Resort sprawiedliwości chce wiedzieć, ile rozpraw zostało odwołanych w styczniu w ramach akcji protestacyjnej. Sędziowie mówią o próbie wywołania efektu mrożącego

Organizowany przez Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” protest ma formę cykliczną. Każdego 18. dnia miesiąca w sądach mają się nie odbywać rozprawy i posiedzenia. W ten sposób środowisko walczy o przywrócenie do pracy trzech sędziów zawieszonych przez kontestowaną Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego: Beaty Morawiec, Pawła Juszczyszyna i Igora Tulei. Akcja miała swój początek w styczniu.
– Nie zbieraliśmy danych dotyczących liczby rozpraw odwołanych 18 stycznia. Liczymy jednak, że z miesiąca na miesiąc będzie ich coraz więcej – mówi Krystian Markiewicz, prezes SSP „Iustitia”.
Dane takie postanowiło za to zebrać Ministerstwo Sprawiedliwości.
Sędziowie vs resort
Na przesłanie żądanych informacji prezesi sądów mają czas do 4 lutego br. Resort pytany o cel zbierania takich danych odpowiada, że pełniąc z mocy ustawy nadzór nad sądownictwem, zobowiązany jest do posiadania wiedzy na temat pracy sądów.
– Szczególnie w czasie pandemii ministerstwo stale monitoruje liczbę rozpraw i posiedzeń, które są przeprowadzane zdalnie bądź odwoływane z różnych względów – podkreśla MS. I dodaje, że dobro wymiaru sprawiedliwości, w tym sprawność postępowań sądowych, jest wartością, którą powinien kierować się każdy sędzia.
– Ale to przecież decyzje obecnego ministra sprawiedliwości doprowadziły do tego, że czas trwania postępowań wydłużył się o 38 proc., a sprawni sędziowie, którzy mogliby normalnie pracować, są odsuwani od orzekania tylko dlatego, że są niewygodni dla polityków – mówi Markiewicz. Jak zaznacza, akcja protestacyjna ma zwrócić uwagę na ten problem.
– Chcemy pokazać, że sądy to nie tylko budynki, ale to przede wszystkim sędziowie, bez których wymierzanie sprawiedliwości jest niemożliwe – zaznacza prezes Iustitii.
Tymczasem ministerstwo mówi o kompromitacji organizatorów akcji oraz dowodzie na arogancję tej części sędziowskiego środowiska, która w obronie własnych korporacyjnych interesów od lat blokuje reformę sądownictwa zmierzającą do jego demokratyzacji i usprawnienia.
– Strajk uderza w Polaków, którzy dochodząc sprawiedliwości w sądach, oczekują szybkich rozstrzygnięć. Stanowi wyraz ich lekceważenia, tym bardziej dotkliwy, bo podejmowany w okresie, gdy bieżące funkcjonowanie sądów utrudnia dodatkowo pandemia – pisze resort.
Konsekwencje protestu
Ministerstwo nie odpowiedziało nam na pytanie, czy będzie podejmować jakieś kroki względem tych sędziów, którzy zdecydowali się odwołać posiedzenia bądź rozprawy w dniu 18 stycznia br. Mimo to Krystian Markiewicz nie ma wątpliwości, że pismo rozesłane przez MS ma wywołać efekt mrożący.
– Nie spodziewam się, że względem sędziów biorących udział w akcji będą podejmowane kroki zmierzające do wytoczenia im dyscyplinarek. Jeśli już, to niektórzy uczestnicy protestu będą musieli zapłacić za solidarność z zawieszonymi kolegami np. utratą pełnionych funkcji. To przecież żadna filozofia usunąć sędziego ze stanowiska – przewiduje prezes stowarzyszenia.
Zwłaszcza że taka próba miała już miejsce. Mowa o sytuacji w Sądzie Okręgowym w Łodzi, gdzie tamtejszy prezes wystosował pismo do sędzi Ewy Maciejewskiej, informując o zamiarze odwołania jej z funkcji wiceprzewodniczącej I wydziału cywilnego. Powodem miało być właśnie zaangażowanie sędzi w akcję protestacyjną.
