Nie chcę powiedzieć, że nie ma różnic między spółką z o.o. utworzoną w celu niegospodarczym a partią polityczną, ale osoba prawna jest osobą prawną. A upływ kadencji w każdej osobie prawnej ma takie samo znaczenie.
Nie chcę powiedzieć, że nie ma różnic między spółką z o.o. utworzoną w celu niegospodarczym a partią polityczną, ale osoba prawna jest osobą prawną. A upływ kadencji w każdej osobie prawnej ma takie samo znaczenie.
Staram się nie angażować w politykę, pozostając obiektywnym (moim zdaniem) obserwatorem i komentatorem bardziej życia prawniczego, gospodarczego niż politycznego. Siłą rzeczy, pisząc o prawie, zdarzyło mi się o politykę ocierać, bo trudno jest niestety w Polsce rozdzielić prawo i politykę. Niespodziewanie dla mnie to tarcie powoduje czasami pożar. To, co napiszę za chwilę, to raczej żart niż przekonanie.
Otóż po ukazaniu się mojego ostatniego felietonu polityk minister, którego krytykowałem, stracił swoje stanowisko. W sumie to już trzeci raz tak się stało po moich felietonach (mam nadzieję, że były minister nie będzie miał już wpływu na zmiany w kodeksie spółek handlowych, choć zapowiada coś innego). Było też raz tak, że stanowisko stracił minister, mimo że napisałem o nim dobrze.
Ani jedno, ani drugie
Oczywiście nie wierzę we własną moc sprawczą, ale zaczynam uważać, że jak nie ma prawa, to jest sprawiedliwość. Przynajmniej teoretycznie.
Tym razem postanowiłem zająć się problemem, który szczególnie uwidocznił się w sytuacji sporu w jednej z partii koalicyjnych. Otóż jego podstawą fundamentalną jest to, czy ważniejsze jest prawo, czy polityka. A może znajdujemy się – jak u Marii Rodziewiczówny „między ustami, a brzegiem pucharu”, czyli ani jedno, ani drugie. Jedna ze stron sporu twierdzi, że naruszono statut partii w ten sposób, że po wygaśnięciu mandatu jej prezesa pełnił on dalej swoją funkcję. Druga twierdzi zaś, że posiada kilkanaście szabel, tj. posłów, którzy ją popierają. Co jest więc ważniejsze – prawo i przepisy regulujące zasady funkcjonowania partii politycznej, czy też moc i siła głosujących za bądź – co istotne – przeciw jakiejś ustawie? Czy prawo zostało już przesunięte tak bardzo na bok, że nie ma znaczenia? To co mnie zastanowiło i popchnęło do napisania tego felietonu, to pewna obojętność na argumenty natury prawnej. Ta okoliczność została od razu przykryta problemem pozycji politycznej głównego aktora sporu, jego siły, strategii itp.
Od razu zastrzegam, że to, co państwo przeczytacie poniżej, nie ma nic wspólnego z sympatiami politycznymi. Nie „ciążą” mi w zaprezentowaniu rzetelnego obrazu w tym sporze zachowania, które osobiście bardzo mi odpowiadały. Dotyczy to zablokowania wyborów kopertowych, zapowiedzi głosowania przeciwko idiotycznemu pomysłowi z mandatami, problemu nałożenia haraczu na media. Osobiście cieszyłem się, że jest ktoś, kto umie powiedzieć „nie” i ma kręgosłup, wbrew temu, co niektórzy głoszą.
Opinie prawników
A jednak spór prawo czy polityka, bez względu na efekt polityczny, jest dla mnie zupełnie zbędny i niepotrzebny. Naiwnie uważam, że prawo ma znaczyć prawo, a dopiero później powinno się analizować jego polityczne reperkusje. Stan faktyczny, który dotyczy partii politycznej, może oglądałoby się inaczej, gdybyśmy nie mówili o partii, ale np. o spółce z o.o. W problemie, który powstał, nie powinno mieć znaczenia, o jakiej osobie prawnej mówimy, bo zarówno partia polityczna zgodnie z art. 16 ustawy z 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych (Dz.U. z 2018 r. poz. 580), jak i spółka z o.o. są osobami prawnymi.
Zaskoczeniem w związku z tym była dla mnie prywatna opinia jednego z pracowników Uniwersytetu Warszawskiego z 6 lutego 2021 r. na temat sytuacji w opisywanej partii. Zasmuciło mnie to, że próbuje się w niej udowodnić coś nieudowadnialnego. Potem znów z jednej strony usłyszymy: „Mamy opinię prawników”. Drudzy odpowiedzą to samo. Dla postronnych to zupełnie niezrozumiałe. Dla prawników… słabe. Quot advocatorum, tot sententiae?
Opierające się o postanowienie Trybunału Konstytucyjnego z 15 września 2011 r. (TS 256/09) i wyrok TK z 18 lipca 2012 r. (K 14/12) stwierdzenie, że: „partia polityczna w świetle orzecznictwa nie może być postrzegana jako tradycyjna osoba prawna, lecz osoba prawna o charakterze publicznym, której celem jest uzyskanie wpływu na wykonywanie władzy publicznej”, może mieć sens jedynie z punktu widzenia celów tej osoby prawnej, a nie jej istoty. Co więcej, napisano dalej, że „wykorzystanie podczas interpretacji statutu partii politycznej technik wykładni, które mogą być uznane za dopuszczalne w przypadku prywatnych osób prawnych powinno być dokonywane z dużą ostrożnością”. A więc coś jest na rzeczy: przepisy dotyczące osób prawnych przeszkadzają w swobodnym czy raczej dowolnym interpretowaniu przepisów. Póki co nie spotkałem regulacji prawnej dzielącej osoby prawne na dwie grupy: „prywatne” i „publiczne”. To naciąganie w biały dzień, bo nie jest to podział normatywny. Gdzie jest przepis, z którego wynika wyraźnie, że partia polityczna to szczególna osoba prawna, do której nie stosuje się przepisów o osobach prawnych? Kodeks cywilny w art. 33 przewiduje pewien podział przyjmując, że osobami prawnymi są Skarb Państwa i jednostki organizacyjne, którym przepisy szczególne przyznają osobowość prawną. Skarb Państwa jest w stosunkach cywilnoprawnych podmiotem praw i obowiązków, które dotyczą mienia państwowego nienależącego do innych państwowych osób prawnych (art. 34 k.c.). Koniec, kropka. Partia polityczna nie jest w żadnym przypadku jednostką państwową. Oczywiście istnieją różnice między osobami prawnymi, w szczególności Skarbem Państwa, samorządem terytorialnym czy partiami politycznymi a spółkami. Ale partie polityczne nie są świętymi krowami, czy raczej świętymi osobami prawnymi.
Wspólna wykładnia
Jaka jest jednak różnica, z punktu widzenia osobowości prawnej, między spółką z o.o. utworzoną w celach niegospodarczych, której celem jest np. funkcjonowanie dla pomocy przy wykonywaniu władzy publicznej, a podmiotem tworzonym w celu wpływu na wykonywanie władzy publicznej? Nie chcę powiedzieć, że nie ma różnic między spółką z o.o. utworzoną w celu niegospodarczym, a partią polityczną, ale osoba prawna jest osobą prawną.
Różnice celu osób prawnych nie uzasadniają jednak stosowania jakichś szczególnych technik wykładni zindywidualizowanych dla fundacji, stowarzyszeń czy partii politycznych itp. Inaczej dojdziemy do wniosku, że np. upływ kadencji w jednej osobie prawnej ma znaczenie, a w innej nie. To prowadziłoby do absurdu. Upływ kadencji w każdej osobie prawnej ma takie samo znaczenie, ale jego skutki mogą być ewentualnie różnie uregulowane w statucie. Skoro tak, i odnosimy się do osób prawnych, to musimy przejść na grunt prawa cywilnego i regulacji dotyczących osób prawnych. Dlatego pomocne będą tu art. 38, 39 i 42 kodeksu cywilnego. Dodatkowo należy posiłkować się przepisami ustawy, w tym przypadku o partiach politycznych oraz statutu danej partii, aktu regulującego ustrój osoby prawnej, dotyczącymi: organów, ich powołania, wygaśnięcia mandatu itp.
Podobne znaczenie mieć będą tak statut partii, jak i umowa spółki z o.o. Ich pozycja w strukturze aktów regulujących działanie osoby prawnej jest identyczna i jasna. Dlatego, aby nie zgubić podstawowego, najważniejszego nurtu rozważań o osobie prawnej, zapomnijmy na chwilę, że analizujemy problem w partii, a wyobraźmy sobie, że dotyczy on spółki z o.o. o celu niegospodarczym. Należy sobie odpowiedzieć na kwestie dotyczące znaczenia kadencji, pojęcia mandatu, ustalić długość, ich początek, jak również przyczyny i skutki ich wygaśnięcia. Czy osoba prawna (partia polityczna) ma obsadzony organ? Jak ocenić ważność dokonywanych czynności w imieniu osoby prawnej (tu partii) w sytuacji, gdy organu jest brak lub ma niepełny skład?
