Pięć lat reformy sądownictwa podsumowanych w raporcie NIK.

Wiele już napisano o tym, że reforma wymiaru sprawiedliwości w wykonaniu Zbigniewa Ziobry (czyli jedno ze sztandarowych haseł, pod jakimi obóz Zjednoczonej Prawicy szedł do wyborów parlamentarnych w 2015 r.) w istocie sprowadziła się do upolitycznienia i destrukcji najważniejszych instytucji wymiaru sprawiedliwości – Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa oraz Sądu Najwyższego. Dla sądów powszechnych owa „reforma” oznaczała zaś przede wszystkim zmianę obsady kluczowych stanowisk – prezesów sądów – co spotkało się ze słusznymi protestami środowisk prawniczych, wydziałów prawa uczelni wyższych, dotychczasowych szefów tych instytucji. Wywołało też protesty społeczne. Obecnie toczy się z tego tytułu postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) – w związku z zarzutem naruszenia przez władze RP art. 7 Traktatu o UE (zasada praworządności).
Spójrzmy jednak na ową „reformę” (to określenie w tym kontekście słusznie bierze się w cudzysłów) z perspektywy „zwykłego obywatela”, na którego lubią powoływać się rządzący, przeciwstawiając go „elitom prawniczym” czy „kaście sędziowskiej” (jak gdyby praworządność i sprawność wymiaru sprawiedliwości nie leżały w interesie wszystkich). Dobrym przyczynkiem jest tu raport „Realizacja projektów informatycznych mających na celu usprawnienie wymiaru sprawiedliwości”(nr ewidencyjny: P/19/038), który 15 stycznia 2021 r. opublikowała Najwyższa Izba Kontroli. Jego wartość bierze się z jego kompleksowości charakteru, obszerności (liczy sobie niemal 100 stron) i profesjonalizmu wynikającego z narzędzi kontrolnych, jakie NIK posiada. Co pokazuje nam raport?
Informatyzacja postępuje
Jeden z najczęściej podnoszonych postulatów w dyskusjach nad polepszeniem wydolności wymiaru sprawiedliwości sprowadza się do dalszej informatyzacji pracy sądów. Kontrola objęła cztery systemy, które miały usprawnić działanie sądów: Elektroniczne Postępowanie Upominawcze (EPU), Elektroniczne Potwierdzenie Odbioru (EPO), Protokół elektroniczny (E-protokół), System Losowego Przydziału Spraw (SLPS). „Zasadnicze cele trzech z czterech zbadanych przez NIK projektów informatycznych wspierających wymiar sprawiedliwości (EPO, EPU, E-protokół) zostały osiągnięte”. Można to rozumieć tak, że związane z tymi systemami rozwiązania informatyczne i organizacyjne po prostu działają. Warto tu zauważyć, że nie oznacza to, że wszystkie te projekty są autorskimi pomysłami aktualnego kierownictwa resortu sprawiedliwości. Tak np. Elektroniczne Postępowanie Upominawcze funkcjonuje już od 1 stycznia 2010 r.
Na tym właściwie pozytywy (w ujęciu kontroli) się kończą.
Losowy przydział spraw
Z perspektywy zapowiedzi kierownictwa resortu o dążeniu do zapobiegania dotychczasowym, ponoć niejasnym, zasadom przydzielania spraw sędziom, ciosem dla Ministerstwa Sprawiedliwości muszą być zastrzeżenia NIK do jego sztandarowego projektu – Systemu Losowego Przydziału Spraw (SLPS). Raport stwierdza: „Do końca kontroli występowały jednak problemy z wdrażaniem Systemu Losowego Przydziału Spraw”. NIK zauważa, że resort nie określił założeń SLPS ani „wymagań merytorycznych tworzonej aplikacji”. „Wpłynęło to negatywnie na równomierność przydziału spraw referentom oraz spowodowało wyłączenie mechanizmów zabezpieczających przed ewentualnymi, intencjonalnymi działaniami ograniczającymi losowość przydziału” – konstatuje NIK. Przekładając „z prawniczego na ludzki” – automatyzacja procesu przydziału spraw sędziom została przeprowadzona całkowicie po amatorsku, system nie działa, jak należy, a zasady przydziału spraw poszczególnym sędziom nadal nie są transparentne.
