Wydział spraw wewnętrznych Prokuratury Krajowej wystąpił we wtorek o uchylenie immunitetów trzem sędziom Sądu Najwyższego, którzy mieli doprowadzić do bezprawnego pobytu dwóch osób w zakładach karnych. Chodzi o Marka Pietruszyńskiego, Andrzeja Stępkę i Włodzimierza Wróbla. Przypadek, gdy ktoś niesłusznie spędził za kratami choćby jeden dzień, jest hańbą i wstydem dla wymiaru sprawiedliwości. Co do tego nie ma sporu. Próba pozbawienia immunitetu trzech sędziów za to, że nie dopilnowali osobiście, czy wydane przez nich decyzje uniewinniające pociągnęły za sobą dyspozycje zwolnienia z zakładu karnego, jest jednak naprawdę grubo ciosana. Zwłaszcza że – jak się okazało – doszło do błędu pracowników sekretariatu, za który zostali ukarani odpowiednio degradacją i naganą. Warto to podkreślić, bo akurat przykładów wyciągania konsekwencji wobec urzędników (o funkcjonariuszach publicznych nie wspominając) nie mamy zbyt wiele.

Niesłuszne osadzenie w więzieniu jest jednak także przynajmniej powodem do wstydu dla organów ścigania. Inkryminowani sędziowie nie musieliby naprawiać błędów swoich kolegów z sądów powszechnych i uniewinniać niesłusznie skazanych, gdyby jacyś prokuratorzy pochopnie nie wnieśli aktów oskarżenia i nie walczyli o nie jak lwy w sądach. A o wyciąganiu jakichkolwiek konsekwencji wobec tych śledczych cisza…
Rozczula mnie troska Prokuratury Krajowej o los dwóch osób bezzasadnie trzymanych przez ponad miesiąc w zakładzie karnym. Aż trudno uwierzyć, że to ta sama prokuratura, która idzie na rekord w liczbie stosowanych tymczasowych aresztowań i odpowiada za konsekwentne tworzenie przepisów, które sprawiają, że jest ich coraz więcej. Od odwrócenia reformy ministra Królikowskiego z 2015 r. począwszy. Zakładała ona zastąpienie procesu inkwizycyjnego (w którym sąd w zastępstwie biernego prokuratora przejmuje inicjatywę dowodową) modelem kontradyktoryjnym (w którym sędzia jest tylko arbitrem oceniającym spór prokuratora z obrońcą i uzależnia rozstrzygnięcie od tego, który ma mocniejsze argumenty). Ma to z punktu widzenia prokuratury podstawową wadę. Niedoinwestowani, przeciążeni, a czasem i rozleniwieni przedstawiciele tego zawodu przed sądem zostaliby zjedzeni przez obrońców, a to spowodowałoby skokowy wzrost uniewinnień. Nie zawsze pewnie słusznych. Po odwróceniu tej reformy wróciliśmy do modelu, w którym – jak narzekają pełnomocnicy – wyrok często jest tylko uroczystym zatwierdzeniem aktu oskarżenia.
Bez wyroku
Szybko poszły za tym kolejne zmiany zmierzające np. do tego, by sądy jeszcze częściej orzekały tymczasowe aresztowanie. Ten środek zapobiegawczy stosuje się co do zasady jako ostateczność (wszak jest to pozbawienie wolności człowieka bądź co bądź jeszcze nieskazanego, czyli niewinnego). Gdy istnieje ryzyko, że gagatek czmychnie albo co gorsza będzie próbował mataczyć, wpływając na świadków czy ofiary. Na wypadek, gdyby nie było obaw, że któraś z tych przesłanek się ziści, przywrócono kolejną. Wystarczy, że za popełnione przestępstwo grozi wysoka kara, by posłać podejrzanego do tymczasowego aresztu. Ale i to było dla śledczych za mało, bo nawet po aresztowaniu na trzy miesiące sąd mógł nie przedłużać tego środka, zamiast tego stosując poręczenie majątkowe. Zmieniono więc przepisy w ten sposób, by sąd, owszem, mógł to zrobić, ale tylko wtedy, gdy zgodzi się na to… prokurator.
Za mało? Szykuje się kolejna zmiana ułatwiająca życie prokuraturze. Sejm pracuje już nad przepisami, które utrudnią gromadzenie funduszy na kaucję. Zostaną zakazane wszelkie zbiórki na ten cel. Pieniądze nie będą też mogły pochodzić z żadnego przysporzenia. To znaczy, że jeśli ktoś, chcąc uniknąć aresztu i odpowiadać z wolnej stopy, sprzeda np. samochód, to prokurator będzie mógł pochodzenie tych środków zakwestionować.
Czy naprawdę prokuratorzy nie mają ważniejszych rzeczy na głowie niż badanie źródeł pochodzenia pieniędzy na kaucję? Przecież funkcją poręczenia majątkowego jest zagwarantowanie, że odpowiadający z wolnej stopy oskarżony stawi się na wezwanie prokuratora lub sądu. Czy będzie do tego przymuszony wysoką kwotą, która może przepaść, czy solenną obietnicą złożoną przed obrazem Przenajświętszej Panienki, ma drugorzędne znaczenie tak długo, jak długo będzie skuteczne. A przecież żadne dane nie wskazują, że efektywność zabezpieczenia majątkowego spada. Po co więc taki przepis? By na kaucje mogli sobie pozwolić tylko bogacze?
Niemoralne kwesty
Podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości poseł Piotr Sak, który ten projekt firmuje, uzasadniał zakaz zbiórek na poręczenie majątkowe tym, że „odpowiedzialność karna jest oparta na zasadzie indywidualizacji, a kara ma być osobistą dolegliwością”. Tłumaczył, że nie można dopuścić do tego, że (cytuję) „na cele amoralne, niegodziwe, organizują się osoby i zbierają środki”. Tak więc, proszę Państwa, poseł Piotr Sak, prawnik, adwokat, członek Okręgowej Rady Adwokackiej w Krakowie, uważa, że poręczenie majątkowe jest czymś amoralnym i niegodziwym. Z tego miejsca pozdrawiam kolegów po fachu mecenasa Saka, którzy na co dzień starają się uzyskać amoralne i niegodziwe zwolnienie z aresztów swoich klientów. Ciepłe myśli kieruję też w stronę jego ewentualnych przyszłych klientów, szczególnie tych aresztowanych, którym zostanie on przydzielony jako pełnomocnik z urzędu. O wyjściu za amoralną i niegodziwą kaucją chyba mogą zapomnieć. Korzystając z okazji, pragnę też pogratulować patronom pana mecenasa – wychowanek, który uważa poręczenie majątkowe za karę, to prawdziwy powód do dumy. Zjednoczonej Prawicy zupełnie szczerze gratuluję natomiast parlamentarzysty. Mieć posła gotowego nie tylko do tego, by świecić przed całym Sejmem oczami za nie swój i przy tym nie najmądrzejszy projekt, to żadna sztuka. Ale taki, który nie zawaha się skompromitować, byle go jakoś uzasadnić i przepchnąć przez Sejm, to prawdziwy skarb.
Należy docenić łaskawość pana posła, że z miejsca nie zgłosił postulatu wyrugowania z kodeksu postępowania karnego szkodliwej instytucji poręczenia majątkowego. Właściwie to samo korzystanie z prawa do obrony też jest naganne. Obywatel, na którego padł cień oskarżeń państwa, powinien pokornie poczekać w areszcie, aż to państwo raczy wydać w jego sprawie wyrok. To zapewne byłoby „godziwe”.
W rywalizacji na bzdury konkurencja jest jak zwykle duża. Dość powiedzieć, że uzasadniając zakaz organizowania zbiórek, autorzy przepisów tłumaczyli, że gangsterzy często mają fundusz na kaucję. Pieniądze pochodzą z przestępstwa, więc gdy później są one zwracane, to tak, jakby państwo je wyprało. – A państwo nie może być paserem – tłumaczą urzędnicy. Zgadzam się! Powiem więcej: państwo nie może być też frajerem i na przykład tolerować, by pracujący w jego imieniu urzędnicy kompromitowali je wygadywaniem takich głupot.
Owszem, zdarza się, że zorganizowane grupy przestępcze tworzą fundusze na pokrycie kosztów obrońców, kaucję czy pomoc dla rodzin przybywających za kratami kolegów. To wszystko prawda. Jeśli jednak uznamy, że pieniędzmi pochodzącymi z przestępstwa państwo powinno się brzydzić, to powinniśmy zrezygnować z zasądzania grzywien od złodziei, przestępców gospodarczych, sprawców wymuszeń rozbójniczych, łapówkarzy, sutenerów czy właśnie paserów. A co ze sprawcami innych przestępstw czy wykroczeń? Skąd pewność, że kierowca złapany na przekroczeniu prędkości zapracował uczciwie na opłacenie mandatu? Te grzywny to prawdziwe pole minowe. Może w ogóle z nich zrezygnujmy. Zostawmy tylko kary izolacyjne (czytaj: za kraty z nimi!), ewentualnie ograniczenia wolności.
Ale po co?