Podstawą wszelkich rozważań jest art. 38 kodeksu cywilnego: „Osoba prawna działa przez swoje organy w sposób przewidziany w ustawie i w opartym na niej statucie”. Ma on zastosowanie również do partii politycznych z powodów, o których wspomniałem. Skoro tak, to partia polityczna działa również przez swoje organy w sposób przewidziany w ustawie i opartym na niej statucie. Artykuł 38 k.c. jest jednym z tych, które kształtują teorię organów, a więc wyjaśniają sposób funkcjonowania osoby prawnej i skutki z tego wynikające. Nie ma wątpliwości, że prezes partii, o której piszę, jest jej organem zgodnie z par. 16 ust. 1 pkt. 4 statutu. Dodatkowo, konkretyzując jego kompetencje par. 28 statutu przewiduje: „Prezes partii kieruje pracami zarządu krajowego i prezydium zarządu, reprezentuje partię na zewnątrz…”. Czyli pełni on też funkcję takiego prezesa zarządu jak w spółce z o.o. Różnica podstawowa polega na tym, że będąc odrębnym organem, jest jednocześnie członkiem innego organu, jakim jest zarząd krajowy.
Z jednej strony wydawać by się mogło, że będąc prezesem wieloosobowego zarządu, jest on primus inter pares. Jednak ze względu na szczególne uprawnienia ma on raczej pozycję uprzywilejowaną w stosunku do innych członków zarządu. No ale jest jednocześnie samodzielnym organem. Zakładając, że jego pozycja jest szczególna, bardzo ważne jest ustalenie, w jaki sposób i jak długo może pełnić swoją funkcję. Sytuacje są różne, gdy prezes partii jest jedynym członkiem zarządu i gdy jest członkiem wieloosobowego zarządu, czyli jest organem i członkiem innego organu jednocześnie. Należy rozstrzygnąć problem, co w sytuacji, gdy nie może on działać (np. upłynęła kadencja). Najpierw wyjaśnić trzeba, czy w ogóle w praktyce istnieje organ jednoosobowy i czy zarząd – ten drugi organ, którego jest członkiem – czasem nie stał się kadłubowy. Problem nie jest tak poważny, jeżeli osoba prawna może działać. Jeżeli natomiast niemożność działania prezesa (ze względu na upływ kadencji) powoduje, że organ nie ma minimalnego składu statutowego lub przez jego „absencję” inny organ staje się kadłubowy, problem jest poważniejszy. W dokonywanej ocenie pomijam jednak tę drugą sytuację i problem zarządu kadłubowego, gdyż jak rozumiem mimo potencjalnego braku prezesa w strukturze, nie stał się on niekompletny.
Mandat i kadencja
Uporządkujmy więc dwie kwestie. Bez względu na to, czy to partia polityczna czy spółka z o.o., pełnienie funkcji odbywa się w oparciu o mandat. Możemy go zdefiniować jako upoważnienie do wypełniania obowiązków i wykonywania praw członka zarządu. W wyniku ustanowienia organu uzyskuje się legitymację do tego, aby realizować wszystkie czynności związane z pełnioną funkcją. Jest to więc kompetencja do realizowania funkcji prezesa zarządu przez określony czas. Mandat zaczyna się z rozpoczęciem kadencji, jeżeli taka jest ustanowiona, bądź też z początkiem trwania okresu pełnienia funkcji przez czas nieoznaczony. Natomiast kadencja jest ściśle określonym czasem, przez jaki możliwe jest pełnienie funkcji. Pomijając problemy związane z tym, że mandat nie musi się pokrywać z kadencją (np. art. 202 k.s.h.), możemy stwierdzić, że co do zasady upływ kadencji, obok innych zdarzeń (np. odwołanie, czy rezygnacja), określa moment wygaśnięcia mandatu członka zarządu. Jeżeli więc 26 kwietnia 2015 r. na trzyletnią kadencję wybrano „naszego” prezesa partii, to możemy przyjąć, że 26 kwietnia 2018 r., czyli teoretycznie, kadencja się zakończyła. Nie jest wykluczone jednak, że przez pewien okres mandat jeszcze trwa, np. do wyboru nowych władz, bądź też zastosowano inny mechanizm uzupełnienia składu lub zastąpienia organu (to ważne z punktu widzenia opisywanego problemu). W par. 17 ust. 2 statutu partii przewidziano, że kadencje organów liczą się od dnia wyborów i kończą z chwilą wyboru nowych władz, a więc przedłużenie mandatu w stosunku do kadencji ma miejsce. W przypadku niemożności przeprowadzenia kongresu przed upływem kadencji władz krajowych partii z powodu wyższej konieczności, dotychczasowe władze partii pełnią swoją funkcję do chwili wyboru nowych władz partii przez kongres, nie dłużej niż przez rok (par. 17 ust. 1 statutu). Jeżeli przyjmiemy, że miała miejsce „wyższa konieczność”, to mandat prezesa wygasł najpóźniej 26 kwietnia 2019 r. Dodatkowo par. 29 ust. 2 statutu przewiduje, że do czasu wyboru przez kongres nowego prezesa, kompetencje prezesa partii wykonuje przewodniczący Konwencji Krajowej.