– Póki co żadne ostateczne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły, pani sędzia Maciejewska nadal sprawuje funkcję wiceprzewodniczącej wydziału – informuje sędzia Monika Pawłowska-Radzimierska, rzecznik prasowy SO w Łodzi.
Jak mówi nam sama zainteresowana brak decyzji w jej sprawie spowodowany jest tym, że kolegium sądu jeszcze nie wydało opinii na temat odwołania jej ze stanowiska.
– Taka opinia choć niewiążąca jest obligatoryjna. Bez niej prezes nie może podjąć decyzji o odwołaniu mnie z funkcji wiceprzewodniczącej wydziału – mówi sędzia Maciejewska. Jak dodaje z nieoficjalnych informacji, jakie do niej docierają, wynika, że kolegium już zajmowało się jej sprawą 18 stycznia jednak organowi nie udało się wydać opinii i obrady zostały przełożone na 1 marca br.
Już nie protestują
Pismo zawierające prośbę o przesłanie danych na temat odwołanych rozpraw wyszło z departamentu nadzoru administracyjnego. Jego dyrektorem jest sędzia Paweł Zwolak, a jednym z jego zastępców sędzia Jacek Przygucki.
– Warto przypomnieć, że ci ludzie, którzy dziś są związani z tzw. dobrą zmianą i oburzają się na odwoływanie rozpraw, a może nawet będą nas za to ścigać, kiedyś sami czynnie uczestniczyli, a niektórzy z nich nawet organizowali tzw. dni bez wokandy. To czysta hipokryzja. Ja protestowałem wtedy i protestuję teraz. Czy to oznacza, że oni mogli protestować tylko wtedy, gdy rządziła określona opcja polityczna? – mówi Bartłomiej Starosta, sędzia Sądu Rejonowego w Sulęcinie, przewodniczący Stałego Prezydium Forum Współpracy Sędziów. Jak dodaje, różnica między obecną akcją a tymi organizowanymi w przeszłości jest jednak taka, że wówczas chodziło przede wszystkim o pieniądze, a dziś o zasady, które dotyczą istoty niezawisłości sędziowskiej, tj. orzekania.
Mowa m.in. o akcji z 2010 r., kiedy to sędziowie chcieli wyrazić swój sprzeciw wobec reform przeprowadzanych przez resort sprawiedliwości, ale także zwrócić uwagę na brak systemowego rozwiązania dotyczącego ustalania wynagrodzeń sędziów. Wówczas akcję organizowało także SSP „Iustitia”, a jego wiceprezesem był dzisiejszy członek Krajowej Rady Sądownictwa, rekomendowany przez nią do Izby Dyscyplinarnej SN Rafał Puchalski.
– Zamieściłem w mediach społecznościowych zrzut ekranu, na którym widać zdjęcie wokandy z 2015 r. z informacją, że sprawy zostały odwołane, oraz komentarz sędziego Puchalskiego, który brzmi: „Tak w dniu dzisiejszym ma wyglądać wokanda porządnego sędziego”. Wówczas SSP „Iustitia” także zasadnie walczyło o pieniądze, bo o wyższe kilometrówki dla sędziów. Dziś słyszymy, że niektórzy z członków nowej KRS nawet nie mogą doliczyć się dodatkowych pieniędzy, które pobierają, więc pewnie głównie to teraz zaprząta ich głowy – przypomina sędzia Starosta.
Jest kandydat do KRS
Obwieszczeniem marszałka Sejmu rozpoczęła się procedura wyboru nowego członka Krajowej Rady Sądownictwa. Zajmie on miejsce po Teresie Kurcyusz-Furmanik, która 12 stycznia przeszła w stan spoczynku. I jest już pierwszy kandydat: Łukasz Piebiak, sędzia Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy w Warszawie, były wiceminister sprawiedliwości. Piebiak zrezygnował z ministerialnej funkcji po wybuchu tzw. afery hejterskiej. Według portalu Onet.pl miał on stać na czele grupy, której celem było dyskredytowanie innych sędziów niepopierających zmian wprowadzanych przez obecny obóz rządzących. Sam Piebiak wszystkiemu zaprzecza.
Sądy zwalniają