Przedłużanie nawet oponad 200 dni terminów sporządzania uzasadnień orzeczeń, wyższa od przeciętnej liczba wyroków uchylanych przez sąd wyższej instancji, brak doświadczenia worzekaniu wsprawach skomplikowanych pod względem prawnym ifaktycznym czy wreszcie brak dodatkowych osiągnięć takich jak np. publikacje naukowe czy prowadzenie zajęć dydaktycznych wszkołach wyższych. Ato tylko wycinek „osiągnięć”, jakimi może się pochwalić awansowany właśnie przez prezydenta do Sądu Apelacyjnego wWarszawie, awięc do sądu II instancji, Przemysław Radzik.
Przedłużanie nawet oponad 200 dni terminów sporządzania uzasadnień orzeczeń, wyższa od przeciętnej liczba wyroków uchylanych przez sąd wyższej instancji, brak doświadczenia worzekaniu wsprawach skomplikowanych pod względem prawnym ifaktycznym czy wreszcie brak dodatkowych osiągnięć takich jak np. publikacje naukowe czy prowadzenie zajęć dydaktycznych wszkołach wyższych. Ato tylko wycinek „osiągnięć”, jakimi może się pochwalić awansowany właśnie przez prezydenta do Sądu Apelacyjnego wWarszawie, awięc do sądu II instancji, Przemysław Radzik.
O skromnym sędzim z Sądu Rejonowego w Krośnie Odrzańskim media piszą i mówią często. A to wszystko oczywiście w związku z pełnioną przez niego od 2018 r. funkcją zastępcy rzecznika dyscyplinarnego. Jego decyzje dotyczące ścigania sędziów, którzy znani są z surowego recenzowania działań obecnej większości parlamentarnej, niemal zawsze spotykają się z ostrą krytyką środowiska sędziowskiego, ale nie tylko. W związku z prowadzonymi postępowaniami Przemysław Radzik w kręgach sobie przychylnych dorobił się nawet pieszczotliwego przezwiska „Rzeźnik”.
Mogę sobie jednak wyobrazić (ba! jestem tego niemal pewna!), że akurat ta działalność pana Radzika w oczach prezydenta jest raczej zaletą niż wadą. Trudno mi jednak uwierzyć, że pan prezydent chciałby być sądzony i to w sposób ostateczny, wszak mówimy o awansie z sądu rejonowego do apelacyjnego, przez człowieka, o którego pracy orzeczniczej sędzia wizytator pisze tak: „omówione sprawy (w których orzekał sędzia Radzik – przyp. red.) nie mogą być uznane za obszerne i skomplikowane pod względem faktycznym i prawnym, wśród nich nie występują bowiem sprawy wieloosobowe i wielotomowe, które bardzo często są przedmiotem rozpoznawania przez Sąd Apelacyjny w Warszawie, do którego aspiruje Pan sędzia”.
A prezes Sądu Okręgowego w Zielonej Górze stwierdza wprost: „osiągane przez niego w pracy wyniki należy traktować jako przeciętne”. W tym miejscu warto również wspomnieć o tym, że także jako zastępca rzecznika dyscyplinarnego Przemysław Radzik nie ma się za bardzo czym pochwalić. Wystarczy wspomnieć chociażby o postępowaniu przeciwko sędzi Monice Frąckowiak. Sąd Dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjnym w Lublinie zwrócił tę sprawę Przemysławowi Radzikowi, gdyż uznał, że ten, prowadząc postępowanie wyjaśniające, popełnił szereg błędów. Wśród nich znalazło się m.in. naruszenie równowagi stron czy niewysłuchanie obwinionej.
Gdy więc czyta się opinie na temat dotychczasowej pracy orzeczniczej Przemysława Radzika, czy to tę sporządzoną przez sędziego wizytatora, czy też przez prezesa Sądu Okręgowego w Zielonej Górze, od razu na myśl przychodzi scena z filmu Andrzeja Wajdy pt. „Ziemia obiecana”. Ta, w której troje głównych bohaterów niemal jednym głosem, z rozbrajającą pewnością siebie stwierdza: „Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem mamy tyle, w sam raz tyle, żeby zbudować wielką fabrykę”.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama