„(…) analiza dotycząca dopuszczalności odwołania Przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa ma status materiału wewnętrznego, w związku z czym jej treść i forma nie stanowią
informacji publicznej (…)” – taki ma początek podpisane przez Małgorzatę Manowską pismo zawierające odmowę udostępnienia dziennikarzowi DGP treści analizy, która miała pomóc I prezesowi SN podjąć decyzję co do dalszych kroków w związku z sytuacją w KRS.
– Pojęcie dokumentu czy też materiału „wewnętrznego”, na który powołano się w decyzji, to takie słowo wytrych, po które sięgają podmioty publiczne, kiedy dochodzą do wniosku, że udostępnienie żądanej informacji jest dla nich niewygodne bądź niekorzystne. Posłużenie się nim świadczy więc przede wszystkim o tym, że organ z jakichś sobie tylko znanych powodów udostępnić informacji po prostu nie chce – ocenia Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo.
Niekonstytucyjne rozróżnienie
Małgorzata Manowska swoją odmowę uzasadnia przede wszystkim statusem, jaki jej zdaniem posiada żądana informacja, a mianowicie dokumentu wewnętrznego. A dokumenty takie, jak pisze I prezes SN, zgodnie z orzecznictwem sądów administracyjnych nie podlegają udostępnieniu w trybie dostępu do informacji publicznej. „Jak bowiem podkreśla Naczelny Sąd Administracyjny, racjonalny ustawodawca konstytucyjny, kreując
prawo dostępu do informacji publicznej, nie zmierzał do wyposażenia obywateli w nieskrępowaną możliwość żądania ujawnienia wszelkich – nawet nieoficjalnych i roboczych – materiałów czy dokumentów, które organy władzy publicznej wytwarzają, pozyskują lub z których korzystają w toku swojej działalności” – przekonuje I prezes SN.
– Polecałbym pani I prezes SN lekturę konstytucji, a konkretnie jej art. 61 ust. 2, który mówi, że prawo do pozyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów. A skoro nie ma tu rozróżnienia na dokumenty wewnętrzne i zewnętrzne, to czynienie takich rozróżnień jest na gruncie ustawy zasadniczej nieuprawnione – zauważa Szymon Osowski z Sieci Obywatelskiej Watchdog. Z drugiej strony przyznaje, że
sądy administracyjne często ten argument przyjmują.
– Takie orzecznictwo jest wprost niekonstytucyjne i pozwala organom uciekać od transparentności – komentuje ekspert. Jego zdaniem jedynym wyjściem z tego ślepego zaułka, w który wprowadziły nas
sądy administracyjnej jest napisanie zupełnie nowej ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Małgorzata Manowska w uzasadnieniu swojej decyzji podkreśla, że analiza, o którą DGP wnioskował, służyła jedynie celom wewnętrznym Sądu Najwyższego.
– Nie mogę się zgodzić z tym argumentem. I prezes SN na jej podstawie miała przecież podjąć decyzję, która wpłynęłaby w sposób znaczący na funkcjonowanie innego organu konstytucyjnego, a mianowicie Krajowej Rady Sądownictwa – zauważa Krzysztof Izdebski. I dodaje, że nawet gdyby uznać, iż sporna analiza ma charakter dokumentu wewnętrznego, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki dokument został ujawniony.
– Nie ma przecież zakazu udostępniania tego typu informacji – podkreśla Izdebski.
Także w orzecznictwie
sądów administracyjnych przeważa stanowisko, że nie sam charakter dokumentu, a dopiero jego treść przesądza o tym, czy powinien on zostać udostępniony w trybie dostępu do informacji publicznej (patrz: grafika).
I prezes w swoim piśmie podkreśla, że sporna opinia nie przesądzała o kierunkach działania sądu i jego organów, które nadal pozostają „całkowicie nieskrępowane przy podejmowaniu decyzji w sprawie wystąpienia z wnioskiem, o którym mowa w art. 83 par. 1 ustawy z 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 825 ze zm.)”. To może zaskakiwać, gdyż w przywołanym przepisie jest mowa o tym, że I prezes SN może złożyć wniosek o rozstrzygnięcie zagadnienia prawnego wobec rozbieżności w orzecznictwie sądów. Tymczasem opinia, której Małgorzata Manowska nie zamierza udostępnić DGP, była zamówiona po to, aby wyjaśnić, czy KRS mogła odwołać swojego przewodniczącego i czy w związku z tym zmaterializował się ciążący w takiej sytuacji na I prezesie SN obowiązek z art. 20 ust. 3 ustawy o KRS (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 84 ze zm.). Chodzi oczywiście o obowiązek zwołania przez I prezesa SN pierwszego posiedzenia rady po zwolnieniu stanowiska przewodniczącego KRS.
Kolejnym argumentem, który zdaniem prof. Manowskiej uzasadnia jej odmowną decyzję, ma być to, że analiza nie ma charakteru dokumentu urzędowego w rozumieniu art. 6 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 2176). Przepis ten stanowi, że „dokumentem urzędowym w rozumieniu ustawy jest treść oświadczenia woli lub wiedzy, utrwalona i podpisana w dowolnej formie przez funkcjonariusza publicznego w rozumieniu przepisów Kodeksu karnego, w ramach jego kompetencji, skierowana do innego podmiotu lub złożona do akt sprawy”. Zdaniem I prezes SN z tego przepisu wynika, że dokumentem urzędowym jest taki dokument, który jest skierowany na zewnątrz. A sporna analiza skierowana na zewnątrz nie była.
– To kompletnie chybiona argumentacja. Dokumenty urzędowe są tylko jednym z rodzajów informacji podlegającej udostępnieniu na mocy ustawy. Tak więc nie ma żadnego znaczenia, czy wnioskowany dokument ma charakter urzędowy, czy nie – uważa Krzysztof Izdebski. Jak dodaje, np. umowa o remont gmachu budynku sądu z całą pewnością nie jest dokumentem urzędowym, a przecież nie ma wątpliwości, że podlega udostępnieniu, gdyż pozwala kontrolować to, w jaki sposób sąd gospodaruje środkami publicznymi.
Na koniec warto przypomnieć, że SN już w przeszłości, np. wówczas gdy na jego czele stała Małgorzata Gersdorf, również miewał problemy z transparentnością. Wystarczy wspomnieć chociażby ostatecznie wygrany prowadzony przez Fundację ePaństwo bój o ujawnienie danych o wykorzystywaniu służbowych kart płatniczych przez prezesów SN oraz biuro gospodarcze tego sądu.
– Widać, że w tej kwestii po zmianie kierownictwa nic się nie zmieniło – kwituje Izdebski.
Współpraca Grzegorz Osiecki
Dokument urzędowy w orzecznictwie sądów administracyjnych