Do pełnienia funkcji w nowej kadencji potrzebne jest powołanie, przez które zwykle rozumiemy zbiorczo różne czynności: wybór, wskazanie, kooptacja itp. Nie możemy przyjąć, że jeżeli nie doszło, np. do nowych wyborów, czy nie podjęto żadnych czynności, wybór nastąpił przez aklamację (np. powszechne brawa). Ta ostatnia jest możliwa, ale stanowi ona jedynie formę ogólnej akceptacji, która musi mieć charakter wyboru.
Dla wygaśnięcia mandatu członka zarządu, podobnie jak do rezygnacji nie jest potrzebna żadna czynność, np. podjęcie uchwały o wygaszeniu kadencji. Ta wygasa albo nie. Jeżeli już ma miejsce czynność „wygaszająca”, to ma jedynie formalny charakter, na podobieństwo przyjęcia rezygnacji, np. przez radę nadzorczą spółki z o.o. To, że np. przyjmuje ona rezygnację, jest jedynie przyjęciem do wiadomości okoliczności, która mogła nastąpić wcześniej, bez znaczenia prawnego.
Co się dzieje, gdy kadencja się kończy, a mandat gaśnie? Dużo w tej mierze zależy od statutu osoby prawnej. Dla osoby prawnej skutki mogą być różne, od „lżejszych” do poważnych, o czym była mowa. Organ osoby prawnej, jeżeli jest kolegialny, może działać albo nie. W przypadku jednoosobowości sprawa jest oczywista – nie może on działać. Krótki okres czasu bezkrólewia jest zawsze dla takich sytuacji dopuszczalny, w szczególności do momentu obsadzenia organu. Jednakże jeżeli czas ten się przedłuża i możemy stwierdzić, że osoba prawna nie może być reprezentowana lub prowadzić swoich spraw ze względu na brak organu albo brak w składzie organu uprawnionego do jej reprezentowania, sąd ustanawia dla niej kuratora. Do czasu powołania lub uzupełnienia składu organu albo ustanowienia likwidatora, to kurator właśnie reprezentuje osobę prawną i prowadzi sprawy w granicach określonych w zaświadczeniu sądu. Zgodnie z art. 42 par. 3 k.c. kurator niezwłocznie podejmuje czynności zmierzające do powołania albo uzupełnienia składu organu osoby prawnej uprawnionego do jej reprezentowania, a w razie potrzeby do jej likwidacji. Tak więc ostateczną konsekwencją braku organu, będącego np. wynikiem sporów kompetencyjnych związanych z powołaniem organu czy patem decyzyjnym w tym zakresie, może być „koniec” osoby prawnej. Tak jest od zarania kodeksu cywilnego. Zmieniały się tylko szczegóły. Oczywiście art. 42 k.c. nie będzie miał zastosowania, jeżeli osoba prawna będzie mogła działać mimo braków w składzie organu (nie dotyczy to organu jednoosobowego). Pytanie czy art. 42 k.c. odnosi się do partii, o której piszę; do reprezentowania i prowadzenia jej spraw? Czy, skoro prezes partii nie może – a więc i osoba prawna nie może – dokonywać takich czynności, czyli normalnie działać, istnieje konieczność powołania kuratora, przyjmując, że nasz prezes partii utracił w 2018 r. (raczej 2019) mandat do pełnienia funkcji. Co działoby się w spółce z o.o. w takiej sytuacji? Niewątpliwie pojawiłby się kurator. A co się stało w partii? Pozornie nic. Otóż statut – o czym już wspomniałem – w par. 29 ust. 2 przewiduje, że na wypadek – w dużym uproszczeniu wygaśnięcia mandatu – uprawnienia wynikające z par. 28, tj. kierowanie zarządem i reprezentacja partii „przechodzi” na przewodniczącego Konwencji Krajowej. Statut przewidział więc przejęcie kompetencji na wypadek utraty mandatu, co prawda nie między organami, ale przez strukturę, która czasowo zastępuje prezesa. Swoją drogą ciekawe, kim on jurydycznie jest? Organem nie (nie został wymieniony w par. 16 statutu), przedstawicielem ustawowym, pełnomocnikiem też nie. Uważam, że należy go uznać za przedstawiciela statutowego, coś nowego w naszym prawie. Tyle tylko, że ewentualna kwestia przejęcia kompetencji ma miejsce w 2021 r., czyli problem ważności czynności dokonywanych przez prezesa ciągle pozostaje.
