Poczynając od 3 lipca 2021 r. aż do dnia, kiedy upłynie rok od odwołania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii, sąd rozpoznaje sprawy cywilne w składzie jednego sędziego tak w I, jak i w II instancji. W ten sposób zasada kolegialności, a w szczególności przepis, iż rozpoznanie apelacji następuje w składzie trzech sędziów zawodowych (art. 367 par. 3 kodeksu postępowania cywilnego), przestały de facto obowiązywać.

Sędzia według własnego wyboru może teraz rozpoznawać sprawy na posiedzeniach zdalnych („przy użyciu urządzeń technicznych umożliwiających przeprowadzenie ich na odległość z jednoczesnym przekazem obrazu i dźwięku”), w zwykły sposób, tj. na posiedzeniach w sali sądowej (ale tylko „gdy rozpoznanie sprawy na rozprawie lub posiedzeniu jawnym jest konieczne, a ich przeprowadzenie w budynku sądu nie wywoła nadmiernego zagrożenia dla zdrowia osób w nich uczestniczących”) lub na posiedzeniu niejawnym, czyli bez udziału stron i publiczności („gdy nie można przeprowadzić posiedzenia zdalnego, a przeprowadzenie rozprawy lub posiedzenia jawnego nie jest konieczne”).
Choć można odnieść wrażenie, że ustawodawca zdaje się preferować posiedzenia online, to nie mam wątpliwości, iż przy tak skonstruowanych przepisach w codziennej praktyce dominować będzie rozpoznawanie spraw na posiedzeniach niejawnych. Zawsze można bowiem twierdzić, że posiedzenia zdalnego nie da się w konkretnym sądzie przeprowadzić z uwagi na ubogą lub zawodną infrastrukturę informatyczną, a posiedzenie jawne nie jest w danej sprawie konieczne. Dlaczego, kiedy odstępuje się od restrykcji dotyczących imprez masowych i towarzyskich, jak i publicznych praktyk religijnych, jednocześnie ogranicza się prawa obywateli do udziału w sądowych posiedzeniach? Tajemnicą poliszynela jest, że wprowadzone przepisy służyć mają przyśpieszeniu rozpoznawania spraw w celu nadrobienia wieloletnich orzeczniczych zaległości, a podstawowe zasady procedury cywilnej, jak jawność, ustność, prawo do wysłuchania czy kolegialność orzekania, mają temu prymatowi ustąpić.
Warto zwrócić uwagę, że wprowadzone teraz zmiany to odwrót od sztandarowych rozwiązań wprowadzonych w ramach nowelizacji procedury cywilnej w 2019 r. Już wtedy ograniczono prawo do rozprawy, ale pierwszym etapem procesu cywilnego miało być postępowanie przygotowawcze, w trakcie którego sąd miał wyjaśnić stanowiska stron, ustalić zakres sporu i postępowania dowodowego, a na posiedzeniu przygotowawczym z udziałem stron – o ile nie uda się skłonić ich do pojednania ‒ zaplanować dalsze postępowanie poprzez sporządzenie i zatwierdzenie planu rozprawy. Autorzy projektu pisali wówczas: „Bodaj po raz pierwszy zaistnieje szansa zaangażowania stron, czy ogólniej obywateli, w postępowanie sądu ze sprawą. Dotychczas koncentrowano się na sądzie jako gospodarzu procesu. Wskazywano na kontradyktoryjność, by akcentować role i znaczenie stron w rozstrzygnięciu sprawy. Wszystko pozostaje aktualne, jednak teraz to w istocie strony będą organizować postępowanie sądowe. Dojdzie do tego pod kierownictwem sędziego, ale strony uczestniczyć będą aktywnie w czynnościach organizacyjnych. Przejmą zatem odpowiedzialność za sposób, w jaki sprawa zostanie rozpoznana”.
Obecnie zapewnienie to całkowicie straciło aktualność. Jeśli sędzia ma do wyboru posiedzenie z udziałem stron w sali sądowej, posiedzenie z udziałem stron online i posiedzenie niejawne przy własnym biurku, to trudno się dziwić, jeśli wybierze to ostatnie jako najłatwiejsze do przeprowadzenia, najmniej czasochłonne i z jego punktu widzenia najbardziej efektywne. Wtedy rozstrzygnie sprawę na podstawie dowodów z dokumentów, może też złożonych na piśmie zeznań świadków czy wyjaśnień stron. Wystąpień pełnomocników nie wysłucha, bo takich nie będzie, wiarygodności świadków nie zweryfikuje, bo ich nie ujrzy ani nie skonfrontuje. Strony będą składać kolejne pisma, jeśli sąd swoim zarządzeniem im na to zezwoli, a o rozstrzygnięciu dowiedzą się po wydaniu orzeczenia przez internet z systemu informatycznego lub poprzez doręczenie odpisu orzeczenia przez operatora pocztowego, bo nie ma przecież obowiązku uprzedniego informowania stron o terminie posiedzenia niejawnego. Sąd pozostanie dla nich w istocie obcy, odległy i anonimowy, bo sędziego nie zobaczą tak, jak sędzia nie zobaczy ich ani ich pełnomocników. Czy będzie to służyć budowaniu zaufania obywateli do sądu? Czy wymiar sprawiedliwości zyska w ten sposób na prestiżu? Wreszcie, czy polska procedura cywilna nie zostanie sprowadzona do instrukcji obiegu podań?
Jak zwykle, nadzieja w sędziach. Oby nie ulegali pokusie masowego kierowania spraw do rozpoznania na posiedzeniu niejawnym, choćby było to wygodne i pozostawało w zgodzie z literą wprowadzonego teraz prawa. Wymierzanie sprawiedliwości to przecież więcej niż rozpoznawanie podań w zaciszu gabinetu.