Ujawniane informacje pokazują, że dla wzrostu obrotów platforma nie wzdraga się przed nakręcaniem mowy nienawiści czy kompromisami z dyktaturą.

Wśród kolejnych publikacji z cyklu Facebook Papers koncern Mark Zuckerberg podliczył wyniki finansowe za trzeci kwartał tego roku. Firma zaraportowała ponad 29 mld dol. przychodów – 35 proc. więcej niż rok wcześniej – oraz blisko 9,2 mld dol. zysku netto – wzrost o 17 proc.
Sygnalistka i była menedżerka firmy Frances Haugen od początku akcji ujawniania kulisów działania największej na świecie platformy społecznościowej zarzuca Facebookowi, że przedkłada zyski nad bezpieczeństwo użytkowników. Prezentując wyniki finansowe, Mark Zuckerberg odparł, że burzę medialną wokół spółki uważa za „skoordynowany wysiłek” w celu przedstawienia jej „fałszywego obrazu”.
Oskarżenia ze strony byłej pracowniczki koncernu, publikacje „The Wall Street Journal”, a później także 17 amerykańskich redakcji współpracujących w ramach Facebook Papers, opierają się jednak na dokumentach.
Na ich podstawie w poniedziałek Haugen opowiadała przed brytyjską komisją parlamentarną, jak algorytm Facebooka może radykalizować poglądy internautów. Platforma po prostu wyżej punktuje emocjonalne reakcje na treści – np. znaczek gniewu lub śmiechu ma więcej punktów niż zwykłe polubienie – co sprawia, że te wpisy szerzej się rozchodzą. Spirala się nakręca, bo np. osobie, która zareagowała na wpis umiarkowanie lewicowy, algorytm podsuwa materiały skrajnej lewicy.
„Najłatwiejszym sposobem na wzrost jest gniew i nienawiść” – stwierdziła sygnalistka. Jej zdaniem Facebook nadal będzie podsycał niepokoje na świecie.
Sprawa algorytmu ma też polski wątek. Według NBC promowanie radykalnych treści przez platformę Marka Zuckerberga przyczyniło się do polaryzacji postaw wśród polskich internautów podczas kampanii w 2019 r. przed wyborami do Sejmu i Senatu. W wewnętrznym raporcie Facebooka stwierdzono, że „jedna z partii politycznych w Polsce” wykorzystała algorytm „wyceny” treści i w swojej komunikacji stawiała na materiały budzące silne negatywne emocje – co gwarantowało większy zasięg.
Uboczne skutki algorytmu to jednak tylko jeden z wielu zarzutów wobec Facebooka. W ukazujących się od września publikacjach prasowych cyfrowy gigant jest m.in. oskarżany o ukrywanie przed inwestorami i opinią publiczną badań o szkodliwym wpływie mediów społecznościowych na ich najmłodszych użytkowników, chodzi tu głównie o Instagram. Wytyka mu się też stosowanie preferencyjnych zasad wobec celebrytów – uchodziły im na sucho wpisy, które normalnie usuwano lub blokowano za nie konta, oraz przymykanie oczu na posty karteli narkotykowych.
Na taką łagodność facebookowej cenzury nie mogli natomiast liczyć wietnamscy opozycjoniści. Jak podaje „Washington Post”, decyzję o usuwaniu wpisów krytycznych wobec rządzącej w tym kraju partii komunistycznej podjął sam Zuckerberg. Już przed rokiem Reuters informował, że władze Wietnamu zagroziły zamknięciem Facebooka, jeśli firma nie pójdzie na współpracę. Agencja podkreślała, że platforma ma w tym państwie 60 mln aktywnych użytkowników, na których zarabia niemal 1 mld dol. rocznie.
Skala problemu odpowiada wielkości Big Techa. Z raportu spółki za trzeci kwartał br. wynika, że na całym świecie ze wszystkich jej serwisów – Facebooka, Instagrama, Messengera i WhatsAppa – korzysta miesięcznie prawie 3,6 mld osób, a codziennie - 2,8 mld.
– To potężna i nieobliczalna siła – mówi o Facebooku Jacek Dąbała, medioznawca i audytor jakości mediów z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Pozycja rynkowa może dawać temu koncernowi poczucie bezkarności. Stanowi wielomiliardową potęgę, przewyższającą siłę wielu państw. Może powodować wojny, bunty, zamieszki. I może się okazać dla świata bardziej niebezpieczna od polityków, bo ma możliwość sterowania emocjami i zachowaniami miliardów ludzi, także tej większości, która nie interesuje się polityką. A ponieważ jest podmiotem czysto biznesowym, liczy się dla niej tylko zysk i dążąc do jego zwiększania, może nie mieć zahamowań – uważa Dąbała.
Dodaje, że Facebook może być niebezpiecznym narzędziem nawet bez własnej winy. – Wyobraźmy sobie, że jest absolutnie uczciwy i ma najczystsze intencje. Ale ktoś, jakaś „siła zła”, znając możliwości i słabości Facebooka, może wykorzystać tę platformę do własnych celów, podsycając strach, kłamstwa, plotki – stwierdza medioznawca. Wiele grup już to zresztą robi, np. rozpowszechniając nieprawdziwe wiadomości o szczepionkach czy oczerniając przeciwników politycznych. – I takie akcje w mniejszym lub większym stopniu wpływają na kierunek debaty publicznej. Gdyby natomiast doszło do przejęcia kontroli nad Facebookiem przez taką grupę, siła rażenia byłaby ogromna – ostrzega Dąbała. ©℗
Z platform Marka Zuckerberga codziennie korzysta 2,8 mld osób