Jakie są skutki działania osoby niebędącej organem? Niewątpliwie osoba działająca jako organ niebędąca nim podlega art. 39 k.c. Nie wchodząc w szczegóły problemu stosowania art. 39 k.c., możemy stwierdzić, że ocenę dokonywanych czynności prawnych (chodzi przede wszystkim o zawierane umowy), ale również czynności faktycznych, musimy podzielić na dwa okresy. Do 28 lutego 2019 r. i od 1 marca 2019 r. Dlatego tak ważne jest ustalenie, kiedy wygasł mandat prezesa. W pierwszym okresie czynności dokonywane przez osobę bez umocowania do działania lub przekraczającą taki zakres były nieważne na podstawie art. 58 k.c. Po 1 marca 2019 r. sytuacja się zmieniła, gdyż z tą datą weszły w życie zmiany art. 39 k.c., które umożliwiły potwierdzenie tak dokonanych czynności. Oznacza to, że nie są one nieważne, ale mogą się takimi stać, jeżeli osoba prawna, czyli jej uprawnione organy nie potwierdzą dokonanych czynności. Zakładając, że czynności takie zostały (zostaną) potwierdzone, w partii problemu ważności dokonanych czynności przez prezesa poza kadencją nie będzie.
Na marginesie, interpretacja par. 29 ust. 2 statutu, gdzie mowa o niemożności wykonywania mandatu, przez przywołanego wcześniej opiniującego jako wykluczającej jego wygaśnięcie, to kolejny absurd. Właśnie wygaśnięcie mandatu to „niemożność wykonywania mandatu”, a nie jakieś konstytucyjne zdarzenie. Jeszcze inny fragment opinii, w której twierdzi się, że o tym, że ktoś jest organem bądź nie, decyduje treść ewidencji partii politycznej to już ocieranie się o… (znowu to ocieranie). Studenci prawa wiedzą (przynajmniej ci przeegzaminowani przeze mnie), czemu służą rejestry osób prawnych, a takim jest ewidencja partii politycznych. Z rejestrów tych wynika ochrona osób trzecich korzystających z rejestru, a nie fakt, czy ktoś jest rzeczywiście członkiem organu. Można być wpisanym do rejestru i nie być rzeczywistym organem, jak również być organem, ale nie być wpisanym do rejestru. Wpis i skutki z niego wynikające mają inne znaczenie. Domniemanie prawdziwości wpisu to zupełnie inne zagadnienie. Nie chce mi się o tym pisać. To są kwestie oczywiste.
Tak z grubsza wygląda sytuacja prezesa bez mandatu i skutki jego działania. Tyle prawo. A polityka? Ona może toczyć się zupełnie innym torem. I tak się dzieje w opisywanym przypadku, gdyż to decyzje polityków rozstrzygną o tym, czy ktoś prezesem jest czy nie. Jedni – protagoniści uważają, że jest, antagoniści, że nie jest. Jedni uważają, że może on zasiadać w radzie koalicyjnej, inni że nie, bo nie ma mandatu. Jedni uważają, że może on cofnąć ministrom rekomendację partii do uczestnictwa w rządzie RP, inni że niekoniecznie. Jeszcze inni mówią „zobaczymy”. To ostatnie będzie decydujące dla obrotu, jaki sprawy przybiorą. „Zobaczymy” – czyli rozstrzygnie bieżąca polityka. Prawo może nie mieć znaczenia. Ono wybrzmiewa może mocno w zestawieniu ze sprawiedliwością. Jednak ta ostatnia, subiektywnie rozumiana zdecyduje w końcu niestety o tym, czy prawo jest prawem, czy też jest tylko narzędziem w rękach polityków. A może właśnie historia nam chichocze i potrzebny jest nam niezawisły sąd?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama