W interesującej rozmowie z dr Anną Dalkowską, od wtorku byłą już wiceminister sprawiedliwości („Nie uciekniemy przed informatyzacją postępowań sądowych”, DGP z 7 kwietnia 2021 r.) o rychłej, kolejnej zmianie procedury cywilnej zabrakło mi odniesienia się do stanu de lege lata, a przede wszystkim do skutków nowelizacji kodeksu z 2019 r. Choć głównym uzasadnieniem projektowanych teraz regulacji ma być usprawnienie pracy sądów podczas pandemii, to refleksja na temat aktualnego stanu prawnego byłaby dobrym punktem wyjścia do dyskusji, jakie reformy w istocie mogą sprzyjać sprawności i jakości procesu cywilnego.

Nowelizacja AD 2019, wprowadzona pod hasłem poprawienia efektywności poprzez aktywizację i zwiększenie tak udziału, jak i odpowiedzialności stron w organizacji procesu, sprowadziła się w szczególności (pomijam ograniczenie dewolutywności, fiskalizm i odstąpienie od ustności procesu) do realizacji trzech zasad: prawo do sądu nie oznacza prawa do rozprawy, poszukiwanie dowodów w postępowaniu przed sądem jest zasadniczo niedopuszczalne, nawet proste błędy proceduralne mogą skutkować przegraniem sprawy.
Przykłady na uzasadnienie powyższej opinii można mnożyć. Oto kilka z nich: brak wniosku o rozpoznanie sprawy na rozprawie w pozwie lub odpowiedzi na pozew, apelacji lub odpowiedzi na apelację skutkuje praktycznie rozpoznaniem jej na posiedzeniu niejawnym, brak wniesienia wraz z wnioskiem o uzasadnienie orzeczenia opłaty sądowej skutkuje odmową jego uzasadnienia (co prowadzi do utraty możliwości jego zaskarżenia), w pismach przygotowawczych należy m.in. wyszczególnić, które fakty strona przyznaje, a którym zaprzecza, jeśli żądamy w pozwie dowodów znajdujących się w sądach, urzędach lub u osób trzecich, musimy uprawdopodobnić, że sami nie mogliśmy ich uprzednio uzyskać.
Nie chodzi o ocenę tych zmian, ale trzeba wreszcie zadać publicznie pytanie: czy zwykły obywatel jest w stanie samodzielnie sprostać wymogom obecnej procedury bez uszczerbku dla swoich interesów? A w sprawach gospodarczych, gdzie w zasadzie wszystkie twierdzenia i dowody należy podać w pozwie i odpowiedzi na pozew, a postępowanie dowodowe ograniczone jest do analizy dokumentów? Ustawodawca uznał, że „profesjonalizm przedsiębiorcy-strony obejmuje również dokumentowanie faktów w celu ewentualnego wykorzystania ich w przypadku sporu”, czyli fryzjer, drukarz czy producent drutu powinien gromadzić dowody dokumentowe na wypadek ewentualnego procesu. Czy przedsiębiorca poradzi sobie sam w tak skrojonej procedurze?
Proponowane teraz zmiany kodeksu postępowania cywilnego prowadzą do orzekania przez jednego sędziego w obu instancjach i do prymatu posiedzeń sądowych online lub – co stanie się zapewne regułą – do upowszechnienia posiedzeń niejawnych. W sprawach cywilnych nie boję się jednoosobowego orzekania, choć rozumiem niepokój w mniejszych ośrodkach. Mam obawę przed tym, że sędzia będzie rozstrzygał, nie widząc stron, wyłącznie na podstawie pism, zapisów zeznań i dowodów z dokumentów. Tym ważniejsze jest, aby strona była w takim postępowaniu reprezentowana przez zawodowego pełnomocnika, który składa za nią pisma i ma wpływ na postępowanie dowodowe.
Jeśli zapowiadane zmiany mają przynieść pożądany efekt bez uszczerbku dla stron, niezbędne jest wprowadzenie przymusu adwokackiego, tj. obowiązku reprezentowania strony w postępowaniu przez zawodowego pełnomocnika (adwokata lub radcę prawnego). Taki przymus istnieje dotąd tylko w sprawach własności intelektualnej (również z udziałem rzeczników patentowych), w postępowaniu grupowym i postępowaniu przez Sądem Najwyższym. Po nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego z 2019 r. i w obliczu czekających nas korekt procedury, w szczególności tych dotyczących dokonywania doręczeń wyłącznie przez internet, wprowadzenie tego przymusu w procesie cywilnym jest koniecznym warunkiem zapewnienia efektywności postępowania i wyrazem lojalności ustawodawcy wobec obywateli. Sprzyjać temu powinni i sędziowie, i Ministerstwo Sprawiedliwości. Sędziów zwolniłoby to z powinności dokonywania uciążliwych pouczeń, pozwoliłoby w każdej sprawie egzekwować obowiązek wspierania procesu przez strony i – przy założeniu, że tak reprezentowane strony to partnerzy, a nie petenci w wymierzaniu sprawiedliwości – usprawniło przebieg postępowania. Stronom zaoszczędziłoby rozczarowań, a w przypadku ich wystąpienia umożliwiłoby obwinianie za nie pełnomocników, a nie stanu sądownictwa.
Antycypując ewentualną, artykułowaną przed laty kilkukrotnie, odpowiedź o braku środków na pokrycie kosztów większej niż dotąd liczby pełnomocników z urzędu, warto przypomnieć, że wynagrodzenie za tę pracę niezmiennie pozostaje niskie. Trudno też uwierzyć, że w efekcie rozszerzenia zakresu i istotnego podniesienia opłat sądowych w 2019 r., odpowiednich funduszy budżetowych nie udałoby się wysupłać.
Przed przymusem adwokackim nie uciekniemy. Powinien zostać wprowadzony dla dobra obywateli i wymiaru sprawiedliwości. Im szybciej się go doczekamy, tym szybciej polskie sądownictwo stanie się sprawne i efektywne.