Aplikacje wykorzystujące modele sztucznej inteligencji to jeden z najgorętszych trendów w internecie. Są proste w użyciu, a rezultaty ich działania mogą wydawać się magiczne. Wystarczy kilka minut, by zamienić swoje zdjęcia w astronautów na Marsie czy potwory z przeszłości. Dorośli, nawet obeznani z tematyką zagrożeń w internecie, rzucili się do generowania zdjęć i chwalenia się wynikami w portalach społecznościowych. Nie mam wątpliwości, że – tak jak wszystkie nowinki – trafią one w ręce najmłodszych. Tymczasem to fatalny pomysł.
Aplikacje wykorzystujące modele sztucznej inteligencji to jeden z najgorętszych trendów w internecie. Są proste w użyciu, a rezultaty ich działania mogą wydawać się magiczne. Wystarczy kilka minut, by zamienić swoje zdjęcia w astronautów na Marsie czy potwory z przeszłości. Dorośli, nawet obeznani z tematyką zagrożeń w internecie, rzucili się do generowania zdjęć i chwalenia się wynikami w portalach społecznościowych. Nie mam wątpliwości, że – tak jak wszystkie nowinki – trafią one w ręce najmłodszych. Tymczasem to fatalny pomysł.
Przygotowując tekst o AI do ostatniego wydania Magazynu DGP, sporo czasu spędziłam na testowanie różnych narzędzi wykorzystujących tę technologię. Przez ramię zajrzała mi córka, więc powiedziałam jej: Patrz, tu możesz wpisać to, co chcesz, a komputer zmieni to w obrazek. Super, co?
Zażyczyła sobie jednorożca. Jak to pięciolatka – różowego, z brokatowymi skrzydłami i tęczą w tle. Co mogło pójść nie tak? Wszystko. Nasze jednorożce miały eksplodujące czaszki z wylewającym się mózgiem (przyznaję, różowym) albo były pozbawione głowy w ogóle, za to posiadały wydłużające się w nieskończoność nogi. Wyglądały jak zapakowane próżniowo wieprzowe półtusze z piórami. Słowem: zamiast bajecznego stwora otrzymałyśmy zdeformowane istoty rodem z horrorów. Bardzo nie chciałabym, żeby córka była sama przy komputerze, kiedy zobaczyła wynik.
Oczywiście jednorożec z filmu grozy to nie najgorsze, co mogło ją spotkać. Wykorzystująca AI artystka posługująca się pseudonimem Supercomposite odkryła, że programy do generowania obrazów często wyświetlają użytkownikom bardzo niepokojące treści. Jak pisała na swoim blogu, chciała zobaczyć, co się stanie, jeśli wyda aplikacji polecenie wyświetlenia „odwrotności Marlona Brando”. Brzmi absurdalnie, ale na obrazku pokazała się kobieta w średnim wieku, z długimi czarnymi włosami i twarzą pooraną zmarszczkami. Pierwsze skojarzenie – japońskie filmy grozy. Co więcej, ta sama postać, w wielu odsłonach, wracała do artystki jeszcze wiele razy. Sceny, które wyświetlała jej sztuczna inteligencja, były pełne okrucieństwa i grozy – m.in. pojawiały się w nich dzieci z odciętymi głowami.
A przerażające grafiki to przecież nie koniec możliwości AI. Co stanie się, jeśli w aplikację Lensa AI zostaną załadowane zdjęcia twarzy dzieci? Tak, zgadza się – dziecięca pornografia. Sprawdziła to Olivia Snow, dziennikarka serwisu Wired. Najpierw odkryła, że aplikacja – mając do dyspozycji tylko zdjęcia jej twarzy – zawsze przedstawia jej ciało w maksymalnie zseksualizowany sposób. Postanowiła więc sprawdzić, co się stanie, kiedy jako bazowe fotografie wybierze swoje zdjęcia z dzieciństwa. Aplikacja zrobiła z nimi dokładnie to samo. Autorka określiła otrzymany wynik jako dziecięcą pornografię.
A to tylko dwa zagrożenia, jakie AI może przynieść wobec dzieci. Narzędzia oczywiście mogą być aktywnie wykorzystywane przez osoby, które będą działały na ich szkodę, a tu skala zastosowań może być naprawdę ogromna.
Na całym świecie toczy się dyskusja dotycząca ochrony najmłodszych. W USA platformy stają za to przed sądem, w Europie będą uregulowane Aktem o usługach cyfrowych. Problem polega na tym, że potrzeba było 20 lat intensywnego rozwoju social mediów, by ktoś upomniał się o dzieci. Wraz z popularyzacją AI szykuje się powtórka z rozrywki. Bezpieczne więc będą te dzieci, o które zadbają sami rodzice. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama