Jeśli broniąc praworządności adwokatura dalej nie będzie respektowała orzeczeń Izby Dyscyplinarnej SN, może sama pozbawić się możliwości egzekwowania odpowiedzialności dyscyplinarnej.

We wtorek Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego rozpatrzyła sprawę adwokata, który był m.in. obrońcą księdza Pawła K. skazanego ostatecznie na 7 lat więzienia za pedofilię. Reprezentował również kurię metropolitalną we Wrocławiu. Przed izbowym sądem dyscyplinarnym stanął pod zarzutem konfliktu interesów – miał nakłonić ofiarę księdza do udzielenia mu pełnomocnictwa, a następnie podpisania niekorzystnej ugody z kurią (na 40 tys. zł), która utrudniłaby dalsze dochodzenie odszkodowania – bez informowania ofiary, że reprezentował już zarówno księdza, jak i kurię. Byłby to więc ewidentny przykład konfliktu interesów i działania na szkodę klienta, co stanowi bardzo poważny delikt dyscyplinarny.
Jesienią 2019 r. sąd dyscyplinarny przy ORA we Wrocławiu ukarał adwokata zawieszeniem w prawach do wykonywania zawodu na rok. Wyższy Sąd Dyscyplinarny wydłużył następnie tę karę do 3 lat. Adwokat złożył jednak kasację do Sądu Najwyższego. Trafiła ona do Izby Dyscyplinarnej, mimo że jak dowiedziała się DGP – pismo przewodnie z Wyższego Sądu Dyscyplinarnego jako adresata wskazywało prezesa Izby Karnej. Skład orzekający kasację uwzględnił, uchylając wyrok WSD i przekazując mu sprawę do ponownego rozpoznania.
Zdumiewająca liczba uchybień
Sędziowie SN stwierdzili, że w postępowaniu wystąpiły tak liczne błędy, że Sąd Najwyższy nie był w stanie merytorycznie rozpatrzyć sprawy. Nieprawidłowości zaczęły się już na etapie postępowania przez rzecznikiem dyscyplinarnym – w sporządzonym przez niego opisie czynu nie wskazano tak podstawowych kwestii, jak czas i miejsce jego popełnienia. Zdaniem SN trudno było w ogóle stwierdzić, o co rzecznikowi chodziło i jakie przewinienie zarzuca obwinionemu. Sprecyzował to nieco bardziej sąd dyscyplinarny pierwszej instancji, nie naprawił jednak podstawowych braków co do czasu i miejsca. Ponadto pominął zupełnie jeden ze wspomnianych przez rzecznika zarzutów.
Z kolei Wyższy Sąd Dyscyplinarny zmienił kwalifikację czynu, uznając, iż adwokat dopuścił się go jako „funkcjonariusz osoby kościelnej” traktowany na równi z funkcjonariuszem publicznym. WSD nie powiadomił jednak stron o zamiarze dokonania takiej zmiany, a sama zastosowana analogia zdaniem Izby Dyscyplinarnej jest niedopuszczalna, gdyż do postępowania dyscyplinarnego stosuje się przepisy o postępowaniu karnym, które zabraniają analogii przy określaniu wyczerpania znamion czynu. Sędzia sprawozdawca Jarosław Sobutka podkreślał we wtorek, że liczba uchybień w tym postępowaniu była wręcz zdumiewająca, zwłaszcza że chodzi o samorząd profesjonalnych pełnomocników, którym powinno zależeć na skrupulatnym wyjaśnieniu tak poważnej sprawy.
WSD w potrzasku praworządności
Tymczasem mimo skazania na zawieszenie w prawach wykonywania zawodu przez dwie instancje adwokat księdza pedofila dalej figuruje w rejestrze jako wykonujący zawód. Jest tak dlatego, że zgodnie z art. 91d ust. 2 prawa o adwokaturze orzeczenie, od którego wniesiono kasację, do czasu jej rozpoznania nie podlega wykonaniu. Kasacja zaś liczy się jako złożona od momentu przekazania jej do Wyższego Sądu Dyscyplinarnego.
– Sytuacja jest więc patowa. Z punktu widzenia adwokatury kasacja dalej jest w toku, więc orzeczenie nie może być wykonane. Podkreślam, że jest to moje zdanie. WSD jest niezawisły w swoim orzecznictwie i może uznać wyrok wydany przez ID SN, a w konsekwencji ponownie rozpoznać sprawę – tłumaczy adw. Sławomir Krześ, dziekan ORA we Wrocławiu.
Gdyby SN nie uwzględnił kasacji, wykonanie wyroku należałoby właśnie do dziekana odpowiedniej ORA. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia niedawno w izbie warszawskiej, gdzie dziekan opowiedział się za wydaleniem z zawodu adwokata, w którego sprawie orzekała Izba Dyscyplinarna SN. Twierdził przy tym, że nie oznacza to legitymizacji izby, a swoją decyzję argumentował ochroną interesów klientów.
W przypadku wtorkowego rozstrzygnięcia piłka jest jednak po stronie WSD.
Może on rozpatrzyć sprawę ponownie, ale oznacza to uznanie orzeczenia Izby Dyscyplinarnej, bądź twierdzić, że sprawa kasacyjna jest wciąż w toku, a wówczas skazany w dwóch instancjach adwokat będzie mógł dalej wykonywać zawód. Najbardziej ucierpi na tym wizerunek palestry oraz klienci. Czasu na decyzję jest niewiele, gdyż zbliża się termin przedawnienia sprawy – normalnie nastąpiłoby to w marcu, ale na skutek przepisów antycovidowych możliwe jest przedłużenie terminów.
Czekając na uzasadnienie
Prezes WSD adw. Jacek Ziobrowski wskazuje, że status Izby Dyscyplinarnej i rozpoznawanie przez nią kasacji adwokatów są sprzeczne z konstytucją. Dodaje też, że Wyższy Sąd Dyscyplinarny nie miał wcześniej podobnego przypadku. I zapowiada, że decyzje w tej sprawie będą podejmowane, kiedy sporządzone zostanie uzasadnienie, do którego będzie musiał odnieść się konkretny skład sądzący.
Co znamienne, na wtorkowej rozprawie nie pojawił się rzecznik dyscyplinarny adwokatury. Jak wskazuje Piotr Falkowski, rzecznik prasowy ID, trend ten można zaobserwować już od pewnego czasu.
– Przedstawiciele innych samorządów prawniczych regularnie stawiają się i aktywnie uczestniczą w postępowaniu. W każdej sprawie odpowiedni rzecznik jest zawiadamiany, ale jego obecność nie jest obowiązkowa, więc sprawa może toczyć się bez jego osobistego udziału. Z drugiej strony nie rozumiem, w jaki sposób taka postawa miałaby służyć interesowi samorządu adwokackiego. Korporacji powinno zależeć na merytorycznym i sprawnym rozstrzygnięciu sprawy, z uwzględnieniem argumentacji obu stron – stwierdza Piotr Falkowski.
O stanowisko w sprawie poprosiliśmy też NRA, jednak biuro prasowe odesłało nas do prezesa WSD.
OPINIA
Adwokatura powinna uznać zapadłe orzeczenie
Prof. Maciej Gutowski dziekan ORA w Poznaniu, jeden z kandydatów na prezesa NRA
Orzeczenie zapadło i adwokatura powinna je uwzględnić pomimo wadliwości Izby Dyscyplinarnej. Ocena zgodności prawa z konstytucją i prawem Unii Europejskiej należy do sądów, przy czym wadliwość orzeczeń nie powoduje sententia non existens. To znaczy, że orzeczenia, nawet wadliwe, pozostają orzeczeniami. Choć istnieją poważne argumenty, by twierdzić, że Izba Dyscyplinarna sądem nie jest w rozumieniu polskiego i unijnego prawa, to jednak ocena tego należy do TSUE, Sąd Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego, zaś adwokatura, nie będąc organem sądowym, nie może decydować, którym orzeczeniem jest związana, a którym nie. Oczywiście zupełnie inną kwestią jest możliwość podważania wadliwych orzeczeń w przyszłości, ale tu i teraz musimy realizować powinności w zakresie postępowań dyscyplinarnych.