Intencje projektodawcy są do pewnego stopnia zrozumiałe. Otóż zakaz zbierania funduszy na poręczenie majątkowe ma przeciwdziałać sytuacji, w której istota tego środka zapobiegawczego jest wypaczona. Słusznie wskazywał Tomasz Szafrański z Prokuratury Krajowej, że jest on skuteczny, dopóki podejrzany wpłacający pieniądze ryzykuje ich bezpowrotną utratą. A jeśli na wysoką nawet kaucję zrzuci się w sieci po 5 zł kilka tysięcy anonimowych dla podejrzanego osób, to ewentualny przepadek sumy poręczenia dla nikogo nie jest obciążeniem. Co więcej, prowadzi to do tego, że – jak wskazuje prokuratura – jeśli oskarżony otrzyma zwrot poręczenia, to zarobi na tym, że był oskarżony. Nawet jeśli zostanie skazany. Zamiast jednak stworzyć narzędzie, które z chirurgiczną precyzją rozwiązałoby ten jeden konkretny aspekt zbiórek, wali się na odlew. Najlepsze jest jednak to, że opisany przez prokuratora Szafrańskiego problem (który mógłby do pewnego stopnia uzasadniać potrzebę ograniczenia możliwości przeprowadzania zbiórek publicznych na kaucje) jest w dużej części… argumentem pozornym. Bo okazuje się, że na gruncie obecnych przepisów da się go z powodzeniem rozwiązać, co z resztą sam prokurator Szafrański w Sejmie przyznał.
– Jeżeli obecnie sąd by przyjął tytułem poręczenia kwotę, co do której wie, że pochodzi ze zbiórki od wielu osób, to narusza w pewien sposób prawo procesowe. Bo działa sprzecznie z regułą art. 249 k.p.k., który mówi o tym, że środki zapobiegawcze można stosować tylko w celu zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania, a tutaj byłby iluzorycznie przyjęty środek, który żadnego waloru zapobiegawczego nie ma – stwierdził prok. Szafrański. Skoro tak, to wystarczy, że koledzy pana prokuratora w takich sytuacjach zgłoszą sprzeciw i go odpowiednio uargumentują, a sąd na pewno się do ich zdania przychyli.
Jeśli zaś chodzi o „zarabianie na byciu oskarżonym”, choć jest to bulwersujące, to należałoby odpowiedzieć na pytanie, czy powinniśmy odbierać ludziom swobodę dysponowania swoimi pieniędzmi? Jedni dają na tacę, inni na kaucję, jeszcze inni wpłacają na komitety wyborcze – ostatecznie dopóki odbywa się to dobrowolnie, państwu nic do tego. Nawet jeśli różnie takie decyzje oceniamy, to głupota jest w pełni legalna.
Oczywiście pewnie większość osób trafiających do aresztu w przyszłości zostanie skazana, ale czy mało to razy sąd się pomylił? Mało razy stosowano areszt zbyt pochopnie i zupełnie niesłusznie?
Przyznać trzeba, że rosnąca liczba tymczasowych aresztowań nie jest tylko zasługą prokuratury, bo koniec końców jest to decyzja sądów. I obecna patologia jest w dużej mierze zasługą sędziów, którzy na protestach mają usta pełne frazesów o wolności, domniemaniu niewinności i konstytucji, ale na posiedzeniach aresztowych przyklepują wnioski o areszt, aż furczy. Ja wiem, że system temu sprzyja i aby zastosować nieizolacyjny środek zapobiegawczy, trzeba się postarać i wziąć za tę decyzję odpowiedzialność, gdy wypuszczony z aresztu oskarżony ucieknie za granicę lub, co gorsza, znowu popełni przestępstwo. Łatwiej jest po prostu wysłać człowieka na trzy miesiące za kraty, licząc na to, że w tym czasie prokuratura przyniesie jakieś bardziej przekonujące kwity i problem sam się rozwiąże. Ale często kolejne miesiące mijają, a dowody jak były słabe, tak słabe pozostają.
W rezultacie żyjemy w paranoicznym systemie, w którym ok. 10 proc. osadzonych stanowią osoby bez wyroku, podczas gdy dziesiątki tysięcy skazanych oczekują na wykonanie orzeczonej kary pozbawienia wolności. Co jest bardziej demoralizujące i jednocześnie ośmieszające autorytet państwa? ©℗
Aż trudno uwierzyć, że o niesłusznie przetrzymywanych w więzieniu upomniała się ta sama prokuratura, która idzie na rekord w liczbie tymczasowych aresztowań i dyktuje Sejmowi przepisy, które sprawiają, że jest ich coraz więcej