamy do czynienia z wyrokiem. To jakbym jako adwokat pomylił przed sądem krajowym procedurę cywilną z karną! To się w głowie nie mieści, to wszystko odbywa się w oparach absurdu. Jako związek państw Unia jest grą interesów, a gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Polska pozwala na dużo. Gdy przegrywam sprawę jako adwokat, wtedy w pierwszej kolejności mam pretensje do siebie. Radziłbym polskiej administracji podobne podejście. Bo choć TSUE wykracza poza swoje kompetencje, to my nie potrafimy racjonalnie temu przeciwdziałać.
Czy sugeruje pan, że orzeczenie TK powinno zapaść wcześniej, tak by rząd mógł się nim posłużyć jako argumentem w sporze przed TSUE?
Nie chodzi nawet o formalny wyrok, lecz o przedstawioną w jego uzasadnieniu naszą tożsamość konstytucyjną, która powinna się znaleźć jako część argumentacji w sporze z KE. Chociaż nie ma w traktacie przepisu, który mówi o niezależności sądów albo o niezawisłości sędziów krajowych, to są takie, które mówią o poszanowaniu przez instytucje unijne tożsamości konstytucyjnej państw członkowskich. Chodzi mi o to, że ten wyrok TK mógłby tłumaczyć nasze racje. Natomiast w zderzeniu czołowym nie mamy szans. Jeśli bowiem uznamy zgodnie z art. 8 konstytucji jej wyższość nad prawem unijnym, to pamiętajmy o konsekwencjach. Mamy takie możliwości: albo zmiana konstytucji…
…Niemcy zmieniali konstytucję na skutek kolizji z prawem UE, Francja poprawiała. I Hiszpania.
Właśnie. Drugim rozwiązaniem jest wystąpienie do unijnych instytucji o poprawienie traktatu w ten sposób, aby był on zgodny z polską konstytucją. Trzecim – skorzystanie z art. 50 Traktatu o Unii Europejskiej w wersji lizbońskiej, czyli z prawa do wystąpienia. I wreszcie czwarta możliwość – niewykonanie wyroku TSUE. Ale uwaga, za to traktat przewiduje sankcje finansowe. Albo w formie jednorazowego ryczałtu, albo kary dziennej, bądź i to, i to. My wciąż więcej od UE dostajemy, niż jej dajemy, więc te ewentualne kary byłyby potrącane z tych środków.
W myśl środowego orzeczenia TK można się spodziewać, że wyrok TSUE nie będzie wykonany, więc będziemy płacić.
Wcześniej KE musi nas jeszcze raz pozwać i wówczas TSUE jeszcze raz wyda wyrok, w którym nałoży kary finansowe. A te mogą być bolesne. Przekonała się o tym Grecja, która nie dostosowała się do wyroku TSUE dotyczącego niezgodności greckiej ustawy o grach hazardowych z prawem Unii. Nałożono takie kary w 2009 r., które w połączeniu z globalnym kryzysem z 2008 r. wydatnie przyczyniły się do kryzysu finansowego w tym państwie. Choć wątpię, czy do końca kadencji obecnego polskiego parlamentu TSUE zdąży wydać ewentualny wyrok dotyczący kar. Jest jednak jeszcze ryzyko, że w rezultacie niewykonanych wyroków TSUE zostaną wstrzymane fundusze europejskie. Więc ten wyścig TSUE z TK – jak przystało na porządną demokrację, w której kto pierwszy wstanie, ten rządzi – jest de facto wyścigiem o wstrzymanie pieniędzy, które mogą przypaść Polsce. Awantura z sankcjami finansowymi w powietrzu coraz bardziej dojrzewa.
Czy w tym kontekście, patrząc na efekty reformy wymiaru sprawiedliwości, uważa pan, że warto było ją przeprowadzać w ten sposób?
To pytanie ze styku prawa konstytucyjnego i polityki, dlatego jako prosty adwokat wolałbym nie odpowiadać, bo mógłbym zejść na manowce. ©℗
Reklama
Reklama