Czas trwania spraw
Powyższy przytyk raportu NIK w kierunku MS to jednak nic w porównaniu z konstatacją odnośnie do wpływu systemów informatycznych na kluczowy, mierzalny parametr – czasu trwania spraw. Tu raport nie pozostawia złudzeń: „(…) nie ma dowodu, by projekty informatyczne mające poprawić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, rzeczywiście do tego doprowadziły”. „Minister sprawiedliwości nie potrafił wskazać, w jakim stopniu wpłynęły one na poprawę funkcjonowania sądownictwa, ponieważ w ministerstwie, którym kierował, nie prowadzono w tym zakresie niezbędnych analiz” – czytamy. Wdrażać określone projekty informatyczne i nie przeprowadzić nawet analiz, jak ich wdrożenie wpływa na kluczowe parametry działalności sądów? Nie do pojęcia dla kogoś, kto miał jakikolwiek kontakt z zarządzaniem projektami czy w ogóle zarządzaniem.
Nie mogąc sprawdzić, jak kontrolowane systemy informatyczne wpłynęły na efektywność działania sądownictwa, Izba zasadnie zbadała po prostu to, jak kształtował się czas trwania spraw sądowych w okresie wdrażania owych systemów informatycznych. Ten punkt raportu musi budzić największy niepokój. „W badanym okresie w znaczący sposób uległy pogorszeniu kluczowe wskaźniki sprawności postępowań sądowych (np. średni czas trwania postępowań w sprawach gospodarczych wzrósł z 2,3 w 2015 r. do 3,8 miesiąca na koniec I półrocza 2019 r., a odsetek spraw rozpatrywanych przez sądy I instancji, w których czas rozpatrywania przekraczał 12 miesięcy, wzrósł w tym samym okresie z 5,8 do 9,2)”.
Dla laika konstatacja NIK („Dane te nie oznaczają, że zrealizowane w tym okresie projekty informatyczne nie przyniosły żadnych rezultatów. Wskazują jednak na konieczność prowadzenia systemowego monitoringu efektów takich przedsięwzięć w powiązaniu z analizą statystyczną dotyczącą sprawności sądownictwa”) nie brzmi być może zbyt dobitnie, ale dla osób mających do czynienia z audytem, kontrolą czy zarządzaniem projektami są to bardzo mocne sformułowania. Nie pozostawiają suchej nitki na instytucji kontrolowanej.
Zarządzanie projektami
Skoro zaś mowa o zarządzaniu projektami, to już wręcz dramatycznie brzmią niektóre obserwacje i konstatacje kontrolerów. Jak te: „Nie została opracowana strategia informatyzacji sądownictwa”, „wdrożone procedury zarządzania projektami były wielokrotnie ignorowane i pomijane” czy uwaga o braku ustalenia „gospodarza projektu” (w przypadku projektu EPU).
Już chyba tylko na deser można wspomnieć o sformułowaniach raportu zauważających „nierzetelną realizację projektu”, „opóźnienie w przygotowaniu w pełni sprawnego narzędzia informatycznego” oraz – w efekcie – naruszenie „zasad techniki prawodawczej w związku ze zmianą regulaminu urzędowania sądów powszechnych” (co jest dość kompromitujące zwłaszcza dla tego resortu).
Nie można zapominać, że wymiar sprawiedliwości był jednym z kluczowych przedmiotów zainteresowania Zjednoczonej Prawicy przed zdobyciem przez ten obóz większości parlamentarnej w wyborach roku 2015, a aktualny minister sprawiedliwości to jeden z liderów tego obozu. Pełnił on już tę funkcję w latach 2005–2007, a więc miał wiele okazji, aby dogłębnie poznać bolączki wymiaru sprawiedliwości i postawić odpowiednie diagnozy. Całe kierownictwo ministerstwa tworzą najbliżsi współpracownicy Zbigniewa Ziobry – często zarazem jego koledzy partyjni. Do tego akurat resort sprawiedliwości jest jednym z nielicznych niedotkniętych przez ostatnie pięć lat większymi zmianami personalnymi czy reorganizacją pracy Rady Ministrów z drugiej połowy roku 2020 (zmniejszeniem liczby resortów). Zbigniew Ziobro miał więc idealne warunki, aby radykalnie usprawnić funkcjonowanie sądów. Okazja ta została zaprzepaszczona, a raport NIK można odebrać jako „akt oskarżenia” względem ministra sprawiedliwości.